SPECJALNE - Ranking

20 najlepszych singli 2009

17 stycznia 2010




10Neon Indian
6669 (I Don't Know If You Know)
[Lefse]





–Jędrzej Michalak

posłuchaj »



09Ayuse Kozue
Apple Pie
[Toy's Factory]

Długo opierałem się przed uznaniem j-popu za muzykę z "mojej drużyny". Wszystko wydawało mi się tam przerysowane i przesłodzone do granic możliwości i chyba w tej kwestii nic się nie zmieniło, za to ja dla odmiany jakoś "dojrzałem" (albo wręcz przeciwnie, ktoś powie). Kolejny kapitalny singiel młodej Japonki w roku, który dla komercyjnego popu nie przyniósł zbyt wiele ciekawego, wyróżniał się świeżością i niespotykaną w dzisiejszych czasach prostotą, ale wszystko to byłoby niczym, gdyby nie słodziutki, nośny refren, który, winduje całość do rejonów listowych i nie pozwala usiedzieć w miejscu. Za Japonię nie wiem, o czym jest ta piosenka, może faktycznie o jabłeczniku, ale o czym by nie była... To nie ma żadnego wpływu na jej pozytywny odbiór – gdyby Ayuse w ten sposób śpiewała o mordowaniu kóz, to pewnie też bym się uśmiechał. Z każdą minutą dzieje się w "Apple Pie" coraz więcej, hook hookiem pogania, a Japonka pokazuje przywiązanie do 80sowej tradycji i uspokaja nas-słuchaczy, że bez Towy Teia (chyyyba tak to się odmienia) też może dalej robić swoje i to na standardowym, wysokim poziomie. Nie wiem jak można mieć w ogóle jakieś wąty do tej piosenki, to trochę tak, jakby nie lubić czekolady. Nie ufam takim ludziom. –Kacper Bartosiak

posłuchaj »



08Towa Tei feat. Taprikk Sweezee
Taste Of You
[Columbia]

Ten tworzący już od ponad dwudziestu lat Japończyk, który w 1990 roku zabłysnął wyprzedzającym swoje czasy "Groove Is In The Heart", a ostatnio przypomniał nam o swoim istnieniu, wylansowując j-popową wokalistkę o przesłodkim głosie, w ubiegłym roku zaliczył prawdopodobnie swoje opus magnum i jednocześnie singiel, który jest w stanie zaistnieć wysoko na tak zwanej Liście Dekady. "Taste Of You" w uberprecyzyjny, platońsko idealny sposób definiuje to, co na przecięciu popu i muzyki tanecznej było w niej wyjątkowo ekscytujące. Już sam Taprikk potrafi brzmieć zarówno jak Jay Kay, a innym razem dokładnie jak Pharrell. Skojarzenie z Pharrellem jest, tak jak w przypadku Jamiroquai, na miejscu nie tylko ze względu na wokal. Brzmienie tego kawałka jest zwyczajnie idealnym przecięciem ich stylów: disco-funkowego, czysto tanecznego, nastawionego na power-refreny i cieplutki groove soundu na przykład z "Runaway" oraz klasycznych, rozklikanych, poszatkowanych, organiczno-technicznych beatów Neptunes spod znaku, dajmy na to, "Girls Dem Sugar" (co więcej, ten kawałek zaczyna się dokładnie tak jak "Frontin'"!).

