RECENZJE
Lorenzo Senni
Persona (EP)
2016, Warp
Parafrazując wybitnego rapera Sosnowskiego: "kiedyś okruchem skojarzeń, dzisiaj obuchem sennsu". Lorenzo Senni na swojej nowej płycie rozwija się jako kompozytor, poszerza paletę brzmieniową i wciąga nosem (!) konkurencję, więc ssij, Powell, bowiem jedyny sport, jaki znamy, to...
Warto spojrzeć wstecz i prześledzić, przyśnić i wymarzyć przeszłość, by w pełni docenić nowa epkę Sennego. Surowy, poobijany IDM Early Works z 2008 roku to porcja satysfakcjonujących, godnych uwagi dźwięków, niemniej jednak niezbyt oryginalnych, i nie znajdziemy tam nic, czego byśmy nie słyszeli na poźniejszych płytach Autechre. Wprawki, szkice, glitch, ambient i 5.0/10.0. (Gdy zasypiał, w pokoju obok Paul van Dyk rozbrzmiewał z laptopowych głośników, reprodukcja "Niedzielnego Popołudnia Na Wyspie Grande Jette" zdobiła ścianę. Mogło tak być, ale bardziej prawdopodobne, że to umysł otumaniony narkotykami stworzył namiastkę hypnagogii). Zgodnie z oczekiwaniami/logiką snu, szybkie ruchy gałek ocznych i zwężone źrenice podarowały światu Quantum Jelly oraz, przede wszystkim, Superimpositions.
Kompleksowo rozumiana euforia wydaje się kluczem do prześwietlenia intencji Lorenzo. Euforia, która – w przeciwieństwie chociażby do szaleńców z PC Music – już w swoich pierwotnych założeniach zawiera przeczuwalne przygnębienie, nostalgię za sztucznym rajem. To nie postkoitalne rozleniwienie, a raczej uderzająca świadomość nadchodzącego dnia po imprezie: blady poranek, podróż do kres(n)u nocy, szara rzeczywistość w miejsce ultramar(y)nowanego upojenia; witaj, smutku.
I wspaniale, że to własnie rozwój artystyczny umożliwił ten traktat bez słów. Mieszają się gatunki jak litery, więc gdy przechodził do dużej wytwórni, to miał praW-o. W rozmowie z FACT Lorenzo opowiadał, że tym razem większą uwagę poświęcił akordom, a charakterystyczne arpeggiowe rollercoastery miały pełnić funkcję kontrapunktu. Skurczybyk czyta Porcys? Tym samym mniejszą rolę odgrywa repetycja, kompozycje, wyzwolone z okowów iteracji, przybrały konkretniejszą, a zarazem bardziej złożoną formę. Niespodziewanie hooki rosną jak po grzybach znalezionych na pokruszonych ścieżkach interpretacyjnych. To poszerzenie pola walki słychać już w otwierającym EP-kę "Win In The Flat World", gdy utwór napędzany frenetycznymi de- i antykadencjami generowanymi za pomocą Rolanda-JP8000, zwalnia, kluczy i w pięć minut wyjaśnia, czym jest tańczenie o architekturze. Progressive Electronic na spidzie "Rave Voyeur", w hedonistycznym tańcu ni-coś blokuje wychwyt zwrotny serotoniny – na krótko pozwala bawić się w diagonaliach, ale wybornie. Błogosławieni ledwo żywi, na których kwaśny deszcz pada, jak w "Angel", trance'owej quasi-balladzie, dzięki której Bartek Koziczyński mógłby mamrotać o odpowiedniej dawce czadu i wyciszenia, gdyby od poczciwego browara wolał posypać, i nie mam na myśli oregano. Przy tej lekkiej mżawce znajdujemy chwilę na złapanie oddechu po wiksapolaryzującym hiperrzeczywistość na uniesienie i zwał "One Life, One Chance". YOLO, kochanie, streściłeś Superimpositions w trzy minuty, biegnącnazłamaniekarkuinagranicysłuchalności. Ostatkiem sił docieramy do mety, jeśli wiesz, o czym ja mówię, bo jeżeli nie, to będzie niepofetowana szkoda, przyrzekam – "Forever True". Bity Przez Minutę w końcu oddaje, biały dzień atakuje w powidokach... Nie wiedział, co go czeka, gdy otwierał szufladę/oczy? Talerze i płynna miłość.
Okiem trzeźwym jak na okładce: o ile twórczość Matta Cutlera (zwolnij, przyjacielu) jawi się jako reminiscencja beztroskich rejwów w odswieżonym wydaniu, "borrowed nostalgia for the unremembered Nineties", to ostatnie wydawnictwa utalentowanego Włocha przywołują czas, którego nie ma, gdyż był i będzie – muzyka, która retrofuturystycznym gestem wyraża teraz-nie-jszość; zanurzona w tradycji, ale wyprzedzająca swoj czas. Z równą gracją niwelująca różnice pomiędzy przy- i przeszłością, co przerywająca sen, który dzieli prostacki trance i kompozycyjną subtelność. Dzień dobry, ale nie dla nas. Nie dla zaproszonych.