RECENZJE

Grant
Cranks

2016, Mörk 7.5

Dość szybko okazało się, że postawienie na ukrywającego swoją tożsamość grajka z niszowej oficyny było trafioną decyzją. Dziś, patrząc z kilkumiesięcznej perspektywy czasu, debiutancki The Acrobat, na którym Grant (zdaje się, że hołd dla Cary'ego) pogrywał niezmiernie przyjemny i przestrzenny outsider house, jawi mi się zaledwie przetarciem śladów, skromną zapowiedzią konkretu oraz smaczną przystawką przed daniem głównym podanym na wystawnym bankiecie. Właściwie zrzucający z siebie piętno estetyki lo-fi sofomor Cranks został znacznie sprawniej zrealizowany w sektorze sugestywnego operowania melancholią i klimatem: łatwo wyczuć i dostrzec, że działania kolesia są znacznie bardziej przemyślane i błyskotliwsze.

Środki, które organizuje na muzycznej płaszczyźnie, skraplają się w bardziej wielowymiarowe konstrukcje niż mogłoby się to wydawać po pierwszym kontakcie z materiałem, bo już na wysokości kapitalnego openera "Mainstream Belief" zderzają się ze sobą do złudzenia przypominające, doprawione strzępkami wypowiedzi, ambientowe peregrynacje Terre Thaemlitz z okolic Soil oraz ewokujące dekadencki niepokój dźwięki trąbki, wyjęte jakby ze ścieżki dźwiękowej do Harry'ego Angela. Cały ten mariaż zostaje poszatkowany przyciemnionym bitem rodem z Detroit. A to dopiero początek.

W dalszym ciągu nocnej podróży po wielkich metropoliach Grant jeszcze jaśniej daje do zrozumienia, że nie zamierza zabawiać słuchacza kilkoma skleconymi naprędce bitami imitującymi dawny chicagowski house puszczany przy zgaszonym świetle (basy raczej podpatrzone u Mr. Fingersa). Nie chcę nazywać Cranks płytą kontemplacyjną, ale nie mogę pominąć, że w porównaniu z debiutem, te trzy winyle zdecydowanie mocniej czerpią od DJ Sprinklesa ("Bend" czy choćby wyborny "Social Standards", który spokojnie załapałby się gdzieś pod koniec Midtown 120 Blues) czy Leona Vynehalla (szkielet w "Contemporate Reality" jakby popełniony leonową ręką; btw, ziom, co to było ostatnio w WWA, gdzie się podział cały ten "duchowy house"?), a na myśl przychodzi jeszcze chociażby Kingdoms Fort Romeau, aby z referencjami zostać tylko w obecnej dekadzie (porównajmy na przykład "Shifting Views"). Czyli szykuje się otwarcie kolejnej dojebanej miejscówki w twojej playliście.

Oprócz tego wiadomo, że pojawiają się najntisowe reminiscencje (w dusznym powietrzu unosi się sporo aphexowego ambientu z lat 85-92), po kątach krząta się tu UK house, wierzch pokrywa 2-stepowy pyłek, no i oczywiście sporo tu przytulnego techno, od którego wcale nie chce się ziewać, tylko takiego dającego wytchnienie, więc nie ma się co rozpisywać. I jasne, cały materiał nie powalczy w konkursie na najbardziej oryginalne wydawnictwo 2016, niczego nie odkryje i nie zburzy ani nie zaskoczy was trajektoria poszczególnych tracków. Za to spełni swoją rolę w konkurencji na jedno z najbardziej grywalnych gówien roku, bo puśćcie se tylko wałek "Outsider" i wtedy porwie was dopieszczona pętelka dancefloorowych wibracji. Albo "Cliché" jak pomyka z elegancją. Opowiedziałbym coś jeszcze, ale po co, skoro wszystko można sprawdzić i samemu zapewnić sobie przyjemność chłonąc Cranks od deski do deski. Ponad siedemdziesiąt minut czystego wymiatania w deep house'owe klocki z odrobiną "metafizyki" czeka.

Tomasz Skowyra    
25 października 2016
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)