Chyba w ani jednym utworze tych geniuszy popu nie została zawarta taka porcja charyzmy, zmysłowego napięcia i genialnych melodii, jaką zmieszczono tutaj. Już samo wejście basu zapowiada coś wielkiego, rozskakany beat i poszatkowane klawisze równie trafnie wywołują wspomnienie starej muzyki tanecznej, choćby takiej jak Dee-Lite, jak i odnajdują się w świecie poddanym toroymoizacji. Słuchanie samego podkładu jest już wystarczającym hedonizmem, ale wraz z wejściem Taprikka Sweezee usuwa się on na dalszy plan. Gość wymiata niesamowicie, będąc w stanie bezbłędnie przechodzić od falsetu do niższych tonów, wraz z rozwojem kawałka. Ten zabieg kradnie całą uwagę słuchacza, leżącą na podłodze szczękę dokopuje się jeszcze chórkami, ale ludzie, ja muszę repeatować zwrotkę, żeby to jakoś ogarnąć. O czym ten człowiek śpiewa! Princeska w czystym stylu! "I just want to feel this love existing / It swallowed all my soul, I swear / I'll do anything to taste it / And everytime we do it, it blows me up". Na wysokości linijki "Heat grows and I can't stop listening" mam wrażenie, że czyta mi się w myślach. Ale jak nie zdążę wcisnąć pauzy, żeby ogarnąć to jeszcze raz, to już jestem skończony. Ten refren jest wielki, ja po tylu miesiącach nie wiem, co się tam właściwie dzieje. Jakieś nieudane walki z seksualnością, oni dopiero skończyli, a już chcą znowu! Orgazmiczna, wręcz naiwna radość w "See, I love the game, see, I love how we play it", miesza się z popowym toposem nienasycenia, który wcześniej sugestywnie wyrażała między innymi Kylie w "More More More", a nawet jest to podjęcie formy dialogu, raczej wewnętrznego, jako walki z samym sobą. Ogarnijcie różnice nastrojów z jakimi zaśpiewane są dwa pierwsze i dwa ostatnie wersy refrenu, jakby koleś zdążył się zniecierpliwić czekaniem w ciągu tych kilkunastu sekund, a we wspomnianym rozciagnięciu refrenu już całkiem puszczają mu hamulce. A tam jeszcze te wszystkie klawisze, beaty podbite soczystymi plamami synthów, smyki, wsamplowane okrzyki i pojękiwania. Kończy się tak, że czuję się jak ten gość, bez repeatu się nie da, tylko w końcu trzeba będzie eksplodować. Mówiąc krótko: doznaję, doznaję, DOZNAJĘ. –Kamil Babacz

posłuchaj »



07Jensen Sportag
Jackie
[Midisport]

Ci kolesie pozostają prawie nieznani, to kuriozalne – puśćcie "Jackie" na imprezie i zobaczcie czy ludzie będą tańczyć. Nie musicie nawet tego robić, mogę wam powiedzieć, że będą. To jest tak natychmiastowo przystępny i możliwy do kochania kawałek. Tak ujmująca jest jego fuzja retro disco-funku i stroboskowego, house'owego futuryzmu. Tak fizycznie poruszająca jest jego melodia i czysty groove. Postawmy sprawę prosto: jesteś martwy w środku albo głuchy jeśli nie lubisz "Jackie". –Łukasz Konatowicz

posłuchaj »



06Munk
Down In L.A. (Shazam Version)
[Gomma]

Kurde. Robię się za stary na wypowiadanie się o muzyce. Rozmyślałem i rozmyślałem, co by tu napisać. Może opis techniczny melodyczny muzyczny, a może nawiązanie do L.A., a może coś niestandardowego. I tak źle i tak niedobrze i tak bez sensu. Bo po kiego..., jeśli 15 sekund później klikacz i tak wdusza play, teleportuje się na YouTube i wszystko robi się jasne. Mój opis tym razem nic nie wniesie, bo nie ma o czym mówić. Tu nie ma tajemnicy, odkrywczości, życia pozagrobowego. Jest mocna, prosta stopa, jest dobry bas, są dobre klawisze, zmysłowy wokal i zwyczajnie zażera. Czysta popowa radość. Lirycznie, mamy tu prostą, lecz jakże uroczą historię letniego hook-up'u w pharmacy, imprezy, jeżdżenia kabrioletem w kalifornijskim słońcu i spędzania miłych chwil, które czynią życie tym, czym powinno ono być. Aha, teledysk też jest na wypasie, z podwodnym odwróconym lip-sync'iem! Dobra, teraz pozostaje tylko zaplanować urlop, zabookować Chevroleta i kupić bileciki do L.A., gdzie o hook'up ponoć nietrudno... czego Wam w nadchodzące wakacje życzę. –Tomasz Gwara

posłuchaj »



05Saint Etienne
Method Of Modern Love
[Heavenly]

