RECENZJE

Owen Pallett
Heartland

2010, Domino 5.7

BD: To nie jest zła muzyka, a kunszt aranżerski i wyobraźnia gościa (bardziej, niż talent songwriterski) budzą ogromny respekt. Szkopuł w tym, że facet gra nu-indie, a ja nie lubię tego stylu i tej formy ekspresji. Z jakiegoś powodu stała się ona w ostatnich latach "obowiązująca" w niezależnej muzyce amerykańskiej, a on jak miał w tym współudział, tak dalej ją eksploruje. To, czego najbardziej nie lubię w nu-indie (a nie lubię wielu rzeczy) = irracjonalne przeświadczenie twórców, że jeśli są "odmieńcami" i odważnie pokażą swoje dziwactwo, to od razu będą zajebiści. Otóż wcale nie. Kate Bush była zajebista, bo miała fenomenalne kawałki ORAZ intrygującą osobowość (kolejność nieprzypadkowa). A Pallett, jak Dan Deacon i wielu innych = super, podziwiam, że mu się chce tak to komplikować, udziwniać artykulację, szukać oryginalnego języka, lecz dla mnie nic z tego nie wynika na gruncie emocjonalnym, gdyż nu-indie operuje emocjami, które uważam za infantylne, kiczowate i w ostatecznym rozrachunku nudne. Więc biję brawo za warsztat i po minucie zapominam, że z tym obcowałem.

MHJ: Coraz więcej wskazywało bowiem na to, że końca świata nie będzie. Po latach gonitwy za chlebem, Pallet luminuje smyczkiem, kreśląc w powietrzu "V". W glorii spiętrzonych, orkiestralnych faktur, wśród barokowych figur serpentin "powraca", tym razem pod własnym imieniem i nazwiskiem. Heartland to, szczególnie w warstwie tekstowej, płyta – koncept. Każdy z dwunastu kawałków jest składową burzliwej historii pewnego farmera (Lewisa), rozgrywającej się w sfingowanej na potrzeby dramatu krainie "Spectrum". Że nie będzie happy endu, spoileruje już pierwszy utwór "Midnight Directives". Ale w trakcie są emocje i jest pąs rumieńca, jak w rasowym filmie akcji. Po nerwowym początku przychodzi czas na ukojenie wraz z "Red Sun No. 5", by w "Lewis Takes Action" chlusnąć marszowym tąpnięciem. "The Great Elsewhere" zwiastuje posępne "Oh Heartland, Up Tours!", które zaraz potem pointuje krewki highlight na tej płycie: "Lewis Takes Off His Shirt". Istna walka postu z karnawałem! Wszystko dobrze, zwrotów akcji tyle, ile miało być, jest rozmach i rozlew szampana, jest KONCEPT. Doceniam, doceniam, ale za dużo tego dobrego, "wracam pierwszym nocnym."

JB: Nowa płyta Palletta jest trochę takim męczącym dziwakiem: zbyt sterylnym na folk, zbyt klasycznym na nu-indie, zbyt technologicznie nafaszerowanym na klasykę. Albumem paradoksem. Z jednej strony pięknie zaaranżowanym, głęboko przemyślanym i łechcącym inteligencką próżność, z drugiej zaś spełniającym stereotyp, ciągnącej się za poważką jak wiadomo, wypranej z życia nudy. Owszem, zdarza się Pallettowi na Heartland dawać upust swojemu kunsztowi i, pokazując, że współpraca z Arcade Fire była tylko przyczynkiem, nadymać się solidnie barokowymi aranżami, łamaniem konwencji, stylistyczną woltyżerką, by ostatecznie rozsadzać drewniany domek piosenki. Niewątpliwie skuteczne, sęk w tym, że tym razem pochrzaniły mu się bajki. W tej właśnie chodzi o piosenki.

MZ: Nie wiem czy to przez niezdrową fascynację smyczkowym instrumentarium, czy z jakichś innych względów, ale mimo prób komplikowania aranżacji, tworzenia barokowych struktur i tak ostatecznie ten projekt wypada zbyt operetkowo. Wiejące grozą i smętem frazy (częściej) przeplatają się ze swawolnie kroczącymi, niemal elżbietańskimi w wyrazie popowymi przyśpiewkami (rzadziej). Orkiestrowy przepych, ornamenty, pewne dziwności, które nawet budzą odległe skojarzenia z obco brzmiącą architekturą dźwiękową Walkerowskiego Tilt przesłaniają bezpłciowość samych kompozycji. Bardziej ciekawa forma niż fajna treść.

Jan Błaszczak     Magda Janicka     Michał Zagroba     Borys Dejnarowicz    
22 lutego 2010
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)