RECENZJE

Calvin Harris
Funk Wav Bounces Vol. 1

2017, Columbia 6.8

Czyż świat mainstreamu nie bywa czasem zaskakujący? No bo kto by się spodziewał, że patron bezpiecznego EDMu zawstydzi samego DJ Khaleda i wykreuje udany letni produkt, napędzany magią drużyny popowych superbohaterów? Co więcej, już na pewno nikt nie obstawiał, że sukces komercyjny albumu pójdzie w parze z zadowoleniem krytyków muzycznych. Szkocki DJ w końcu wykorzystał drzemiący w nim potencjał i wypuścił projekt zostawiający daleko w tyle resztę dotychczasowego dorobku.

Spoiwem całości jest modny ostatnio, synth-funkowy rewiwalizm jednoczący poczynania skrajnie odmiennych osobowości estrady w całkiem spójny, dźwiękowy krajobraz. Na szczęście Calvin Harris nie zatraca się całkowicie w nostalgicznej estetyce i potrafi wysmażyć melodie wykraczające poza ramy konwencjonalnego pastiszu. Funk Wav Bounces Vol. 1 to płyta demonstrująca ogromny songwriterski progres jej autora. Czasy dyskotekowej przaśności minęły i nastąpiła era popu bez obciachu.

Na pochwałę zasługuje również castingowy talent Brytyjczyka. Udało mu się bowiem skonstruować wyjątkowo satysfakcjonującą kompilację, posługując się pozornie niepasującymi do siebie elementami. G-funkowy Future i dance-popowy Young Thug udowadniają, że czasami warto dla dobra ogółu pobawić się w dra Frankensteina.

Ponarzekać można właściwie tylko na dwie rzeczy. Po pierwsze, Funk Wav Bounces Vol. 1 trochę odrzuca tą swoją stabilnością. Dostajemy dopracowane w każdym calu utwory, które biegną jednolitym rytmem. Trackliście brakuje emocjonalnej sinusoidy, pozwalającej na wyłowienie lśniących przebłyskami geniuszu perełek. Harris to bardzo sprawny rzemieślnik, pozbawiony choćby odrobiny fantazji.

Po drugie, zastanawia kwestia znaczenia gościnnych zwrotek. Czy atrakcyjność finalnego produktu to bardziej zasługa drużyny do wynajęcia, czy powinno się ją raczej przypisać nazwisku z okładki? Czy w przypadku albumu typu "... i przyjaciele", należy skupić się na talencie trzech kropek, a może przyjaciół? A za formę dream teamu odpowiadali zawodnicy czy trener? Na te pytania musicie odpowiedzieć sobie sami, ale jedno jest pewne – z Calvina lepszy Del Bosque niż z Albarna.

Cieszę się, że dostąpiłem zaszczytu zrecenzowania najbardziej udanego krążka w karierze twórcy I Created Disco. Chłopak wykonał bardzo ładny szpagat pomiędzy oczekiwaniami wiernych fanów a sceptycyzmem krytyków jego klubowego oblicza. Przymykam więc oko na kilka niedoróbek i doceniam pomysł na obranie nowego kierunku. Teraz pozostaje mi tylko czekać na kolejne manewry i traktować stylistyczną woltę jak obietnicę dalszego progresu.

Łukasz Krajnik    
18 lipca 2017
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)