PLAYLIST

Pixies
"Bam Thwok"

5.0

Jako, że nawet nasza sprzątaczka ich zna, wypada wspomnieć przed końcem roku o wydarzeniu, które zapadnie w pamięci na kilka następnych miesięcy przynajmniej fanom bostońskiego bandu. Wielcy Pixies zebrali się do kupy i zaczęli koncertować. Pewnie wiele osób się ucieszyło z reaktywacji. Doszła do nich kolejna grupa uradowanych internetową premierą nowego kawałka oraz zapowiedziami wydania nowego albumu. Hej, Pixies wydają nową płytę. Pierwszy normalny studyjny materiał od czasu Trompe Le Monde. No i ryzyko (le pari de Pixies?), bo mogą przecież wygenerować niewypał. Nie każdy potrafi jak Sonic Youth. Zresztą oni nie mieli nawet przerwy. Podział na dwie grupy: tych którzy ślepo wierzą w wysoką jakość nowego wydawnictwa, i tych którzy śmieją powątpiewać sceptycznie.

Premiera świeżego chleba w postaci "Bam Thwok" wcale nie rozwiała wątpliwości. Wręcz przeciwnie. Odpowiedzialność za niego spada na Kim Deal, która mimo niepodważalnego uroku i sporych umiejętności chyba jednak nie ma wystarczających predyspozycji do samodzielnego sterowania potencjałem składu. Konstrukcyjnie oczywiście track jest nieprzewidywalny, szkoda że tylko do szczytowego momentu, kiedy hook wzbiera na sile w momencie: "Love, bang, crash, wakka wakka, bam thwok". I potem już nic. Chorus nie prezentuje sobą niczego, do czego przyzwyczaili nas Bostończycy. Żadnego niezal-rozpierdolu na miarę "Gigantic", żadnego hymnu-deklaracji w rodzaju "Where Is My Mind". Ślad jedynie widać po wypalonym potencjale: sound bez zmian, to ciągle oni, aczkolwiek są kombinacje w samej linii melodycznej. Poczekamy zobaczymy, choć drugiego takiego Surfer Rosa na przykład, albo czegoś o podobnej sile rażenia, nie przewiduję.

Mateusz Jędras    
18 grudnia 2004
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)