PLAYLIST
Q. Lazzarus
"Goodbye Horses"
No wiadomo. Milczenie Owiec powinienem był obejrzeć co najmniej kilka
lat temu. A tak się złożyło, że stało się to dopiero niedawno. Spośród wielu
scen, o których można by wydawać periodyki, najsilniej oddziałała na mnie
ta, gdy Buffalo Bill umalowany i w negliżu tańczy przed lustrem. Nie myślcie
sobie, uwiodły mnie nie jego wdzięki (ekhem), a piosenka, przy której oddał
się on w ten głęboko emocjonalny tan. Powalająca (I mean it) melodia,
podawana oszczędnymi środkami, bez pierwiastka rozmachu, tworzy szlachetną
melancholię, której nie sposób nie przyjąć za swoją. Ma ona podwójne
uzasadnienie. Po pierwsze, idealnie wpasowuje się w charakter sceny.
Tytułowe konie to – jak wyczytałem – symbol pięciu zmysłów, krępego
powiązania ze światem fizycznym, materialnym, nie-duchowym. Owszem, vagina
Buffalo Billa to skrajny przypadek efektu uzależnienia od doznań cielesnych,
tym dobitniej jednak obrazek ten poświadcza, jak mocno należy się starać, by
wyrzec im kiedyś goodbye.
Druga warstwa smutku tej piosenki to sami jej twórcy. Nim w wokalistce Q.
Lazzarus odkryto bożą iskrę, pracowała ona jako kierowca taksówki. Znikąd
wyłonił się również autor muzyki i tekstu: Anglik, niejaki William Garvey.
Domyślacie się już końca tej historii: po umieszczeniu we wspomnianym
filmie z 1991 roku jednego jedynego dzieła dwójki, słuch po nich zaginął
(nie licząc epizodzików, do jakich należy zaśpiewanie przez Q. Lazzarus
piosenki Davida Byrne'a na potrzeby filmu Philadelphia). Coś wiadomo
o Garveyu, że niby jest teraz grafikiem komputerowym. O samej wokalistce
nie wiemy nawet czy w ogóle istnieje. Ale zaraz, przecież wystarczy
dokładnie obejrzeć Milczenie Owiec.