PLAYLIST

Max Tundra
"Which Song"

9.5

Z tego że Jacobs zamierza dalej fikać sobie na popową modłę zdawaliśmy sobie sprawę uczestnicząc w jego gigach, przypuszczalnie jednych z najbardziej entuzjastycznych imprez muzycznych jakie ostatnimi laty widziała stolica Polski i delektując się na przykład brawurowo wykonanym coverem "Dźwięków Muzyki". Na czym polega fenomen Tundry? Ano pamiętacie jak w piątej klasie podstawówki babka od polaka kierowała do klasy pytanie "dlaczego czytamy książki fantasy", po czym wszyscy tolkienowcy/sapkowskowcy odpowiadali, że po to by przenieść się w inny świat? Otóż mam wrażenie, że w czasach, kiedy mało kto znajduje wolną chwilę na cokolwiek poza pracą, nauką, dokształcaniem się i wędrowaniem po necie, Jacobs potrafi przypomnieć na czym polega taka beztroska, niekłamana radość, taka jaką odczuwało się we wczesnym dzieciństwie, po powrocie ze szkoły zrzucając plecak w przedpokoju i śmigając na podwórko grać w gałę do zmroku. W dekadzie, w której miażdżąca większość reprezentantów sceny niezależnej zdaje się być dotknięta albo ciężką depresją albo potrzebą lansu i chłodnego dystansowania się wobec wszystkiego, a w zdrowym odruchu samoobrony trzeba emigrować na mainstreamowe listy przebojów w poszukiwaniu dziennej dawki adrenaliny, Tundra jako jeden z nielicznych artystów niszowych lubi tak wesoło przyłożyć między gały.

Pławiąc się w chrzęszczącym, syntezatorowym soundzie, momentami zahaczającym o stary dance-pop, momentami nieodległym od dźwięków generowanych w starych, wytrawnych grach komputerowych, Max wykonuje pląsy nad wyraz gęste i swawolne. Próżno w "Which Song” szukać wytchnienia, czegoś, na czym można by zawiesić dłużej ucho; jeśli coś się tu eksploruje, eksploatuje do oporu to raczej aspekt soniczny tych kompozycji – fakturę, drugie dna. Z orgii euforycznie kiczowatych, pourywanych, turlających motywików (typ "zna wszystkie motywy, motywiki") wyłania się urokliwa bedroomowa melodyjka narastająca do porywającego rześko-soulowego refrenu. Coś jak skrzyżowanie Morodera, Jackson 5 i Mastered By Guy. Jak wchodzą kolejne keyboardy, a linie zaczynają kroczyć równolegle, przemyka szalona myśl, że może podprowadza się nas pod jakąś ścianę dźwięku. Tylko, że wtedy piosenka zaczyna podążać zygzakiem, tworzyć piętrowe narracje, a my klniemy pod nosem "co to do diaska, jakiś prog-pop?". I powraca wyczarowany z dupy telepiący, przesłodzony ejtisowy hook na miarę Duran Duran.

Urokliwy humor (śmieszny tekst) sąsiadujący z ulotną melancholią i przede wszystkim zajebiste, zajebiste. Mocny kandydat na tegoroczne podium.

Michał Zagroba    
27 listopada 2008
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)