RECENZJE

Iza Lach
Już Czas

2008, EMI 5.3

Moi rodzice chyba nie puszczali mi Beatlesów od małego i nawet mam do nich trochę żalu z tego powodu. Nawet zapytałem się mamy, czy nie przypomina sobie czegoś i jak wyglądała sytuacja z muzyką we wczesnym wieku w naszym domu, otrzymałem tylko wymijającą wypowiedź, że w naszym domu muzyka była "zawsze gdzieś tam obecna". Po chwili stwierdziła, że mogłem często słuchać Queen (ciekawe, bo w sumie nigdy nie lubiłem, dopiero niedawno trochę zmieniłem podejście, ale dalej mój stosunek do Freddiego nie jest specjalnie entuzjastyczny), potem doszło do tego Talking Heads, Depeche Mode i podobno szczególnie często R.E.M. Rosłem w latach dziewięćdziesiątych, które wraz z boomem przemysłu fonograficznego w naszym kraju, przyniosły falę muzyki o wyjątkowych walorach dźwiękowo-poetyckich, popularnie określanej mianem disco polo. Moją babcię owy gatunek muzyki przekonywał szczególnie, a że spędzałem z nią sporo czasu, przez jakiś czas estetyka polskiej dyskoteki zawładnęła i mną. I szczerze mówiąc jeśli mam jakieś wspomnienia z dzieciństwa związane z muzyką, to jakoś często przewija się w nich pewien hicior, afirmujący wolność, swobodę, zabawę i dziewczynę młodą.

Tylko do czego zmierzam. Otóż właściwie muzyka nabrała dla mnie większego znaczenia dopiero w okolicach gimnazjum, a tak zwaną świadomość muzyczną musiałem sobie wyrobić sam, co ma swoje plusy i minusy, a polegało początkowo na łapaniu lepszych i gorszych hitów, w bardzo dalekiej przeszłości na nagrywaniu piosenek z radia, a w późniejszym okresie przesłuchiwaniu sporej ilości płyt – czyli właściwie tak jak u większości osób. Jak wiemy są jednak ludzie, których przygoda z muzyką wyglądała w dużej mierze inaczej. Oczywiście, żeby nie bawić się w półsłówka mam tu na myśli i Izę Lach, i Borysa Dejnarowicza. Trochę im zazdroszczę, a trochę jednak się cieszę, że u mnie nie wyglądało to podobnie, bo w jakiś sposób satysfakcjonuje mnie świadomość, że do wszystkiego stopniowo doszedłem samemu i że czasem nadal się lekko wstydzę niektórych swoich muzycznych sympatii z przeszłości. Miałem jakieś 11 czy 12 lat, kiedy "Idola" wygrała Ala Janosz, strasznie ją polubiłem, uważałem, że dobrze śpiewa i że ma jakiś potencjał. Wróciłem sobie nawet do jej występów i okazało się niestety, że wcale tak dobrze jej to śpiewanie nie szło, ale nie w tym rzecz. Ala była ledwie parę lat starsza ode mnie, co pozwalało mi się pewnie nieco utożsamiać z postacią z telewizora. Potem wyszła jej płyta i wiadomo, jak to wyglądało, chociaż słynna piosenka z jajecznicą w tle wciąż funkcjonuje u mnie jakoś na zasadach bardzo, bardzo wstydliwej przyjemności.

Gdzie w tym wszystkim Iza Lach? Już wyjaśniam. Iza nie całkiem świadomie zaistniała w mojej głowie jako wszystko, czym Ala mogła być, ale jednak się tym nie stała. Rok ode mnie starsza dziewczyna nagrywa płytę, będącą w całości (!) jej dziełem. Jej pierwszy singiel jest wystarczająco porządny, żeby przyćmić resztę polskiej sceny pop. Iza jest ładna, ślicznie śpiewa, ale przede wszystkim z jej materiału i postawy bije świadomość. Pomimo prostoty piosenek, czuć że ewidentnie jest to jej materiał i już czas pokazać go światu. To jest naprawdę strasznie fajna sprawa, kiedy otwiera się książeczkę i tam jak byk stoi: głos, instrumenty klawiszowe, gitara, moog, pro 53, fortepian – Iza Lach. Naprawdę.

