PLAYLIST
xx
"Angels"
Dość często zdarza mi się doświadczać uczucia déjà vu – to sprawa towarzysząca mi od dzieciństwa. Urywek sceny, odległy dźwięk i zaczynamy wesołą zabawę w kwasowy flashback, tak to mniej więcej wygląda. W programie nudności, lekkie omamy i poza na Eli Casha. "Nic do śmiania" zresztą – lekarz zakomunikował mi, że tak wyglądają pierwsze objawy epilepsji. Z drugiej strony, szczęściarz ze mnie, bo odloty za darmo zwykle pozostają domeną broszur antynarkotykowych dla podstawówek.
Gdzieś już jednak słyszałem "Angels" i nie jest to wyjątkowo kwestia upośledzenia części struktur w moim mózgu. Otóż słyszałem je na pierwszej płycie xx. Oczywiście nie w całości i nie w dokładnie takiej postaci – raczej rozsmarowane po tych jedenastu niedługich trackach, ale było tam już wtedy. Dziś wystarczyło tylko zalać wodą.
Nie słychać tu żadnego ubytku personalnego. Nie słychać też i zapowiadanego klubowego brzmienia. Jeśli w ogóle w "Angels" coś słychać to ewentualnie destylację całego lenistwa brzmienia debiutu. Ale czy to ważne, skoro i tak niewielką różnicę robi to, czy "Angels" w ogóle się słucha? I w jednym i w drugim przypadku sprawy mają się zupełnie nieźle, a duch Music for Airports unosi się daleko ponad wodami. Kto wie – być może sam Brian Williams uśmiechnąłby się po raz pierwszy w życiu, zasypiając do tego.