PLAYLIST
Smolasty
"Cały Klub To My"
W zeszłym roku skromne poletko krajowego r'n'b zostało zupełnie zdominowane przez Mr Hennessy ("Słodki Cham (Tyle Razy)"!), album, który nie tyle wypełniał ogromną dziurę gatunkową, co – patrząc w szerszej perspektywie – prezentował w miarę współczesny, lokalny pop o mainstreamowym potencjale – zupełnie inny niż reanimowane pod różnymi szyldami anachroniczne pop-rockowe hybrydy, coraz częściej przybierające groteskową formułę adult-alternative, czołową zarazę polskiej muzyki. Cóż, jedno BANG! wiosny nie czyni. Na tle wszechobecnej pseudo-modernistycznej chujni, kolejnej choroby toczącej nasz kraj, której symbolicznym apogeum pozostaje ohydny drop Chylińskiej w "Borderline", Smolasty jest jedną z największych nadziei na to, że polski pop pokaże wreszcie bardziej ludzką twarz. Nie chodzi już nawet o mityczne "doganianie zachodu" (choć akurat w tej kategorii Smolasty nie musi za bardzo się wysilać), które zazwyczaj, naznaczone desperackim ukrywaniem kompleksów, przynosi skutek odwrotny od zamierzonego. Liczę jedynie na to, że z pomocą takich gości jak Norbert pewien uniwersalny, wyrazisty język r'n'b przebije się do szerszej świadomości i zapewni większy wybór szukającym solidnego, polskiego charts-popu. Mimo wszystko, nie ma co siać defetyzmu – powolny "marsz przez instytucje" trwa. Zeszły rok przyniósł parę niezłych momentów. Wróciła Jusis, zaskoczyła Margaret, Nykiel zaserwowała całkiem przyzwoity, rzemieślniczy electro-pop, "Piątek" jakoś odnalazł się na liście Eski, zresztą "Cały Klub To My" też ma ku temu wszelkie podstawy. Jeśli ludożerka nie złapie BAKCYLA, nie skuma nic z tej małej, ale jednak fali, solidnych polskich poptymistów ocierających się o Gorącą 20 (lol), to będzie to znak, że "szkoda strzępić ryja", najwyższy czas zgasić światło, odwrócić się na pięcie, a na emigrację zabrać ze sobą tę garstkę polskich popowych płyt i singli z prawdziwego zdarzenia.
"Cały Klub To My", drugi singiel zapowiadający EP-kę Jestem, Byłem, Będę (premiera już w marcu), potwierdza wysoką formę Smolastego. To nienachalny, lekko wycofany, ale wciąż zapełniający parkiety banger. Niby mamy do czynienia z kopią pomysłów Mr Hennessy, ale to nie wada, to wciąż "pierwszy w Polsce pop", Smolasty dalej JEDZIE Z TEMATEM. Lead synthu przykuwa uwagę, jako groove dostajemy bujające trapowe r'n'b, a znakomity feeling wokalny wypełnia każdy zakręt zwrotki z refrenem na czele – właściwie to powinna być wystarczająca rekomendacja. Jeśli mdlił was zarzynany niegdyś do bólu w radiostacjach, upośledzony, bluesowy zaśpiew "a jak nie myy, too ktoooo" (od Mroza nie uciekniemy w tym pleju, wybaczcie), ale wciąż szukacie imprezowej "wolności, równości i braterstwa" w wersji cywilizowanej (czyli nie zaśmiecającej toaletowych kabin syntezą mojito i kebaba), to ten singiel przekona Was od razu, bez pytania o dowód. A jeśli tak jak ja nie lubicie klubów oraz selekcji i zwyczajnie tęsknicie za "dobrym, skocznym, energicznym" popem po polsku, okazuje się, że "Cały Klub To My" też jest propozycją nie do odrzucenia. "Kiedy wchodzę wiem, co chcę/z tego klubu zabrać cię", bo jak mawiał klasyk: "Love (...) is an extremely violent act. Love is not "I love you all." Love means I pick out something (...)", hehe. Ja też już wybrałem – śledzenie tej przejrzystej, eleganckiej produkcji będzie pewnie moją singlową mantrą na najbliższe dni. Jak widać, "inny polski pop jest możliwy".