RECENZJE

Postal Service
Give Up

2003, Sub Pop 6.4

"(This Is) The Dream Of Evan And Chan" to jeden z najbardziej zajebistych i ożywczych momentów Life Is Full Of Possibilities. Łatwo więc wytłumaczyć wszechstronne podniecenie wspólnym projektem Gibbarda i Tamborello: wszyscy po cichu wierzyli w możliwość kilkunastokrotnego powtórzenia tego kawałka na longpleju. Po zastanowieniu można było dojść do wniosku, że formuła "(This Is) The Dream" powielana na przestrzeni całego albumu straciłaby trochę ze swojej świeżości oraz przekroczyła dopuszczalną dawkę pretensjonalnej ładności na jeden krążek. Geniusz kolaboracji Dntela z liderem Death Cab For Cutie na Life Is Full Of Possibilities polegał między innymi na miejscu, które owoc ich współpracy zajął na płycie oraz wyjątkowości utworu. Przedostatni fragment, jedyny tak energiczny, spełniał rolę jądra albumu, w fonetycznym tego słowa znaczeniu. Umieszczanie dziesięciu rozpierających piosenek w jednym miejscu to jak wymawianie zdania z akcentem na każdą sylabę – robi się nienaturalnie.

Zrozumieli to Jimmy Tamborello i Ben Gibbard, decydując się na przygotowanie dziełka o znacznie mniejszym ciężarze gatunkowym. Przestrzenne scape'y porzucone zostały na rzecz płytszych i trochę bardziej przyziemnych kompozycji o charakterze współcześnie brzmiącego synth-popu. Tamborello stać na lepsze utwory, sto procent. Ale bardziej kontrowersyjny jest wkład Gibbarda, potrafiącego wynaleźć spoko melodię i jednocześnie odrobinkę spierdolić swoim brakiem wyczucia. W Death Cab For Cutie to nie infantylizm, przydarzający się nader często na Give Up, jest problemem, a całkowity brak oryginalności, banie się robienia czegoś nowego. Benjamina ogromny talent do pisania ładnych melodii nie podlega dyskusji, niestety ze względu na wspomniany grzech wtórności ostateczny rezultat traktowany jest raczej jak tło dla, powiedzmy Built To Spill, taki interesujący fakultecik zaledwie.

Tym razem lider Death Cab odżegnuje się od wszystkich podobieństw do Martscha, nadrabiając swoje wady na inne sposoby, choćby poprzez przeraźliwe przesładzanie wokalu albo pseudoliterackie liryki. Za przykład takiego destrukcyjnego działania może służyć kawałek "Sleeping In", z głupio zaśpiewanym denerwującym tekstem: "Last week I had the strangest dream / That everything was exactly how it seemed / Where there was never any mystery / Of who shot John F. Kennedy / It was just a man with something to prove / Slightly bored and severely confused / He steadied his rifle with the target in the center / And became famous on that day in November". Uee, okropne. Uważaj harcerz, bo się usmarczesz. Amerykanie mają na to odpowiednie słowo: corny.

Na granicy pretensjonalności balansują także duety wokalne z Jen Wood i chórki Jenny Lewis. Granica zostaje przekroczona w przypadku niebiańsko podniosłego "Nothing Better", gdzie Wood wchodzi w melodramatyczny dialog z Gibbardem, przypominający "Korespondencję Pośmiertną" Świetlików. Ben przeciwstawia idealizm mężczyzny pragmatyzmowi kobiety w zbyt prostolinijny sposób, reszta jest kwestią wyczucia. Z kolei zapowiadające się na Postal Service'owe "Ritual Of Hearts" "The District Sleeps Alone Tonight" psuje swoimi wokalizami Lewis. Nie ma to jak kobiety. Jednak pomimo negatywnej żeńskiej obecności opener rywalizuje o miano najlepszej tu piosenki. Rozpoczynając od nieruchomego motywu organów, wokół którego wokalista Death Cab For Cutie buduje wymiatającą melodię, utwór przeobraża się w dynamiczny, pocięty pop z udziałem brzmień orkiestrowych, świstów i klubowych beatów. "The District Sleeps Alone Tonight" nie jest jeszcze w stanie zmusić do gwałtowniejszych reakcji, prawdziwa transowa jazda przychodzi dopiero na końcu. Intrygujące smyczkowe loopy ze szczyptą shoegazera napędzane jungle'owymi drumami wprawiają ciało w upojną ekstazę. Łał, na tak spokojnym popowo-zorientowanym albumie Tamborello udaje się w rejony Spring Heel Jack, wporzo.

Wyłączając parę mocarnych momentów, generalnie jest zaledwie dobrze. Prosiliśmy Jimmiego o pyszności, a on przygotował nam zwykłą rozpuszczalną kawę. Z drugiej strony niejedna gówniana kapelka mogłaby nauczyć się od Postal Service co to znaczy dobry elektroniczny pop. Wreszcie konkret, a nie pieprzenie, cykanie, gęganie, sranie w banię, lista pryszczy na dupie po prostu. To jest właśnie ta różnica.

Michał Zagroba    
21 kwietnia 2003
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)