PLAYLIST

Jimmy Scott
"The Crying Game"

7.5

To nie będzie tekst o Parkerze, Milesie, Trane'ie. Nie o Colemanie, Dolphym, Hancocku. Nie o Frithu (Fricie?), Zornie, Laswellu. O jakich jeszcze jazzmanach pisze się w serwisach nie-jazzowych? W każdym razie o nich też nie. Little Jimmy Scott – doznałem. A wyglądało to tak...

Późnym sobotnim wieczorem jedziemy z kolegą na warszawski koncert Maxa Tundry, spieramy się o to czy będzie didżejski set, czy może jednak da nam Max trochę więcej radości live. "Wiesz, na takim forum czytałem, że w Pozku ma być set, na 100%. Na pewno będzie"."Nie, kupiliśmy bilety, więc nie może być". Słuchamy radia, moje przedkoncertowe ADHD każe mi bawić się nieustannie pokrętłem od częstotliwości, nic ciekawego nigdzie, "do the Akufen" i tym podobne. W końcu lądujemy na jakiejś balladzie, ok, muzyka nocy, relaks. Wchodzi prowadzący, śpiewała Patricia Barber, spoko, oboje jak się okazuje nie lubimy Kydryńskiego młodszego. I nagle pada ten tekst, że zaśpiewa Jimmy Scott, występował niedawno w Kongresowej, nie spodobał się publiczności, blabla i że, uwaga teraz, cierpi na bardzo rzadkie schorzenie, zwane Syndromem Kallmana, które powoduje, że człowiek nie starzeje się.

Ejże, no. Trochę nas poruszyło to stwierdzenie o "niestarzeniu się". Potem dowiedzieliśmy się, że ma obecnie 80 lat i usłyszymy nagranie sprzed lat dziesięciu. Szybka matematyka i w ciasnym, samochodowym wnętrzu rozległ się ten niesamowity sopranik siedemdziesięcioletniego chłopca. Może to była magia chwili, ale odebrało mi mowę i dobrze, że nie kierowałem, bo ruchy pewnie też. Skończone piękno. Żałuję, że nie zapamiętałem co to był za utwór, ale cóż, wieczór nie zwalniał i dalszego jego wydarzenia przyćmiły ten incydent z Mostu Poniatowskiego, a także wiele innych spraw. Kto zna ten wie.

Po powrocie do domu od razu zacząłem maniakalnie szukać jakichś info o Little Jimmym. Domyślając się, że biblioteka już zamknięta, spróbowałem w internecie. Niestety mało tego. Jakaś licha stronka plus interesujący tekst biograficzny na Allmusic. Wyjaśniło się też trochę w kwestii owej ciężkiej choroby skazującej na wieczną młodość. Otóż nie przechodzi się dojrzewania, w skutek czego między innymi głos i rysy twarzy pozostają dziecięce. Zatem nie jest tak magicznie jak nam się to wtedy wydawało.

Cóż, płyt w sklepach nie uświadczyłem, trzy liche mp3 udało mi się ściagnąć, z czego tytułowa najlepsza. W sumie uważam, ze jest genialna. Słowami "I know everything / There is to know / About the crying game" Jimmy rozpoczyna swą emocjonalną interpretację. I fajne jest to, że robi to na wskroś oryginalnie, że nie jest jedynie biologiczną ciekawostką, ale wybitnym artystą. To jak dzieli sylaby – rewelacja. Jest taki pogląd, że poziom muzyka wynika z sumy jego przeżyć i doświadczeń. Niepowtarzalne doświadczenie życiowe Scotta owocuje niepowtarzalną muzyką. Tylko o co chodzi z tą publicznością z Kongresowej, która słuchać to lubi tylko McFerrina w ansamblu ze stadem owiec czy coś takiego?

Piotr Piechota    
25 lipca 2006
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)