Richard X znów okazał się geniuszem, skoro w 2009 zapomnieliśmy, że zwykliśmy ziewać słysząc nazwę Saint Etienne, a w zamian zgodnie uznaliśmy ten singiel małym arcydziełem. Jara mnie samoświadomość zajebistości tego utworu ("When you start, you can't stop / That's the method of modern love"), która jest równie skromna, jak obraz Uffie w jej własnych oczach. Oto rozpędzona kometa z ogonem przepełnionym rozerotyzowanymi echami i chórkami. Tylko że, mimo jak największego uznania i zadowolenia z warstwy produkcyjnej utworu, trafiającej w pełni w mój gust, nie jest ona tutaj wcale aż taka istotna. Ba, jest też wybitnie prosta, zabija konkretami, a nie jakąś nieogarnialną innowacyjnością. Może nie cieszyłbym się tak bardzo, gdyby "Method Of Modern Love" zagrano na akustyku, ale dość prawdopodobne jest, że wymiatałoby niemal równie mocno. Nie było w tym roku utworu, którego melodię łatwiej było mi natychmiast przywołać, a już przecież nadążanie za kolejnymi nie jest wcale takie proste.

Były takie czasy, gdy na Porcys nieco nadużywano pewnego słowa. Tym razem wrócę do tych pięknych chwil, bo okazja nam to pozwala i ponownie go użyję, analizując strukturę tej piosenki, jednocześnie licząc na sprawne odczytanie przez Was, Drodzy Czytelnicy, prawdziwych zalet singla Saint Etienne. Are you ready? HOOK, Hook, hook, hook, hook, hook, hook, HOOK, hOOk, hooK, HoOk, hoOK, h-h-h-ook, ho-o-o-o-o-ok, hook, HoOk, h00k, hook, hook... –Kamil Babacz

posłuchaj »



04Ariel Pink's Haunted Graffiti
Can't Hear My Eyes
[Mexican Summer]

"Can't Hear My Eyes" wydaje się być podsumowaniem drogi, jaką Ariel Pink obrał lata temu i o której mówi otwarcie choćby w wywiadzie z Borysem: wyciągania "pierwotności" z tęsknoty za uczuciami najpowszechniejszymi, bolesnej straty, jak ujął to kolega – niewerbalny, podskórny przekaz gościa, który zakochał się na koloniach i wie, że już nigdy nie spotka swojej oblubienicy. Logiczna kontynuacja "See The Girl" czy "Every Night I Die At Miyagi's" ma jeszcze bonus w postaci po raz pierwszy niewymuszonego zapisywania całej nazwy projektu: jest to tętniący, soft-rockowy, organiczny potwór stworzony przez wszystkich pojebów z ensemblu, wspieranych na dodatek saksofonem rodem z czołówki do serialu Alf. Odliczam dni do debiutu w 4AD, tym bardziej, że mój singiel roku to notabene kawałek z grudnia 2008. –Łukasz Łachecki

posłuchaj »



03Les Sins
Lina
[white label]

O schizofreniczności tego kawałka napomknął już Kamil i miał rację. "Lina" jak malina – najkwaśniejsza z tegorocznych. "Jakim cukierkiem jesteś?" z wynikiem "Przypał!!! jesteś Center Schockiem". Oi Bundick Mate przedstawia fantazmatyczne wakacje ale raczej typu Morderstwo W Kurorcie niż Dupeczki W Basenie – niby wszystko pięknie, ale wolałabym tego nie usłyszeć sama w domu. Nastawia się człowiek na białe żagle, szmaragdową toń, a dostaje coś, co brzmi jak wieczorne halucynacje po oparzeniu słonecznym, albo ten moment plażowej dezintegracji kiedy przechodzisz z plamy nasłonecznionej do plamy zacienionej i łapią cię nagłe dreszcze, zawroty głowy, i uświadamiasz sobie, że kiedyś umrzesz. Pamiętacie ostateczność kibordów w "Hollaback Girl"? Zdarzyło wam się kiedyś w lecie przeskipować "There Is A Light That Never Goes Out" żeby się nie pociąć? Słyszeliście remix "Magic Beat" z Jodorowskym w tytule? U Les Sins to wszystko i jeszcze więcej. Połowa rodziny pije za darmo. –Aleksandra Graczyk

posłuchaj »



02Toro Y Moi
E.D.E.N.
[white label]

