PLAYLIST
Rapture
"I Need Your Love"
Próba uchwycenia czegoś prawdziwego w młodzieńczej skłonności do
imprezowania, weekendowego disco, melanży, awantur i konkretnej najebki nie
jest sprawą prostą. Niby łatwo sobie wytłumaczyć potrzebę odreagowania
stresów, oderwania się od rzeczywistości, doznania poczucia wspólnoty, chęci
zawiązania płaszczyzny porozumienia z roztańcowaną bracią bywalców parkietu.
Hałas, bliskość ciał, pot, sex, zapomnienie, wszystko co chcecie unosi się
nad podłogą. Młoda krew doprowadzona do wrzenia blokuje przepływ myśli
umożliwiając chwilowy błogostan. Naprawdę Kicia, rozumiem cię doskonale. A
jednak osobiście brzydzę się klimatami hardkorowych klubowiczów, bo jakoś
nie potrafię odnaleźć wśród nich wspomnianego uwolnienia, a w zamian widzę
jedynie ogrom obłudy, pozerstwa, konformizmu, gówniarstwa i społecznej
degrengolady.
W odsieczy przyszedł mi tu do pomocy zespół Rapture, reprezentant mocy ze
stunnerem w postaci "I Need Your Love", przywołującym obraz idealnej
imprezy. Rozbounce'owana masa istniejących ludzi oddających się szaleństwu
aż to totalnej utraty sił, w amoku skomląca tytułową kwestię, będącą formą
nostalgicznego wyznania, zapisem parkietowej melancholii. Pulsujący bit
okalany zgrabnymi wariacjami z rozwagą i niespotykanym wyczuciem
urozmaicającymi motyw przewodni, równie perfekcyjnie znajdujący równowagę
między miarowym wyznacznikiem rytmu, a atrakcyjnym motywem basu, który długo
by mi się nie znudził, nawet gdybym miał słuchać tylko jego. Na koniec
okraszony jeszcze impresją jazzową, mimo rzeczywistego natłoku dźwięków
rozpierdala lotnością i wybitnie rozbudowaną przestrzenią, przynoszącą na
myśl osiągnięcia Out Hud czy !!!. Imprezową płytą wszechczasów jest
bezapelacyjnie Since I Left You, które zapewne otworzyłoby (i chyba
zamknęło) imprezę wszechczasów, na której nie mogłoby jednak zabraknąć
Rapture.