RECENZJE

Ścianka
Statek Kosmiczny

1998, Biodro 7.1

Cóż za fantastyczna, soczysta, prawdziwa płyta, kondensująca w sobie to, co chyba w rocku najcenniejsze. Styl Statku Kosmicznego oparty jest na potędze ostrych riffów, ale jednocześnie ma tyle wspólnego z prymitywnym graniem rock'n'rollowym, co letni spacer w rodzinnym gronie z syberyjską zimą. Tu surowe wcale nie znaczy proste. To, że gitara jest przesterowana, wcale nie oznacza, iż z głośników musi nas dobiegać kretyńskie w nią walenie, z którego nic nie wynika. Jeśli aranżacje obfitują w dysonanse, chaotyczne na dodatek, to kto powiedział, ze są one dziełem przypadku, a raczej muzyków, którzy nie radzą sobie z gałkami wzmacniacza? I tak dalej. Muzyka na tej płycie jest cholernie inteligentna, nieregularna, niespodziewana i odkrywcza. A do tego twarde brzmienie udaje się tym gościom łączyć z różnymi innymi klimatami. Ale do rzeczy.

Zaczyna "Skuter" zbudowany na kapitalnym motywie (intrygujący tekst dodaje smaczku). Potem "Ścianka" o równie porywającej podstawie riffowej, ze środkową częścią spowolnioną przy zgrywaniu, co daje tak niesamowicie psychodeliczny efekt, że po raz pierwszy zastanawiamy się, czy aby na pewno słuchamy zespołu z Polski? Urzeka uładzona, melodyjna "Piosenka No 3", miażdży brutalnie ekspresyjne "Insect Power". Frapujące sprawy mają miejsce w obu "Sopotach" – motyw główny w obu przypadkach inaczej podany. Delikatne "Piórko" wyróżnia się spokojem i ambientowym charakterem. Genialnym nastrojem poraża wybitny "Trans-Atlantyk", wywodzący się z głębokiego dudnienia basu, uzupełniony tajemniczym puzonem, a okraszony wstawkami gitary. Wreszcie "Czerwone Kozaki", rzecz, którą przeróżne zespoliki z tak zwanych scen alternatywnych w naszym kraju próbowały czasem zrealizować: coś z pogranicza pastiszu, żartobliwe, różnorodne stylistycznie. Ale członkowie tych grup pozapominali, ze trzeba jeszcze być artystą, by się za takie sprawy brać. Cóż, efekt był oczywiście zawsze żałosny. Za to tych czterech panów ze Ścianki przeszło samych siebie. Nie powiem nic. To co zrobili w "Czerwonych Kozakach", stawia ich na najwyższej półce, nie tylko w naszym kraju.

Muzyka rockowa wcale nie umarła i nie umrze, dopóki będą się w niej udzielać osobnicy odpowiedni. Tacy, co to mają w sobie niezmierzone pokłady energii, a w dodatku wiedzą, jak ją wykorzystać. Dziennikarze podkreślają fascynację zespołu archaicznym sprzętem i tym, że tak odlotowy album powstał w jego własnym, domowym studiu. Słusznie, mamy bowiem do czynienia z prawdziwym rodzynkiem, z grupą twórców niezależnych, dokładnie wiedzących o co im chodzi, traktujących szeroko pojęty rynek tak, jak powinien on być traktowany. W sumie to jeden z najbardziej wiarygodnych zespołów w ogóle u nas istniejących. Ujawnienie się tego fenomenu jest tym radośniejsze, ze ryzykownie odnosić się już dziś do muzyki stricte rockowej. Przyczynił się do tego cały zastęp wiochmanów z gitarami i mocno polepionymi włosami, uważających się za wielkich rockmanów, a nie mających do zaprezentowania nic ciekawego. Obecnie rock może być wartością tylko wtedy, gdy przystąpią do niego ludzie prawdziwie natchnieni. I to zdarza się okropnie rzadko, a jednak.

Borys Dejnarowicz    
25 lipca 2001
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)