INNE - PORCAST

DJFunkyKoval
"Dług Publiczny"

Nie mam pojęcia kim jest DJFunkyKoval i dlaczego daje w tytule filmiku na YouTube po myślniku słowo "piosenka", skoro oferuje tu raczej rytmiczną melodeklamację w porywach godną miana upośledzonej nawijki, niczym nieco mocniej stąpający po ziemi kuzyn Seby Rejwera. Ale "Dług Publiczny" realizuje koncept na tyle epicki, że nawet jeśli nas nie bawi i nie ciekawi – to trudno przejść wobec niego obojętnie. Otrzymujemy groteskowy krzyk rozpaczy przeciwko sprawcom długu publicznego – rodzaj nudnego i oczywistego rymowanego felietonu, komicznie nieporadnego i amatorskiego od strony formalnej, a w planie ogólnym niby słusznego treściowo (choć w szczególe, niestety, im bliżej końca tym mocniej pachnie to ideologią, bo autor niepotrzebnie zabarwia swawolny klimat kawałka lekka nutką indoktrynacji). W zwrotkach zdarzają się hooki leksykalne w rodzaju "minister roztrwonił", oryginalne zabiegi typu inwersja na bazie wątpliwej składni ("Bo żeby dać, choćby w dobrej wierze / Urzędnik co wypłaca drugie tyle bierze") i mrożące krew w żyłach wizje z pogranicza kina sensacyjnego i noir ("Wyjaśniam, bo nie chcę spotkać BOR-owików / Gdy tuman z rządu dotknie palcem drucików"). W refrenach zaś narrator dokonuje słusznego odkrycia – że miast zasyfiać sobie głowę polityką, warto zanurkować w muzykę – i postanawia pograć na basie "terapeutycznie", konkludując zresztą: "hołoto zwana rządem, niech bas razi was prądem" (fajny rym wewnętrzny). Słowem: ostra psychodelia. Ale jeżeli ktoś sądzi, że tekst stanowi tu jedyną atrakcję, to jest w grubym błędzie. Kontrabas grywa frywolnie i świeżo skacze po skali (zwłaszcza w post-chorusach). Sam podkład trudno jednoznacznie sklasyfikować, bo to jakieś figlarne jazzo-polo z synkopowanym bitem i kameralistyczną chwilami orkiestracją. Wreszcie stricte harmonicznie, trafia się czasem moment (na przykład koniec zwrotki – 1:09-1:11), gdzie rozwiązanie pozostawia słuchacza drapiącego się w głowę. Ten cały karykaturalny cyrk zostaje niejako dopełniony równie czerstwym, co zabawnym (przez czerstwość) teledyskiem z cyklu "found footage", który z powodzeniem odnalazłby się (both stylistycznie & jakościowo) obok "didełoklipów" SP Records w rodzaju "12 Groszy". Parę smaczków (jak zdjęcia kosmonautów przy słowach "na Marsa", mina Kalisza na konferencji prasowej czy pędzący na ekranie w trakcie trwania numeru "licznik długu") warto odnotować reżyserowi na plus. Bottom line: na pytanie "czy słyszałem/widziałem kiedyś takie kuriozum", odpowiadam "nie" i ten morał mi wystarcza.

Borys Dejnarowicz    
23 września 2010
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)