PLAYLIST

Psychotropic Transcendental / Brain Story / Deform
"Ax Libereld..." / "Fear" / "Now I Will Kill My Fam"

0.0

Za jednym zamachem mała niezależna oficyna Cirkus Production wypuściła swoje trzy pierwsze wydawnictwa, warto więc na dobry początek skrobnąć parę słów w temacie.

Najważniejszą, zdaje się, kapelą jest tu śląski Psychotropic Transcendental. Ich przygotowany juz przed paroma laty debiut to sprawny, oszlifowany "post-metal" z grubsza korespondujący z tym co wyprawia obecnie Isis. Całość wypada nużąco, ale mimo wszystko odniósłbym się pozytywnie do tej kapeli – przyciągają psychodeliczny posmak, ekstatyczny, bachiczny prog i chwilami angażujące transowe krajobrazy. Ax Libereld... chyba lepiej sprawdziłoby się jako album instrumentalny – sztuczny klimat pogańskich pisków, ryków i kwilenia (w wymyślonym przez członka bandu języku, przypominającym nieco starogermański) ujmuje projektowi powagi. Bo istnieją dwa oblicza metalowego kiczu: pierwsze to latające po scenie kościotrupy; drugie – pogańska mistyka. Z kawałka tytułowego przebija co prawda potencjał, ale drętwota melodyczna przyczynia się do dominacji nudy i męczydupstwa, jak w kończących krążek "Garmed Ill-Namars" i "Or Navorunas". Po co kolejne rozciągnięte, pachnące dragami snucie się w miejscu, skoro takich utworów było już ze dwa miliony.

Z kolei Brain Story, side-project członków Psychotropic, skupia się na sennym, rozleniwionym post-rocku (ewentualnie), wyglądającym mi jednak na dzieło kolesi wywodzących się z zupełnie innego kosmosu, z pewnością nie patrzących w Godspeed czy Mogwai jak w święty obrazek. Nie żeby rzucało na kolana, ale bardziej przemawia do mnie nie powielająca w oczywisty sposób żadnych wzorców, delikatnie podminowana energią narkotyczna hipnotyzerka, niż nudne do bólu smęty kolejnych wyznawców późnego Sigura, uprawiane chociażby przez umiarkowanie popularną w Warszawie formację Stworywodne Jaszczury; nawet jeśli Brain Story na całej długości ...Colours In My Head... ze sporym trudem tłumi patos. Z całej trójki ten materiał niesie chyba najwięcej muzycznej treści (zwłaszcza w pierwszej połowie, dopóki goście nie popadają w melancholię i nie odpływają w lamentujące dziesięciominutowe sola lub jakieś poetyckie drzemanie), momentami na naprawdę solidnym poziomie. Serio, zaskakująco przebija tu jakieś wyczucie liryczne, pokaz sprawności malowania dźwiękiem w wykonaniu gitarzystów i odnajdującego się w przestrzennych, rozwlekłych klimatach pałkera o niezwykle męskim pseudonimie Gnat. Obiecujące.

Na deser zostawiłem sobie krótkie spostrzeżenie dotyczące grupy Deformed. Grind-core to chyba jeden z najbardziej kuriozalnych metalowych nurtów i zazwyczaj należy postrzegać przysłowiowe "urywanie jajec" w kategoriach twórczości kabaretowej. Deformed serwuje na szczęście zaledwie dwudziestokilkuminutową porcję "muzyki" odwołującej się w swoim wyrazie do estetycznej wrażliwości ludów pierwotnych: bezlitosny gwałt uszu poprzez gęste napierdalanie i zezwierzęcone wrzaski. Fascynujące, że ktoś potrafi czerpać przyjemność z samych zmian tempa w obrębie tępej, agresywnej młócki. Rozumiem, muzyka użytkowa, na rozruszanie błony bębenkowej. Nie no, w sumie słyszałem znacznie gorszy grind w radiostacyjnych audycjach Pietii. Torture Project całkiem zabawne nawet.

Michał Zagroba    
23 lutego 2005
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)