RECENZJE

Guided By Voices
Earthquake Glue

2003, Matador 6.3

Wszyscy, którzy funkcjonują ze zjawiskiem Guided By Voices trochę dłużej, przyzwyczaili się już do średnio corocznego cyklu wypuszczania nowego materiału, jednego niezmiennego soundu i często bliźniaczo do siebie podobnych kompozycji. Być może młodzieńczy duch, który kilkanaście lat temu natchnął Pollarda do tworzenia porywającego w swojej oryginalności, entuzjastycznego lo-fi niezal rocka, jest na tyle trudny do ponownego odnalezienia w ponad czterdziestoletnim organizmie, że nie doświadczymy już, tak jak i do tej pory praktycznie nie doświadczyliśmy, poważniejszej mobilności na gruncie stylistycznym, a co najwyżej drobnych modyfikacji. Nic to, podobnie jak eksploatowanie w nieskończoność jednego brzmienia nie wskrzesi złotej ery Guided By Voices, wykluczyć należy scenariusz według którego nagrania Pollarda na pewnym etapie zaczną nadawać się jedynie do szamba. Wszystko z imaginacyjną nalepką post-Bee Thousand okazuje się przyjemne z definicji. Ponadto, jak wskazują nieśmiałe próby uwolnienia się od własnej legendy (chociażby REMowe fragmenty twórczości), lepiej żeby Robert pozostał przy tym co mu wychodzi najlepiej.

Jedyną rzeczą, do której mógłbym się dowalić w tym bezwstydnym kroczeniu obranym szlakiem, to zachowywanie na siłę pewnych niepotrzebnych tradycji. Pokaźny tracklisting jest jedną z nich, a Earthquake Glue śmierdzi wypełniaczami. Jak wiadomo selekcja nigdy nie należała do najmocniejszych punktów Pollarda. Miewa on z nią kłopoty do tego stopnia, że b-strony danego albumu byłyby w stanie przewyższyć poziomem zestaw podstawowy. To nawet zabawne – nieogarniony talent i kompletny brak wyczucia wartości utworów swojego autorstwa. Być może Sprout, oprócz własnej kreatywności, dostarczał zewnętrznego komentarza, wspólnie z Pollardem wybierając z bałaganiarskiej sesji właściwy pakiet kawałków. Płyty z epoki posproutowej krzyczą o uporządkowanie, szczególnie zepsuty Under The Bushes, Under The Stars, zawierający kilkanaście znakomitych szkiców przemieszanych z nędznymi fillerami.

Skoro o szkicach mowa – lider Guided do tej pory nie porzucił unikatowego brzmienia GBV, podobnie jak trzyma się swojej naczelnej idei kompozycyjnej – masowego wypluwania z siebie utworów sprawiających wrażenie nierozwiniętych, niezrealizowanych pomysłów. Na Bee Thousand metoda, zapłodniona boskim natchnieniem, urodziła jeden z bardziej porywających popowych krążków pierwszej połowy ubiegłej dekady; później jednak, przy słabszym materiale, koncepcja przestała być wartością i o wiele ciekawszy mógłby okazać się dopieszczony, lśniący set dziesięciu wymiatających piosenek niż chaotyczny tasiemiec.

Najwyraźniej autorzy Earthquake Glue nie podzielają tego zdania, bo długo oczekiwany (co najmniej kilka miesięcy) i wszechstronnie chwalony jako jedno z bardziej udanych dokonań grupy album w równym stopniu cieszy, co rozczarowuje. Zachwyca mnie na przykład melancholia klasycznej pollardowej melodii w "Useless Inventions" kontrastująca z hałaśliwym, trzeszczącym podkładem albo "Dirty Water" – krótka próbka transu na przecięciu ociężałego punka i eksperymentalnego power-popu. Sympatycznie wypadają elementy mniej typowe, chociażby rockerski riff (klimaty "Wild Thing") "I'll Replace You With Machines", wsparty nie wiadomo dlaczego odgłosem przypominającym mieszanie wody, czy też sentymentalna ballada "Mix Up Satellite", oparta śmiesznie na przestrzennym poetyckim obrazowaniu za pomocą sol gitarowych i syntezatorów. Chyba również w kategoriach humorystycznych należałoby potraktować drugą część "Secret Star", rozdmuchany pudel-pop poprzedzony lakonicznym fragmentem improwizacyjnym(!).

Niestety zdarza się kilka zdecydowanie niemrawych tracków i mało intrygujących szkieletów. Nie polubiłem "A Trophy Mule In Particular", zaczynającego się jak rozwodniona popiasta wersja "Goldheart Mountaintop", przeradzająca się w jakiś bezpłciowy marsz, tworzący ze wstępem i zakończeniem niezrozumiałą hybrydę. U wszystkich ekspertów od Guided rzygotliwą czkawkę wywołać powinny przewidywalne progresje "Beat Your Wings", uratowanego jednak mostkiem w formie przyjaznej solóweczki i fajnymi psychodelicznymi scape'ami.

Nie zgadzam się z entuzjastycznymi opiniami, sugerującymi jakoby Earthquake Glue miało być trzecim, po Bee Thousand i Alien Lanes, najlepszym dziełem GBV. Osobiście stawiam na równi pozbawioną fajerwerków, ale bardzo solidną Universal Truths And Cycles, nieco przyćmioną tegorocznym albumem. I mimo że nie spodziewałbym się już z tej strony żadnych wielkich rewelacji, cenię bardzo postać lidera grupy, bo wyglądem zbliża się już powoli do McCartneya, a nadal nie brakuje mu wigoru do trzaskania świetnych, energicznych płytek.

Michał Zagroba    
4 grudnia 2003
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)