PLAYLIST

Nicki Minaj
"Anaconda" / "Pills N Potions"

6.0  /  5.5

Jeśli zastanawialiście się – tak jak ja – w czym kryje się sekret legitymizacji poczynań Oniki Maraj w świecie rapu, "Anaconda" powinna pozbawić was wszelkich wątpliwości. Jakby nie spojrzeć, po zaledwie dwóch raczej umiarkowanie pozytywnie przyjętych krążkach, Nicki wyrosła na czołową kobiecą postać amerykańskiej sceny – tej samej sceny, która w 2014 roku bardziej otwarta jest dla zadeklarowanych gejów, autotune'owych smutasów i art-house'owych pojebów niż raperek płci żeńskiej, w gruncie rzeczy pod względem wrażliwości, światopoglądu i korzeni bliższych starej, dobrej, konserwatywnej szkole. Nie żeby obie części Pink Friday rysowały choć w niewielkim stopniu niejednoznaczny obraz zestawu motywów, którym posługuje się artystka, ale – pomimo silnie zgagaizowanej konsekwencji w pielęgnowaniu wizerunku mefedronowej kosmitki – nigdy nie przekroczyły granicy, którą "Anaconda" już nonszalancko ignoruje. W tym skądinąd całkiem zresztą udanym kawałku (sprytnie zasamplowane "She's Got Back" + jak zauważył Wojtek, fragment prosto ze stajni PC Music) chodzi już tylko, mówiąc kolokwialnie, o dupy, i to bezpośrednio wyjęte z niezbyt wyszukanego pornola.

Ciekawie kontrastuje z tym drugi singiel Nicki, "Pills N Potions", skrojony trochę na brzmienie Miley, który z kolei jest niemal czystą sofciarską pop-balladką, jedną z takich, które amerykańskie nastolatki coverują na swoich vlogach. Pomijając aspekty kompozycyjno-produkcyjne oba te utwory są w zasadzie dwoma różnymi efektami tej samej strategii: chodzi o to, żeby na nowo sprzedać Nicki słuchaczom, którzy do tej pory nie do końca byli do niej przekonani. Stąd dwa – wydawałoby się – ekstremalne ruchy marketingowe w postaci dwóch wypuszczonych po sobie singli, z których jeden ją podręcznikowo "uczłowiecza", a drugi równie podręcznikowo uprzedmiotawia (co zresztą w niegłupi sposób obśmiane zostaje w samym klipie do "Anacondy", gdzie Drake, pomimo swojego niekwestionowalnego gwiazdorskiego statusu, zostaje sprowadzony wyłącznie do roli niemego rekwizytu).

Z trzeciej strony... muzycznie nie wypada to źle. Przyznam, że fascynuje mnie nieco Nicki, głównie od strony przeładowanych, pokurwionych produkcji w rodzaju "Starships" i po cichu liczę, że na albumie jeszcze się nieco zadzieje – nawet jeśli sama ARTYSTKA zapowiada raczej powrót do "hip-hopowych korzeni".



Jakub Wencel    
12 września 2014
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)