Od czerwca zdążyło już upłynąć sporo piasku, przeciwutleniaczy, wody w basenie, a tak naprawdę wcale nie wiemy o "Every Day Every Night" niczego specjalnie więcej niż wtedy. Dziś sam jestem piaszczysty, więc cóż mógłbym podarować swoim słuchaczom, jeśli nie minutę czterdzieści gęsto (myślmy: Sea And Cake z okolic Oui na benzedrynie) ustawionego bitu, pętelkę basu tak niewinną, że nie da się o niej pomyśleć w kontekście innym niż drzemka, anksjolityczne wtręty keyboardu w kilku miejscach oraz trzymaną głośnią linię typu "jakiś koleś śpiewa, ale jestem pół metra pod powierzchnią i chwilowo mam to gdzieś". Na listę singli niby wystarcza, ale najwyraźniej Bundick pomyślał o czymś więcej, o przyszłości, dialogu z tradycją może, bowiem drugi segment kawałka to spazmatyczna wariacja na temat dotykania po francusku, zawierająca zarówno dotykanie, jak i faktyczne przebieranie się za Stardust. Ot, klasyk do puszczania dziewczynie, kiedy akurat nie możecie nic powiedzieć, bo nie możecie mówić. "Mówię dziesięć". –Mateusz Jędras

posłuchaj »



01Nite Jewel
Want You Back
[Italians Do It Better]

Dokładnie pamiętam okoliczności pierwszego odsłuchu tej piosenki. To był marzec 2009 i zrazu pomyślałem sobie wtedy: całkiem chore, klaski na maksa chore, staccatowa polimotywiczność poszczególnych warstw kiborda totalnie schorowana. Ojej, to brzmi jakby Ariel Pink napisał hita popowej solistce. Zwłaszcza, że się dobrze znają, a nawet Ramona wspomagała Rosenberga śpiewnie na trasie. Później okazało się, że laska jest żoną "tego drugiego" wieślarza z Haunted Graffiti. Ale on, zapytany w Warszawie o tekst "Want You Back" (za kim ona niby tak tęskni, skoro mężatka?), wymijająco unikał tematu. A potem przyszedł nałóg, gdyż czułem potrzebę powracania do tego numeru średnio trzy razy dziennie. Oraz wciąż aktualne zdziwienie, bo to rzecz niespotykana, aby jeden kawałek nie znudził mi się przez okrągłe dziesięć miesięcy konsekwentnego zarzynania. A ja się szybko wszystkim nudzę.

Gonzalez wydała też longplay i kilka maksisingli, świetne zresztą, ale prawie w niczym nie przypominające "Want You Back". Jest sporo słynnych skarg o podobnej tematyce – "True Love Waits" Yorke'a, "Don't Leave Me Now" Watersa, "Pamiętam Ciebie Z Tamtych Lat" Krawczyka etc. – ale ten niebiańsko niewinny lament trafia do mnie najmocniej, nieoczekiwanie wskrzeszając z popiołów porzuconą dawno kategorię "szczerości" w muzyce, która tak na co dzień wcale mnie nie interesuje. Pomijając szereg małych, niewybaczalnie pięknych melodyjek, nad których urokiem mógłbym się rozwodzić godzinami (właściwie każde dotknięcie klawiatury lub wydanie z siebie głosu przez wokalistkę ociera się o magię), esencją geniuszu "Want You Back" jest zrozumienie przez autorkę – jakby w czasie rzeczywistym, podczas śpiewania/grania tego utworu – bezradności wobec nieodwracalności losu. Co było, nie wróci, a muzyka pozostanie tylko muzyką. To olśnienie zostało tu wyrażone dobitnie przytłaczającym pasażem górnych rejestrów syntezatora w finale – nie wiem, czy słyszałem równie wstrząsające świadectwo pogodzenia się z własnymi emocjami. Być może, lecz w tej chwili nie pomnę. –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »


Głosowali (i ich single roku):
Kamil Babacz (Nite Jewel "Want You Back"), Kacper Bartosiak (Nite Jewel "Want You Back"), Jan Błaszczak (Les Sins "Lina"), Borys Dejnarowicz (Nite Jewel "Want You Back"), Ryszard Gawroński (Toro Y Moi "E.D.E.N."), Mateusz Jędras (Toro Y Moi "E.D.E.N."), Filip Kekusz (Toro Y Moi "Human Nature"), Łukasz Konatowicz (Władek "Zbyszek Daj Se"), Łukasz Łachecki (Ariel Pink's Haunted Graffiti "Can't Hear My Eyes"), Jędrzej Michalak (Nite Jewel "Want You Back"), Patryk Mrozek (Nite Jewel "Want You Back"), Wojciech Sawicki (Les Sins "Lina").


#20-11    #10-1

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)