PLAYLIST

Rachel Stevens
"I Said Never Again (But Here We Are)"

5.5

Czy ktoś z tu obecnych kojarzy S Club 7? Nie? Dziękuję. (Oczywiście, że wszyscy kojarzą, dobra pały nie ściemniać mi no.) Ok udajemy że naprawdę nie kojarzycie. To był brytyjski girls/boys-band z ogłoszenia, powstały z inicjatywy jakiegoś impresario-mózgowca pod koniec lat 90-tych w ramach koniunktury na 3 splatające się wówczas na rynku zjawiska: girlsbandy, boysbandy i teenage pop. I rzeczywiście, muzycznie imitowało to Spice Girls, Backstreet Boys i Britney w jednym. Od nijakich pioseneczek ważniejszy był jednak wizerunek: teledyski, fotki, okładki magazynów, fabularyzowany serial o zespole... Zatem, o ile pamięć mnie nie myli, były tam 4 laski i 3 kolesi. Kolesi zostawiamy na boku dopóki za playlist nie weźmie się Zosia. Z lasek natomiast wybór był całkiem spoko. Ciemnowłosa Tina oraz dwie blondynki (drobniejsza) Hannah i (pełniejsza) Jo wszystkie przykuwały wzrok, lecz w największym stopniu udawało się to słodkiej Rachel. Kilka scen w tym clipie plażowym, to wiecie, mój kumpel płacze do dziś.

I teraz od roku ktoś mi pierdoli, że Rachel Stevens, solowa wykonawczyni, jest trendy i w ogóle ulubienicą znudzonych blog critics. Oczywiście, historia zna takie przypadki: weźmy supernaturalną drogę Justina od pedałkowatej 1/5 N'Sync do tronu największego współczesnego wokalisty popowego. "Some Girls", pierwszy obiekt zachwytów nad dojrzałą już dziś kobietką, jeden z bardziej hajpowanych w necie singli 2004, w sumie nie wykraczał poza bledszy odcień szczerze pochłaniającego electro-bluesa "Strict Machine" Goldfrapp. I choć nie przepadam za hedonistycznym, mechanicznym obliczem Alison, to w bezpośrednim starciu zmiażdzyłaby Rachel posuwistym bitem i uwodzącymi jękami refrenu. Z drugiej strony, mimo małej wyrazistości aranżów i niezbyt odkrywczej melodyjce, ociera się to już o sophisti-pop, który to termin Piotrek wspominał niedawno: to daleka i słuszna droga od naiwnej estetyki rodzimej nastoletniej kapelki.

Stevens zadebiutowała pod własnym nazwiskiem albumem Funky Dory (urokliwa gra słów w sumie), gdzie "Some Girls" o dziwo się nie znalazło. W najbliższy poniedziałek zaś wydaje swój sofomor, Come And Get It, który dzięki przeciekom w recenzenckim światku bywa nazywany tegorocznym Anniemal. Chyba pochopnie. Ujawniony wcześniej numer promujący krążek, "I Said Never Again (But Here We Are)" wcale nowym "Chewing Gum" nie jest, a co gorsza, nie zdradza żadnego rozwoju od "Some Girls". Sorewicz no, takie disco-rocki bounce'ujące to Kylie serwowała dekadę temu, tylko że z lepszymi hookami. Stagnacja koleżanko. Przy wyświechtanych zapożyczeniach z patentów 70s (Gary Glitter meets ABBA) nawet koncepcja topicowa mnie znużyła: że panienka niby zarzekła się, że nie ma szans, ale jednak z nim poszła. Nuda. Kto wie, może się wybiorę do sklepu i poskipuję niezobowiązująco tracki. Kto wie, może tam poza miernym singielkiem czai się rozkosz. Póki co jednak, reputację Rachel streszcza wciąż skit z Cassetteboya: "Then we got Jo / SHE'S GETTING DOWN ON RACHEL". Ej doznaję.

Borys Dejnarowicz    
12 października 2005
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)