PLAYLIST

Inc.
"5 Days"

10.0

W końcu doczekaliśmy się spotkania z tym, co od dwóch lat czaiło się za kalifornijskim winklem, czyli utworem ze wszech miar doskonałym. Projekt braci Aged to chyba jedyny zespół, którego losy śledzimy od samego początku, którego dorobek (dość skromny jeszcze) znamy na wyrywki, a są pewnie wśród nas także tacy, którzy kojarzą z niego każdy takt, każdą progresję akordów. Goście zawsze byli naszym porcysowym oczkiem w głowie, ani przez moment nie traciliśmy ich z pola widzenia. Byliśmy z nimi, gdy zajawiali się progiem, gdy wrzucali swoje obskurne występy na Youtube, gdy zmieniali nazwę, gdy podpisywali kontrakt z 4AD, gdy szlifowali swoją zanurzoną w soulowej zawiesinie formułę na debiutanckiej EP-ce. Jesteśmy z nimi i teraz, gdy wyciskają z niej maksimum, świat chwieje się w posadach, a Weeknd, Ocean, Miguel, HTDW czy Autre Ne Veut szukają w gorączce wyjścia ewakuacyjnego.

Uciekajcie w cholerę, wy nadmuchani herosi nowej fali r'n'b, już was do niczego nie potrzebuję! Nie muszę już udawać, że cokolwiek dla mnie znaczycie, usilnie wmawiać sobie, że na bezrybiu i rak ryba. Wystarczyło "5 Days'' bym na nowo odnalazł zapał do śledzenia nowej muzyki, bym po części odzyskał utraconą w nią wiarę. W końcu wiem, co mam powiedzieć, gdy zapytają jej rodzice. Mamo, płynę z nurtem Inc., Tato, od 2010 płynę. I tylko ta osobista perspektywa w gruncie rzeczy jest istotna. Nie ma najmniejszej potrzeby pysznienia się kombatanctwem, wycierania sobie gęby redaktorskim kolektywem. Wszystko bowiem czego JA oczekuję od muzyki, odnalazłem właśnie w ciągu tych czterech niepozornych minut z okładem, z rumiankowym kompresem na skołatane nerwy i wiecznie niespełnione obietnice. Nic innego dla mnie w tym momencie (wnioskując po ocenie, to nawet w jakimś tam stopniu dziejowym) się nie liczy.

Idąc w sukurs tej jakże cennej myśli, wypadałoby nie pisać już ani słowa. Ale nic z tego, bo jednak nieczęsto się zdarza, aby ktoś za jednym razem podjął wyzwanie rzucone przez Greenspana na Last Exit, przebił większość spuścizny Hall & Oates (pozdrawiam oburzonych), kazał biegać Timbalandowi po tafli szkła, owinął ciasną folią dystyngowane serce Sade i zdigitalizował najzacniejsze ballady Księcia. Lata terminowania Agedów u boku Pharrella, Eltona Johna, Cee-Lo, Saadiqa i innych mniej lub bardziej lśniących gwiazd popu zdecydowanie nie poszły wniwecz. Kalifornijczycy zyskali idealny punkt obserwacyjny, dzięki czemu zdołali przejrzeć wszystkie ich sztuczki na wylot i, co najważniejsze, potrafili uczynić z tego splotu wydarzeń rewelacyjny użytek, przekuć nabyte doświadczenie w coś własnego, co dla wielu wychodzących na swoje muzyków sesyjnych stanowi nie lada problem.

Po premierze kawałka ''5 Days'', który notabene idealnie koresponduje z poprzednią, wysłaną nie tak dawno temu forpocztą z debiutanckiego longpleja (na samą myśl o No World czuję mrowienie w lędźwiach), wydaje się, że Inc. nie mają problemu z niczym. A już na pewno nie z komponowaniem nieskazitelnych, ograniczających do minimum rolę przypadku utworów o neo-soulowej zewnętrzności. Mimo iż podoba mi się w ''5 Days'' każdy najmniejszy detal (choćby taki jak wymiana uprzejmości gitarki z wokalem na wysokości 0:19, noszące znamiona geniuszu nakładanie się linii melodycznych czy rozpadające się w dłoniach zwieńczenie utworu) to jednak wspomagany wykwintną progresją akordów refren wysforowuje się u mnie na czoło zwartego peletonu.

Nowa propozycja Inc. to spektakularny tryumf, to sukces osiągnięty skromnym nakładem sił, bez udziału studyjnej erytropoetyny, bez hormonu socjologicznej nadbudowy, bez nadmiernego wysługiwania się klimatem (Krell, goń się). Warto zatem było pewnego dnia przystanąć przy tym mało obleganym jeszcze wtedy winklu, warto było cierpliwie czekać na tę zapierającą dech w piersiach ekspozycję ogromnego talentu. A przecież oni jeszcze nawet dobrze nie wystartowali.

Wojciech Sawicki    
15 listopada 2012
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)