RECENZJE

Fontaines D.C.
Dogrel

2019, Partisan 7.1

Jakaś schyłkowość myśli wisi w powietrzu, jakieś widmo krąży nad krawężnikiem, Wisłą i Dublinem, jakieś albumy czekają na swoją kolej i prawdopodobnie czekają na zimną jesień. Myślałem ostatnio o płycie Fontaines D.C. oraz sytuacji w polskiej kulturze i paru innych ważnych "rzeczach"; chciałbym mieć głos Krzysztofa Ostrowskiego, by zaśpiewać: "Wmawiam sobie, że jesteś chujowa i że mi nie zależy / Ale sam w to nie wierzę". A Dublin w deszczu jest twój, Molly. Co z tym Dublinem, Iwona? W tym mieście można się zadurzyć nawet bez MDMA, ponieważ stan wyjątkowy stał się regułą. Miastem w ciąży, miastem z katolickim umyslem, z twarzą jak grzech, z sercem jak powieść Jamesa Joyce'a. Co z tym Ulissesem, Iwona. Co z tymi Fontaines D.C., Iwona?

Red. Czekirda: to jest album o przeklętym mieście gdzie kostka brukowa jest przesiąknięta moczem ale miasto nie dyskryminuje każdy wyrzutek czuje się tu akceptowany po najebce w czasie powrotu do domu miasto Dublin jest najbardziej sobą skąpane w deszczu gdy krajobraz miejski ma kolor smarków Joyce pisał że irlandzkie morze ma kolor smarków chociaż czekaj w internecie mają inne pomysły jednak kolor smarków najbardziej mi odpowiada Dogrel jest też o ludziach nieszczęśliwych mieszkańcy wtedy czują się najbezpieczniej Irlandczycy są trochę inni mają więcej kompleksów niż Brytyjczycy Irlandczycy to naród skrzywdzony uczeni mentalnej represji od dziecka posłuszeństwa w stosunku do okupanta wszystko masz w tekście piosenek jest tak ze względu na to że padający deszcz jest łagodny chmury otaczają miasto ciepłą otuliną a lekkie podmuchy podmuchy wiatru wpychają świeże powietrze w płuca deszcz wymywa grzechy zeszłego weekendu wspomniany mocz wymiociny pod pubem krew po ulicznej walce drobnych dilerów to akurat było słabe ale prawie śpię dobranoc a i dla mnie dobrym punktem odniesienia jest jednak punk i the pogues the pogues niestety punk od zawsze jest językiem klasy pracującej więc ja ten post-punk widzę jako wybór a nie ograniczenie ciężko jest uwierzyć zespołom punkowym ale ja temu wierzę widzisz nawet swój album nazwali Dogrel bo tu samozwątpienie się pije z pianką Guinnessa dobranoc

Red. Wycisło: Czemu się tak wahałem, żeby zapytać cię o ten Dublin
Red. Czekirda: Napisz reckę na Bloomsday
Red. Wycisło: Doskonały pomysł
Red. Wycisło: Dobra, chuj z tym. Bloomsday czy Doomsday, co za różnica

W każdym wersie o tym, że będą wielcy i zarobią sporo pieniędzy, pobrzmiewa Mark E. Smith śpiewający 37 lat temu, że nigdy w życiu nie czuł się lepiej. Nikt im nie wierzył ("ciężko jest uwierzyć zespołom punkowym", jak wspomniała red. Czekirda), ale ironia losu polega na tym, że Smith śpiewał to na najlepszej płycie The Fall, a Fontaines D.C. naprawdę mogą być wielcy. Ale hej, niezbadane są wyroki materialistycznych umysłów, zwłaszcza gdy traktujemy prosto rozumianą przebojowość jako skutek uboczny sytości wygrubaszonego mieszczaństwa ("ekskrement braku ekstremizmu"), które na deser spożywa wykwintne progresje akordowe, na wszelki wypadek wymiotuje polskim dziennikarstwem muzycznym, a post-punkowymi kliszami karmi swoje zwierzęta. A szczupaki białkiem.

Na Dogrel makrokosmos pożerającego miasta krzyżuje się z mikrokosmosem przerażającej międzyludzkiej relacji. Podążając za tą myślą: może relacja człowieka z człowiekiem to tylko synekdocha związek człowieka z miastem? Nick Drake twierdził, że jest pasożytem tego miasta – wiele lat później to miasto jest pasożytem. Trochę niesamowite, że gdy napisałem powyższe zdania, to przeczytałem wywiad z wokalistą Fontaines, który ujął to lepiej niż ja: "I think of Dublin and our music as one and the same, because it was written by people who were intensely absorbed by the city".

Dwadzieścia "fucków" może oznaczać fajny seks, ale może również świadczyć o całkiem niezłym jebaniu kapitalizmu. Umówmy się: było mało o muzyce, bo alternatywa jest jedna: albo wódka i Bóg, albo głeboki namysł nad ograniczeniami gatunku, jego stąpaniem po barkach olbrzymów, o których pamiętają tylko pasjonaci zakamuflowanej negacji. Buntowniczym gestem nie jest ironiczne śpiewanie o królowej; bunt to pisanie, jak wygladają ulice, jak brud przez osmozę paskudzi myśli. Tyle że kolejnej rewolucji nie będzie, więc szukajmy środkowych palców wymierzonych w różnych kierunkach, pielęgnujmy przebłyski buntu, marzenia o tobie i szczęśliwym zakończeniu. Konwecję rozsadzajmy od środka, konwense już na samym początku znajomości. Nigdy nie bądźmy obiektywni. Przegrywajmy jak najczęściej; poddamy się po śmierci. Każdy wers ma partycypować w manifeście. Post-punk powinien funkcjonować jako nie najgorsze remedium na deficyt empatii. That's enough. Podrzyj, wyrzuć. Ponów.

Paweł Wycisło    
4 listopada 2019
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)