RECENZJE
Autechre
Quaristice
2008, Warp
Uwagi, spostrzeżenia, pierdoły:
-
Opisywanie tak abstrakcyjnej muzyki, jak ta którą tworzą panowie z Autechre mija się z celem. Czytelnika bowiem można zaopatrzyć co najwyżej w projekcje własnych wyobrażeń i pomysłów interpretacyjnych wyrosłych z obcowania z danym utworem. Jakkolwiek taki opis może być interesujący to powie on więcej o stanie umysłu opisującego niż o opisywanej muzyce. W efekcie najistotniejszym punktem opisu utworów na Q. w przeczytanych przeze mnie recenzjach są ich nazwy. Przynajmniej wiadomo, że je przesłuchali.
-
Rozłożenie albumu na mniejsze autonomiczne części jest, uwaga tu truizm, po prostu wygodne. Zwłaszcza mając na uwadze charakter kompozycji wymagający od słuchacza skupienia. Słuchanie tej ponad siedemdziesięciominutowej płyty w całości jest zwyczajnie nużące.
-
Autechre nie zaskakuje – punkty za innowacyjność i rewolucyjność właśnie poszły się jebać. Q. < 8.0
-
Szukanie ramy interpretacyjnej, takie a nie inne ułożenie utworów na płycie, a tym samym nadanie albumowi, jako całości, myśli przewodniej w moim przypadku nie powiodło się. Nie twierdzę, że takowy nie istnieje, wręcz trudno mi sobie wyobrazić by w uszeregowaniu kawałków nie towarzyszył jakiś arbitralny porządek narzucony przez twórców, tyle że nie wnosi on nic do samego odbioru Q. jako całości, albo inaczej, wnosi ale na zupełnie innym poziomie niż jesteśmy do tego przyzwyczajeni. Co więcej potraktowanie płyty jako zbioru krótkich, autonomicznych kompozycji jest źródłem wielu ciekawych refleksji, których nie mogłem sobie omówić.
-
Przy większości kompozycji odniosłem wrażenie, że po zapoznaniu się z powiedzmy pierwszymi 30 sekundami, jestem w stanie z grubsza powiedzieć o czym będzie bajeczka. Równocześnie stwierdzam, iż pod koniec utworów następuje znaczna dekonstrukcja motywów, w efekcie czego trudno nie pozbyć się myśli, że krótki format nie pozwala Autechre w pełni rozwinąć skrzydeł. Utwory, które od wejścia rozpoczynają żonglerkę formą to na ogół te, przy których znajdziecie więcej plusów. Podobnie jak utwory czasowo najdłuższe.
-
Długość utworów jest zresztą argumentem, który dosyć rzadko zostaje wplątany w krytyczną wymianę ognia, chociaż wcale nie jest powiedziane, że to przypadkowy przechodzień. Może dlatego, że długość utworów w znacznej mierze determinują możliwości techniczne formatu, na który nagrywana jest muzyka. Ponadto warto wziąć pod uwagę nie tylko sam czas trwania utworów, ale również, a może i bardziej, łatwość z jaką można je zmieniać. Możliwości skipowania kawałków na płycie winylowej są, wymagają one jednak zadania sobie pewnego trudu natury manualnej. Płyta CD daje w tym zakresie o wiele większą swobodę, aczkolwiek nadal stoi na straży integralności albumu jako całości, przez prosty fakt fizycznej niepodzielności krążka plastiku. Wreszcie dochodzimy do XXI wieku i ery mp3 pozwalającej szeregować/układać/skakać/zmieniać kolejność/artystę/utwór jak dusza zapragnie. Autechre wydając płytę zarówno w formacie CD jak i plików FLAC oraz nadając jej anarchistyczny charakter wyraźnie zdają się zabierać głos w dyskusji na temat wpływu formatu na odbiór, a w konsekwencji tworzenie, muzyki w naszych czasach.
-
Potraktowanie utworów muzycznych z delikatnością godną worka ziemniaków budzi wewnętrzny sprzeciw. Stawianie plusów, czy minusów bez żadnego wytłumaczenia i to w dodatku na znajdującym się akurat pod ręką świstku papieru wydaje się być świętokradztwem i świadczy o braku powagi recenzenta w stosunku do Dzieła. Na swoje usprawiedliwcie powiem, że czuje się przez panów z Autechre sprowokowany. Raz, że wszelkie próby elaboratów nacierających szerokim frontem interpretacyjnym ze względu na abstrakcyjny charakter kompozycji udostępniający skromną ilość niezmienników podlegających jednoznacznej ocenie, łatwo spacyfikować równie uprawnioną interpretacją zgoła przeciwną. Dwa, rozczłonkowanie Q.. I tak okazuje się, że Autechre, świadomie lub nie, raz jeszcze odnajduje się w forpoczcie futuryzmu. W gąszczu nawzajem znoszących się opinii wylewanych na przeróżnych blogach i portalach oraz w obliczu paraliżującego naporu niezliczonej ilości nowych wydawnictw i ich kryminalnej (dosłownie i w przenośni) dostępności obcowanie z muzyką siłą rzeczy przybiera charakter przerzucania wspomnianych worków z ziemniakami, czy też innych szpadli z koksem A zabierając się do tego obuty w trzewiki oświecenia, z jedwabną chusteczką romantycznego idealizmu w kalpie i w białych rękawiczkach szacunku dla Sztuki skazujemy się raczej na śmieszność. Nowe realia wymagają nowych ideałów. Czytając zatem radosne wypowiedzi recenzentów upierających się iż Q. jest płytą do którą należy wracać i kontemplować w skupieniu godzinami, zastanawiam się któż będzie miał na to czas i siłę, no bo na pewno nie oni.
-
W sukurs przychodzą nam za to panowie z Autechre podając swój album w drobnych porcjach dostosowanych do spożycia za pomocą jednorazowych, acz niewątpliwie naostrzonych, sztućców uwagi.
- Minusy szalenie łatwo przeprawić na plusy, co świadczy o zaskakującej zgodności porządku graficznego z prawidłami zgoła życiowymi – przejście od krytycyzmu do względnego optymizmu sprawia mniej trudu i budzi mniejsze emocje niż postępowanie zgoła przeciwne.
15 października 2008