RECENZJE

A.A.L.
2012 - 2017

2018, Other People 6.3

Trzeba mieć tupet, żeby nosząc nazwisko Nicolas Jaar, wypuszczać bez uprzednich zapowiedzi poboczny projekt pod alternatywnym szyldem, a na dodatek kazać swoim odbiorcom tańczyć (!) i dobrze się bawić (!!). Oczywiście nie twierdzę, że autora Space Is Only Noise należy traktować jak jakiegoś radykalnego propagatora intelektualnej elektroniki, brzydzącego się głównonurtową estetyką beztroskiego pląsania, ale jednak nie posądzałbym gościa zafascynowanego kinematograficzną poezją z ZSRR czy surrealistyczną polemiką ze wszechświatem, o wyprodukowanie pełnoprawnego popowego albumu. Brawura, z jaką zdolny Nowojorczyk zagospodarował spuściznę house'u, disco oraz funku, przekuwając hitowy potencjał tych stylistyk w wyjątkowo przebojowy koktajl Mołotowa, można równie dobrze porównać z ostatnimi dokonaniami The Avalanches, a nawet i Daft Punk.

Powiecie pewnie, że nic w tym nowym obliczu Nicolasa nie szokuje, no bo przecież chłopak nigdy nie ukrywał swoich inspiracji, a wręcz uwielbiał szpikować poszczególne płyty nawiązaniami do fundamentalnych elementów elektronicznej ikonografii. Zgadzam się z waszą opinią, ale tylko połowicznie, ponieważ 2012 - 2017 umiejscawia artystyczną filozofię bohatera tej recenzji w nieco innym kontekście niż poprzednie dzieła. Barwny kolaż różnorodnych dźwięków prezentuje ewolucję twórcy, który z apostoła syntezy formy i treści stał się mesjaszem sztuki kompilacji. W roku pańskim 2018 nawet król "erudycyjnej" muzyki tanecznej przeszedł na ciemną stronę mocy spod znaku playlist i antologii. Następca Sirens dokłada ważną cegiełkę do procesu konstruowania nowej rzeczywistości, definiującej porządek jako chaos, formę jako swobodny strumień świadomości, a sekwencję kompozycji jako elastyczne, podatne na nieustanną modyfikację tworzywo.

Ten longplay można porównać do znajdujących się na nim sampli. Być może dobór dźwiękowych próbek nie grzeszy oryginalnością, a sposób, w jaki zostały zutylizowane, raczej nie zdradza wybitnego kunsztu Jaara, a jednak ich obecność doskonale spełnia powierzoną im rolę. Do podobnych wniosków dojdziemy przy okazji analizy całego albumu. Boleśnie przystępna oraz momentami banalna wycieczka w świat grzesznych przyjemności rezygnuje z górnolotnych aspiracji na rzecz efektownej celebracji gatunku. Nie ma więc co narzekać, bo choć hołd złożony mistrzom jest tylko ładną laurką, to ciężko odmówić tym utworom specyficznego uroku przywołującego na myśl bardzo sprawnie ułożony, DJ-ski set.

Tak naprawdę jedyny poważny problem wydawnictwa wiąże się z immanentną cechą takiej, a nie innej artystycznej ścieżki. Otóż kubistyczna formuła pozwala na indywidualną egzystencję wielu godnych zapamiętania pozycji z tracklisty, ale zaprzecza możliwości równie obiecującej symbiozy wszystkich utworów ze sobą nawzajem. Poszczególne numery funkcjonują na zasadzie singlowych mini-perełek, będących potencjalnymi kandydatami na czołowe miejsca w prywatnych składankach, lub odgrywających rolę kilkuminutowego zastrzyku energii pomiędzy początkiem a końcem przerwy na lunch. 2012 - 2017 to układanka brzmień, prowokująca słuchacza do edytowania finalnego produktu. Tak więc trudno w tym wypadku o docenienie kompletnego albumu, gdyż autorowi zupełnie nie zależało na zaprojektowaniu monolitu. Nieważne jednak, czy najnowsze dziecko Nicolasa Jaara jest lśniącym diamentem epoki streamingu, czy raczej po prostu wypadkową obecnych trendów i nostalgicznych fascynacji, gdyż tego, co ten pan nam wysmażył, po prostu dobrze się słucha.

Łukasz Krajnik    
22 marca 2018
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)