RECENZJE

Caterina Barbieri
Ecstatic Computation

2019, Editions Mego 6.8

Nie ukrywam, lubię konkret, podoba mi się zwięzłość tego albumu, a z wiekiem cenię krótsze formy, odcinając się od dawnych wagnerowskich fascynacji. Nowa Caterina porzuca generyczne drony oraz smutne skrzypki w tle na rzecz nieco bardziej niestandardowej elektroniki. Co ja mam powiedzieć? Może to wina paszportu ze stemplem włoskiego pochodzenia, a może to ten charakterystyczny syntezator kieruje mnie w stronę Lorenzo Senniego. W przeciwieństwie jednak do luźno skojarzonego pierwowzoru – tak mocno zmitologizowanego na ukochanej przeze mnie Personie – młoda muzyczka (w sensie kobieta muzyk, żeby nie było) unika radykalnego ascetyzmu starszego od niej kolegi, stawiając na nieco gęstsze faktury, pełne naprzemiennych fal subtelnego wyciszenia i nawracających, zdecydowanie bardziej ekspresywnych form. Dziesięciominutowy "Fantas" jest tu modelem doskonałym. Ciężki oleisty klimat, dehumanizująca przestrzeń i jakieś takie wewnętrzne poczucie przerażającej melancholii nawiedzające słuchacza. To epicka przebieżka motywów silnie inspirowanych ambientem, wspieranych pełną syntezatorów, transową konstrukcją. Wyczerpujący wyciąg najlepszego, co spotka nas w przyszłych 30 minutach; biorąc pod uwagę resztę płyty, która zdaje się nieco matową wersją intensywnego otwieracza, jednak wciąż stojącą na bardzo wysokim poziomie.

Bo nie mogę zaprzeczyć, że na swój sposób zachwyca mnie "Orbit" i jego końcowe wejście w sakralność podkręconą silnymi zakłóceniami, która w pełni rozwinięta zostaje w nadchodzącym "Arrows". Długi i potrzebny oddech w szerszej perspektywie. Klawesyn oraz dramatyczne chóry. Bicie po kościach Jamesem Ferraro i jego Human Story. Oczywista obecność Clarka oraz odczuwalny bez większego wysiłku Oneohtrix Point Never z przepięknego Age Of (przez który tak ciężko znaleźć mi teraz coś, co w równym stopniu podziała na mnie tak skutecznie). Później już tylko przejście w dwa niezłe utwory z wysokim stężeniem kosmicznego klimatu, z niezwykle pokręconym "Bow Of Perception" na zakończenie, a wszystko – tak jak od samego początku – bez jasno zarysowanej rytmiki jakimikolwiek perkusjonaliami. Czuję, że to dobry album, który leży bardzo ładnie na słuchawkach w dziennym rozkładzie. Złego słowa nie powiem, a i bez bólu polecę.

Michał Kołaczyk    
4 czerwca 2019
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)