Już Czas to znacznie częściej hit niż miss. Natomiast ewidentne minusy to długość płyty i kompozycja tracklisty - piętnaście tracków plus alternatywne wersje trzech z nich. Utrzymana w jesiennej, leniwej konwencji płyta staje się absolutnie zbyt leniwa i rozlazła, a utwory szybko zlewają się ze sobą. Produkcją zajął się Grzegorz Jędrach, kompozytor i twórca zespołu Goya, co niektóre kompozycje pokierowało nie do końca w takim kierunku, jakim powinno. Szkoda, bo jednak wiele z nich to małe dzieła same w sobie. Pokusiłem się więc o uporządkowanie swojej wizji, jak ta płyta powinna wyglądać, a wyglądać powinna tak jak poniżej. Kolejność nie jest jakoś specjalnie wiążąca, ale całkiem nieźle działa tak, jak jest spisana i polecam słuchanie właśnie w tym porządku.

1. "Nie" (wersja druga)
Dobrze jest zacząć swoim pierwszym singlem, ludzie go znają i od razu pozytywnie się nastawiają. Zwłaszcza jeśli jest to najlepsza pozycja materiału, a wersja niesinglowa jest tak zaskakująca i fenomenalna. Minimalistyczne synthy wymieniono tu na różne klawisze, chórki nabrały większej ogłady, prosta piosenka nagle okazała się mieć liczne warstwy, nabrała intymności i całkiem śmiało pretenduje do grona najlepszych singli roku. Nie za bardzo chce mi się wracać do wersji z singla po usłyszeniu takich rzeczy.

2. "Zostałam Tu"
Ładny, klasyczny break-up song, który uspokaja po bardzo dobrym openerze, ale trzyma poziom, szczególnie ślicznym instrumentalnym mostkiem. Ten numer musiałby być niesamowity na koncertach, najlepiej w jakichś małych miejscach i późno w nocy.

3. "Do Ciebie"
"Czy to już za nami / Ty to wiesz" zaczyna Iza, a za chwilę śmiało wchodzi beznamiętny dyskotekowy beat. Arcydzieło studyjnego songwritingu parokrotnie hamuje, by dorzucić kolejną warstwę, swoje apogeum osiągając wraz z wejściem klarnetu basowego, a banalne konstrukcje zwrotek polegające na progresjach w górę i dół są wyborne.

4. "Ty i Ja" (wersja druga)
Raz, że siostra Izy, Kasia, posługuje się uroczymi półsłówkami i urzeka młodzieńczą złamaną naiwnością. "To ominąć miało nas / Nas nie dotyczyć, innych tak / Nie otrzeć o nas miało się / Obok nas to miało przejść". Dwa, że rozchodzi się o dobry refren i o marzycielski klimat. I o "Harfę Traw", naprawdę.

5. "Jeśli Ty"
Początkowo wydawać się może, że to najbliższy modern popowi utwór na płycie, jednak troszkę zawodzi refren, od którego oczekuje się, że będzie się więcej działo, a brak tu większego pomysłu. Fajnie mimo to, klimat i smyki powodują, że przypomina mi się "La Belle Et Le Bad Boy" MC Solaara.

6. "Wyciągam Się"
Strasznie mnie cieszą te bardziej optymistyczne fragmenty płyty. Była basistka Formacji Nieżywych Schabuff – Kasia Lach – pojawia się jako autorka tekstu po raz drugi i znowu tworzy "złotojesienne" cuda za pomocą prostych słów. "Wyprężam się, wyciągam się do słońca / Więc zatopmy się w drobinkach gorąca".

7. "On"
To podobno szalenie osobista piosenka. Pięknie to wszystko pozytywnie grzeczne, wyważone, pięknie delikatne, intymne i w końcu pięknie przewrotne.

