PLAYLIST
Lone
"Raptured"
MHJ: W szatni płaszcz pozostał przedostatni. Matt Cutler inscenizował już o wiele bardziej pasjonujące audycje. Mętne, nokturnalne loopy dobre do wypłoszenia z lokalu ostatnich zalęgających. Na minusie do całego fakturzastego body lotion Ecstasy & Friends.
JB: Moja wersja jest taka: spowalniamy trochę co żwawsze momenty, ściągamy ten wokalny sampel na drugi plan, podkreślamy tę fajną, trochę połamaną sekcję, po czym dzwonimy do Franka Nitta. W wyniku tych działań otrzymujemy listowy singiel a przynajmniej ćwiartkę playlistu, nie zawierającą żadnych docinków, zarzutów i pretensji, za które autor mógłby się potem wstydzić... Naprawdę nie drażni was ten sampel? Oho, zaczyna się...
KFB: Słusznie mnie tu Wojtek alarmuje, że źli wilcy się znęcają nad kawałkiem Cutlera. Trochę nie rozumiem Waszego narzekania poprzednicy – zły jest ten sampel jakiś? Ja nie słyszę w nim nic drażniącego, jedyne co można mu zarzucić to chyba tylko to, że nie pozmywa po sobie i nie upierze, bo pozamiatać to pozamiatał jak najbardziej. Jest taki bardzo hooczasty, a poprowadzenie całej kompozycji w oparciu o niego – wzorowe i naprawdę nie mam się do czego przyczepić. Nie możemy mówić o żadnej liniowości i nudzie, bo na przestrzeni pięciu minut w tle dzieje się mnóstwo ciekawych rzeczy, które nie wypadają prędko z głowy. Gdyby to było na Ecstasy & Friends to repeatowałbym jak głupi.
FK: Zgadzam się z rozentuzjazmowanym KFB co do potęgi tła, która jest dla mnie największym atutem oprócz pierwszej pojebanej solówki na 1:03 (jej powtórka nie ma już takiego efektu świeżości). Ale zgadzam się takowoż z uwagą o tym, że jeśli ktoś przez pięć minut krzyczy cienkim głosem, że jest zgwałcony, to mu przestaję współczuć kiepskiego początku tygodnia, raczej wkurwia mnie egzaltacja. Szczęśliwie można wyłączyć się na te odgłosy i cieszyć tym, co wokół nich.
• posłuchaj »