RECENZJE

Chemical Brothers
Push The Button

2005, Virgin 3.3

Wprowadzam nowy czasownik: "nieczekać". "Co robisz? Tak jak ja nieczekasz na nowych The Chemical Brothers?". Właśnie liczyłem sobie po cichu, że bracia nie wydadzą kolejnej płyty. "Zwisa mi i powiewa" czy taki Coldplay znów silnie obniży loty, natomiast niech przestaną to robić The Chemical Brothers. Kiedyś oni byli w końcu Pavementem elektroniki, cooler than being cool, nieśli światu poczucie wielkiego OH YEAH. Obecnie, idąc ku analogicznemu porównaniu do rockowego bandu, najszybciej potykamy się o bezpłciowe Zwan. Angielski duet opracowuje bowiem w swoich wymoszczonych atłasami laboratoriach muzykę, przed którą szukasz zbawienia nie włączając radia. Mamy zatem produkcję odpicowaną jak efekty specjalne Gwiezdnych Wojen, a jednocześnie bezbarwną jak flow Macieja Płażyńskiego. Nawet prognoza pogody po "Wiadomościach" podąża w stronę świeżości śmielej niż eks-wizjonerzy Rowlands i Simons, a trzy sekundy, które Makłowicz spędza przerzucając na patelni diabła tasmańskiego, niosą ze sobą więcej pomysłowości niż godzina Push The Button. Natomiast wszystko to łączy obecność w telewizji. The Chemical Brothers nie przestają być modni, zmienia się tylko krąg ich fanów. Odchodzą ci, którzy szukają dobrych motywów (szóstkowe "Shake Break Bounce" i "Marvo Ging", to tyle w temacie), big-beatowych zakrętasów formą i wygibasów ciałem. Przychodzą masy, które szukają produktu. Nokia 6620, Vizir, The Chemical Brothers. Można płacić kartą. Dziękujemy i zapraszamy ponownie!

Jędrzej Michalak    
7 czerwca 2005
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)