RECENZJE

Arcade Fire
Neon Bible

2007, Neon Bible 2.8

W ekranizacji High Fidelity jest scena, w której we śnie Roba Gordona pojawia się Bruce Springsteen przygrywający sobie na gitarze i próbujący rozwiązać życiowe problemy głównego bohatera. Słuchając Neon Bible nie mogłem pozbyć się wrażenia, że również lidera Arcade Fire odwiedził w nocnych marzeniach Boss i wręczył Butlerowi kilka swoich gotowych piosenek, które kanadyjska grupa jedynie zaaranżowała na swój bombastyczny i przeładowany sposób. Sprawdźcie pod tym kątem choćby "Keep The Car Running", "Intervention" czy przede wszystkim "(Antichrist Television Blues)", którego przesłuchanie przez niezorientowanego odbiorcę mogłoby sprawić, że zacząłby on we wkładce szukać informacji o gościnnym udziale Springsteena. Powstaje pytanie po co zespół, który tak zachwycił swoim debiutanckim albumem, na kolejnym wydawnictwie staje się marną kopią artysty, który sam zresztą jest marną kopią samego siebie sprzed wielu lat. Być może odpowiedzią jest chęć powielenia drogi artystycznej Byłego Największego Zespołu Na Świecie, czyli mesjaszy z U2. Nieukrywana miłość Irlandczyków do amerykańskiego rocka, w tym dokonań Bruce'a, zaowocowała na pewnym etapie ich kariery płytą Joshua Tree. Kanadyjczycy aktualnie dzierżący tytuł Największego Zespołu Na Świecie (wyróżnienie przyznawane corocznie przez połączone siły redakcji katalogów reklamowych typu "NME" czy "Q"), zdają się podążać tą samą ścieżką, ale ze zdecydowanie gorszym wynikiem.

Grupa Arcade Fire stanęła przed wyjątkowo trudnym zadaniem – powtórzyć sukces debiutu. Album Funeral był prawdziwą sensacją, w sporej mierze zasłużoną. Bronił się wysokim poziomem songwritingu, przekonywał też jako swoisty koncept-album o śmierci. O tym, że twórcom Neon Bible zabrakło pomysłu na twórczą kontynuację błyskotliwie rozpoczętej kariery przekonuje nie tylko wspominane niepotrzebne kopiowanie patentów Springsteena, ale także fakt, że muzycy, najprawdopodobniej zrezygnowani własną niemocą artystyczną, dodali do tracklisty kawałek znany ich fanom od dłuższego czasu – "No Cars Go" z EP-ki nagranej jeszcze przed Funeral. To zresztą najlepszy fragment Neon Bible , a o czym to świadczy wykoncypujcie sobie sami.

Krążek ten nie jest więc w stanie podjąć równorzędnej walki z debiutem na żadnym poziomie – kuleje songwriting, nie przekonuje rozbuchana, efekciarska produkcja pełna kościelnych organów i dziecięcych chórów. Nie ma też tutaj zbyt wielu urzekających momentów uzupełniania się głosów dwójki liderów, co było jednym z tych elementów Funeral, którymi najłatwiej było się zauroczyć. Wśród wielu zachwytów wypowiadanych przez niektórych pod adresem tej płyty dużo dotyczy warstwy lirycznej piosenek. Butler porzucił osobisty temat dotyczący spraw ostatecznych, a skoncentrował się na naprawianiu świata, obawach przed wojnami czy terroryzmem oraz na ogólnej niechęci dotyczącej kierunku, w jakim zmierza ludzkość. Za dużo jest jednak w tych tekstach patosu i pretensjonalności. Zastanawiam się, czy Win nie miał większej ilości sennych spotkań i czy w trakcie jednego z nich sam Bono nie podarował wokaliście AF notatnika ze szkicami swoich nowych tekstów.

Szukam plusów związanych z tym albumem i w zasadzie przychodzi mi do głowy tylko jeden: rozbuchane nadzieje miłośników grupy pokładane w Neon Bible spowodowały, że nie miałem najmniejszych kłopotów ze sprzedaniem tego krążka na jednym z serwisów aukcyjnych. Do tego z zyskiem. To sprawia, że mimo wszystko pozostał we mnie jeszcze ślad dawnej sympatii do Arcade Fire.

Tomasz Waśko    
20 lipca 2007
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)