PLAYLIST
Plastic Constellations
"Sancho Panza"
Któż przypuszczał w roku pańskim dwa tysiące cztery, że epigoński outfit młodzików z lokalnego fanklubu amerykańskich brzmień stanie się nie tylko kapelą świadomie realizującą swoje kompozytorskie cele, ale także bezczelnie epatującą *własnym* stylem i manierą. Nie kumających paradoksu kryjącego się w powyższym zdaniu odsyłam do recki Mazatlan, a wszystkich zdziwionych śmiałym stwierdzeniem niżej podpisanego straight to "Sancho Panza". Nowy singiel zespołu z Minneapolis wzbudza bowiem konkretne nadzieje na przyszłość tego młodego składu; prawdę mówiąc, nadchodzący album kwartetu to chyba jedyna płyta, jakiej w tym momencie szczerze nie mogę się już doczekać. Cała stylistyczna wtórnośc, będąca w sumie jedyną wadą Mazatlan, zdaje się obecnie działać na korzyść Plastic Constellations – gęsta mikstura wpływów grupy podana jest w "Sancho Panzy" w tak niezwykle charakterystyczny sposób, że skojarzenia może budzić jedynie z najlepszymi trackami zeszłorocznego krążka, a nie długaśną listą protoplastów maglowanej estetyki. Plus, jest też rasowy songwriting – połamana, Jawboxowa sekcja, wahania rytmu i tempa, precyzyjny bass – wszystkie elementy, kształtujące nie tylko przedsmak przed nadchodzącym longplayem, ale także, bezsprzecznie, jeden z najlepszych niezal-rockowych singli mijającego roku.