RECENZJE

Kelley Polar
I Need You To Hold On While The Sky Is Falling

2008, Environ 6.5

Po trzech latach zaszycia w borach i ostępach New Hampshire Kelley Polar powraca na parkiet. Wcześniej mieszkał w domu bez Internetu w lesie i biegał parę godzin dziennie. Dziwnym więc nie jest, że po takich ciężkich przeżyciach już nie jest taki znowu imprezowy, leśne imprezy techno chyba nie miały miejsca. Na to miejsce wchodzi coś lżejszego brzmieniowo i cięższego pod względem, jak to mówi Szymon Wydra, przekazu. "To taki zły bliźniak Love Songs Of The Hanging Gardens" – mówi tajemniczo Polar. Pojawiają się więc wpływy presokratejskiego techno, podjęty zostaje temat rozczarowującego wypróbowywania paradoksów Zenona z Elei w rzeczywistości, na przykład kiedy ktoś skacze z mostu myśląc, że nigdy nie spadnie, bo przecież odcinki drogi się przepoławiają i coś tam. Poza tym mamy różne rozważania odnośnie końca świata, który nadchodzi, są też wycieczki geograficzno-mistyczne: "At the top of the mountain, there is a special sensation at the centre of your body, and you can feel the earth moving underneath your feet. In the deepest part of the ocean, there is a cool and special place that is good for thinking. It happens to all of us at the same time. A feeling of the All-Thing". Hm.

Bity zostały nieco przypiłowane smyczkiem i wpływem popu typu lata osiemdziesiąte, a skłonności do opierania się na melodii rozwinęły się. Kelley Polar upraszcza też życie recenzentom podając im gotową listę wpływów i nawiązań – tu mamy jakieś New Order ("tell me how does it feel?") w "Entropy Reigns (In the Celestial City)", robionym w dodatku na "Don’t You Want Me" Human League, tam jakieś "Over and over again" jak w "Entertain Me" z Non Stop Erotic Cabaret Soft Cell, ówdzie odgłosy przypominające mi "Fame '90" Bowiego ze ścieżki dźwiękowej do Pretty Woman (w pierwszej piosence). Przypomina się też Matthew Herbert, zwłaszcza w przedostatnim kawałku. Kelley Polar już poza albumem dodaje od siebie, że wpłynęli na niego także niszowi rumuńscy wiolonczeliści, ale tego już, wybaczcie, wyłapać nie umiem, bo z niszowych rumuńskich muzyków klasycznych kojarzę tylko tych, którzy grają w moim tramwaju.

Upraszczając można więc powiedzieć w skrócie, że poprzedni album był bardziej techno-popowy, a ten jest popowo–elektrowy. Wpływ kolegi z zespołu Metro Area jakby się nieco zmniejszył, no a poza tym teraz to Polar produkował, Geist tylko miksował. Polar zagrał też na wszystkich instrumentach oprócz wiolonczeli i komponował. O to czy powinien być bardziej przytłoczony wpływami Geista można się spierać, w każdym razie sam Polar najwyraźniej czuje, że często to właśnie Geist jest przedstawiany jako główna atrakcja jego muzyki i nie chce, żeby ten dla wielu gwóźdź programu stał się gwoździem do trumny jego własnego stylu. Zapewnia więc w jednym z wywiadów, że nie jest Geistem, a przy okazji także, że nie jest Lil Kim – "I think some people think I'm like Lil Kim, and Morgan is like the Notorious B.I.G.; like he's writing or playing all the stuff, and I'm just singing. But I actually did 95% of the music for the last one, and 100% of the music for this one". Kelley sam też zaśpiewał, dodając do swojego wokalu nieco musicalowego stylu, przez co chwilami niestety przypomina się wręcz Mika (wybacz, Polarze!), ale szybko na szczęście przestaje się przypominać. Czasem pomaga mu wokalistka, zwłaszcza w moim raczej ulubionym 80sowym "Sea Of Sine Waves".

Kelley mówi, że chyba nie umie śpiewać, ale jeśli ktoś będzie się z niego śmiał, to trudno, bo i tak mieszka daleko w lesie i ma gdzie się schować. Na szczęście nie ma żadnego powodu do chowania się i miejmy nadzieję, że tym razem Polar opuści cywilizowany świat ze studiem nagraniowym na krócej niż trzy lata.

Zosia Dąbrowska    
28 kwietnia 2008
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)