8. "Już Czas"
Podobno jeden z pierwszych utworów jakie Iza napisała, podobno w wieku 13 lat. No i w książeczce widnieje, że "muzyka i słowa: Iza Lach". Ja nie wiem skąd takie niepokojące wizje u trzynastolatki, ale można poczuć dreszcze. Piosenka ma bowiem klimaty co najmniej grobowe – Iza smętnie powtarza "Już czas, już czas / Odchodzę tak daleko jak się da", pojawiają się jakieś mroczne oniryczne motywy, zimna perkusja, głęboki bas, smyki i wysokie pianino. Mocne.

9. "Nie Masz Mnie"
Opener płyty oryginalnie stoi obok "Nie", co jest raczej pomyłką, bo te numery są strasznie podobne tekstowo, rytmicznie i intonacyjnie. Podobno "mega zjebane w stosunku do dema", chyba nie słyszałem dema, jednak faktem jest, że to niby jeden z porządniejszych utworów, a jednak jeden z bardziej mi obojętnych.

10. "Życzenie"
"Życzenia" z kolei nie zmieniono specjalnie w stosunku do dema, które wciąż wisi na MySpace, jednak mam mieszane uczucia co do tych drobnych zmian. Tamta wersja wydawała się perfekcyjna w swoim minimalistycznym digipopowym szeptaniu do uszka w estetyce Junior Boys, tutaj jest jakby wszystkiego za dużo – jakoś bez sensu bongosy, wyjątkowo niepotrzebne warstwy i druga linia synthów w refrenie odzierają utwór ze sporej części uroku. Mimo to wciąż bardzo ładne.

11. "Zanim Znikniesz"
To właściwie powinien być epilog, jednak ciężko byłoby mi wybrać między tym utworem, a kolejnym, więc zakończenie płyty podzieliłbym w ten sposób na dwa etapy. Ktoś chyba zdążył zarzucić Izie, że śpiewa o miłości w tak młodym wieku i brzmi to dziwnie. Otóż prośbę mam taką – niech owy osobnik spada na drzewo, bo Iza rozumie, że tylko o tym śpiewać wypada i powinno się.

12. "Pieśń / Jeśli Chcesz"
Kołysanka o motywującym wydźwięku ładnie zamykałaby płytę. "Jeśli chcesz się bać / Wszystko co ci dam / Oddaj mi i walcz". Delikatna i wrażliwa, a jednak całkiem silna. Miło byłoby zasypiać dochodząc do tego momentu i właśnie po tym utworze powinna następować cisza.

Gdyby tak to wyglądało, to te 40 minut wystarczyłoby by spokojnie dać szósteczkę. Płyta sporo traci, bo numery takie jak bardzo nijakie "Już Za Kilka Lat", niby niezłe, ale jednak za bardzo zlewające się jak "Sen" albo rozwlekłe jak "Marzenie" powodują, że album może irytować. No i przede wszystkim – wersje alternatywne utworów, z których dwie są lepsze niż wersje pierwsze, a jedna jest kompletnie niepotrzebna. Można było ewentualnie zachować singlowe "Nie", tylko z racji jego popularności, ale chyba nie jest dużym problemem zdecydować sie na jedną odsłonę pozostałych dwóch, nawet jeśli dodawane są w formie bonusów (których, moim zdaniem, "nie ma"). Poza tym kolejność utworów – umieszczanie zbyt wielu sennych, podobnych tracków obok siebie jest chyba z założenia pomysłem oczywiście złym.

Koniecznie trzeba wspomnieć o oprawie graficznej, bo dla niej samej warto płytę mieć. Jesienna kolorystyka, śliczne zdjęcia, książeczka ze wszystkimi tekstami i boski cedek stylizowany na brązowy winyl w różowe groszki – nie widziałem tak ładnego wydawnictwa od dawna, a zarazem oprawy tak idealnie oddającej zawartość. Iza może spokojnie pokazywać Już Czas jako swoją wizytówkę i nie wstydzić się zarówno jej strony zewnętrznej, jak i tego, co pojawi się po włożeniu płyty do odtwarzacza. Nie wychodzi wtedy z niej żadna "frustratka", niemająca nic w świecie muzyki do powiedzenia – wbrew temu co twierdzi niejaki Robert Leszczyński, człowiek który ma tyle o owym świecie do powiedzenia, że z jego cytatów można by zrobić najlepszego basha świata.

Kamil Babacz    
1 października 2008
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)