RECENZJE
Aloha
Some Echoes
2006, Polyvinyl
Aloha mają w sobie dwa oblicza. Mr Hyde w tym wypadku to amerykańskie spojrzenie na czysto szablonową brytyjską melancholię, Dr Jekyll tymczasem to spowicie tego wzorca dymkiem psychodelii a także szybko bijącym sercem, rozbieganymi oczami, krzykiem – napięciem. Niektórzy szufladkują ów drugi element Some Echoes jako prog-rock, ja (gdyby to miało jakieś znaczenie) nazwałbym sprawę pokłosiem post-rocka. Mówiąc prościej, panowie z Ohio grają brit-rockowe piosenki Unbelievable Truth (swoją drogą mocno się z czasem zdewaluowało Sorrythankyou, a tak kiedyś lubiłem), podążając przy tym niekiedy myślowymi tropami Tortoise. Raczej nie słychać tu McEntire'a i spółki; bliższe prawdzie jest stwierdzenie, że wyczuwalny jest ich duch. Jak choćby w openerze, gdzie Aloha nadzwyczaj umiejętnie lawiruje między matematyką a polskim, między Nokią a Siemensem, między "Ö" a "ź". Kawałek w każdym razie jest gratką dla utożsamiających się z brytyjskimi smutkami, odświeżonymi tu rwaną parkinsonową motoryką. Dalej już nie jest tak zachwycająco, zdarzają się melodie skądś już znane, no i nie udaje się tak długo jak byśmy chcieli utrzymać wyraźnie oryginalnego podejścia do balladowania. Plus za poruszające teksty o samotności, minus za to, że już wiele słyszałem podobnych. Sztampowo stwierdzam, że szkoda, bo mielibyśmy pewniaka do listy płyt roku. Tak zostaje piekielnie solidne granie, zmyślne i nieprzypadkowe, ale jednak już ciut-ciut oklepane.