SPECJALNE - Relacja

Enon

11 grudnia 2004



Enon
24 Listopada 2004, CDQ, Warszawa


Początek tego wieczoru stał pod znakiem szukania schronienia. Zespół zaproszony do supportowania warszawskiego koncertu Enona (zespół, który załatwił sobie supportowanie Enona), noszący bardzo oryginalną nazwę Weed, za podstawę miał kultywowanie Łomotu Wszechmogącego (Jego Wysokości). Wyprostowany perkusista-robot, chcący funkować ruchami basista, hardo dzierżący swój oręż gitarzysta (z głębią miny Wayne'a Ronneya) oraz trzymający się przez większość koncertu za krocze wokalista, chcieli zaprezentować się nu-metalowo (między innymi: "A teraz coś dla hip-hopowców! Zarapujem!"), pokazać też wpływy Toxicity. Wydaje mi się, że nawet im się to udało.

Tymczasem i ja odniosłem swój drobny sukces, znajdując niemal cichy zakątek w trzęsącym się od wrzeszczącej pożogi CDQu. Była nim toaleta, do której wszedł po jakimś czasie ubrany na czarno, ogólnie wyglancowany jegomość. Po umyciu rąk podszedł do szyby, zza której ujrzał dużo ciemności nocy i nieco ciemności innego rodzaju: wrót do raju, nowopowstałych domów towarowych Arkadia. Mówię o tym dlatego, że elegancik okazał się wkrótce być samiutkim Johnem Schmersalem, frontmanem Enon, a dawniej częścią składową Brainiaca. Ów pozornie stonowany i w zasadzie normalnie wyglądający Nowojorczyk już póżniej, po oczekiwanym wejściu na scenę, przepoczwarzył się na tyle osobliwie, że potem zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie ryzykowałem zdrowia będąc z nim sam na sam w jednym pomieszczeniu. Obawy wzięły się stąd, że Schmersal nie zwlekał ze zbudowaniem nastroju koncertu umiejscawiając swoją głowę między nogami (też swoimi, na szczęście). A to był dopiero początek, po którym nastąpiły: fiknięcie w przestrzeń lewą nogą, fiknięcie siedzeniem, skok w bok z podrygnięciem. To wszystko okraszone diaboliczną mimiką twarzy i kocimi ruchami rąk. Reszta zespołu grała sobie spokojnie, tymczasem najwyraźniej znudzony brakiem nowych podniet Schmersal po pół minuty zbiegł ze sceny, zarzucił mikrofon na szyi jednego z widzów i począł jak opętany skakać po zaskoczonym CDQu. Być może jeśli ktoś brał udział w tworzeniu Bonsai Superstar, albumu tyleż cudownego (zerknijcie do skali ile punktów to określenie jest u nas warte), co przecież kopniętego w głowę, to inaczej zachowywać się nie wypada.

Tyle miejsca poświęciłem showmańskim harcom, bo stanowiły one żyzny grunt pod najlepszy tegoroczny koncert, na którym miałem okazję być. Już od drugiego numeru (openera Believo! "Rubber Car" – Schmersal naprawdę potrafi śpiewać tak piskliwie) zaczęły się bowiem klasyki i pół-klasyki, walczyki umiejętnie ujmujące nasze (ach) niezal-serca. Fajnie, że było na co popatrzeć, muzyka natomiast obroniła się jako prawowity trzon koncertu. Przy opisanych wyżej wyczynach teoretycznie nie było to wykonalne zadanie, ale ale, jeśli ma się w dyskografii takie Believo! i takie High Society, sprawa staje się wykonalna. Nawet przy niewyraźnym (bardzo niewyraźnym) nagłośnieniu, nawet przy ledwie stuosobowej publiczności, nawet w miejscu średnio posiadającym coś na kształt klimatu (Schmersal w porę przypomniał sobie: "Are we in a cave? Erm, no, we're playing a gig for you. Ah, ok"), te kawałki wymiatały. Jechały. Pomógł w tym bardzo trafny ich dobór, ze wszystkimi smaczkami w rodzaju "In The City" (Toko to gracyję miała, oj miała) czy "Natural Disasters". Po czytelnych przestojach, które miały miejsce podczas prezentowania Hocus Pocus, zawsze nadciągała skuteczna pomsta dobrego materiału, uwalnianego w eter umiejętnie i szczerze. No i nie ma sprytniejszego zabiegu niż closer koncertu uczynić najlepszym fragmentem całego wydarzenia. Poszedł mianowicie niespełna dwuminutowy killer "Pleasure And Privelige". Och, to był błogi zgon, odfrunięcie prosto w koncertowe niebiosa.

No tak, tylko w jednej z rozmów perkusista Enona zapytał, odnosząc się do supportu: "Ale dlaczego to ONI przed nami grają?". Można to było łatwo skwitować zdaniem: "Dobre pytanie". Dobre, dobre, ale ja mam lepsze. Dlaczego w prawie dwumilionowej stolicy Polski na koncert takiej grupy jak Enon (i to za liche dwadzieścia pięć złotych!), przychodzi setka osób? Nnnnnno?

–Jędrzej Michalak, Grudzień 2004

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)