RECENZJE

Maxo
Chordslayer (EP)

2015, NHX 7.6

Początkowo trudno nie czuć się przytłoczonym muzyką Maxo. Słuchasz "Snow Other" i nie wiesz, czy nie włączyły się przypadkiem dwa albo trzy różne kawałki. Nieprzerwana żonglerka akordami, ciągłe zaskoczenia i brak szacunku dla słuchaczy potrzebujących chwili wytchnienia sprawiły, że zeszłoroczny singiel wiecznie pozostawiał mnie w stanie nienasycenia. Nie udałoby się jednak Coburnowi osiągnąć satysfakcjonujących rezultatów bez kompozytorskich umiejętności, które, podobnie jak miało to miejsce w przypadku Maxa Tundry czy duetu KNOWER, pozwalają mu jednocześnie kusić bachiczną euforią oraz wprawiać w stan apollińskiej harmonii. Właśnie to sprawia, że Maxo można postawić o półkę wyżej nad wszystkimi, dla których udziwnienia stanowią całą metodę organizacji dźwięków. Tę bardziej uświadomioną grupę artystów opisał już kilkaset lat temu Marcin Luter pisząc o twórczości Josquina, więc wystarczy mi go tylko zacytować, podstawiając odpowiednie nazwisko: "Inni muzycy robią z nutami to, co potrafią, Coburn robi to, co chce" (pewnie trochę przesadzam, ale gdy weźmie się pod uwagę bogactwo muzyki brooklyńczyka, trudno o nadmierne wyolbrzymienie).

Unikalność brzmienia piosenek Maxo jest efektem rozległych inspiracji. Fundament EP-ki wynika z połączenia obsesji na punkcie zmian akordów, wczesnej fascynacji jazzem i progresywnym rockiem oraz miłości do muzyki z gier komputerowych. Ogarnięcie tego wszystkiego ułatwione jest poprzez wizualizacje i prezentację akordów (jak można się było spodziewać, są to m.in. akord molowy septymowy z dodaną undecymą, kolejny z zawieszoną tercdecymą oraz cała masa innych podobnych atrakcji), które zostały zamieszczone na specjalnej stronie internetowej.

Otwierający album "Snow Other" wszyscy, mam nadzieję, już doskonale znają, więc przejdę od razu do kolejnych utworów. W "Reach You" Coburn zawiesza słuchacza pomiędzy wielowymiarowymi nastrojami, wprowadzając w błogość łagodnie rozbujaną melodią, by stopniowo wyprowadzać go z dryfowania roztaczaniem coraz bardziej psychotycznej aury. To właśnie ta realizowana krok po kroku budowa kolejnych warstw, podczas której Maxo ani na moment nie traci kontroli nad swymi dzikimi harmoniami, pomaga osiągnąć osobliwą przejrzystość, która ujawnia się w pełnej krasie przy większej liczbie odsłuchań. W ten sposób skonstruowany jest też ujawniony rok temu "Honeybell", w którym mimo niezwykłego naszpikowania samplami udaje się utrzymać spójność. O klasie Maxo świadczy też to, że nawet te mniej zachwycające numery nadal potrafią przykuć uwagę i zafascynować. Tak jest np. w "Bishonen Line", gdzie gęsty rytmicznie, frenetyczny podkład przeplatany jest wstawkami naśladującymi jazzowych wirtuozów. Ciągle jest bardzo dobrze, ale w porównaniu do highlightów Chordslayera mniejszy odsetek ze wszystkich zgromadzonych tu obficie motywów trafia w dziesiątkę.

Zamykający EP-kę "Sunset BB" postanowiłem zostawić sobie na koniec. Ten lśniący cukierkowością kawałek dysponuje najwyraźniej zarysowanym quasi-refrenem, który spokojnie można sobie nawet nucić. Jest to moim zdaniem najładniejsza piosenka Maxo – ze śliczną progresją w intro oraz uroczymi i totalnie rozczulającymi zaśpiewami meesh. Oczywiście nie obyło się bez szalonego mostka, ale jest on na tyle krótki (oczywiście w dużej mierze z uwagi na jego wariackie tempo), że "Sunset BB" wyróżnia się na tle reszty albumu. Istnieją zresztą przesłanki sugerujące, że może to być kierunek, który Coburn będzie jeszcze eksplorował. Po pierwsze, utwór napisano najpóźniej i został dodany do tracklisty, gdy okazało się, że powstanie wspomnianej wcześniej strony internetowej zajmie bardzo dużo czasu. Po drugie, sam Maxo uważa go za swój ulubiony indeks płyty. Nawet jeśli obierze inną drogę, a pomysłów na rozwój ma z pewnością dużo więcej, to ufam mu jak mało komu, że nie będę rozczarowany.

Piotr Ejsmont    
29 kwietnia 2015
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)