Pierwsze techno-spa w Berlinie

31 października 2016

Raving to nie bułka z masłem – wie o tym każdy weekendowy bywalec przybytków kultury, w których przez bite osiem godzin poddawany jest wykańczającej pracy stroboskopowych świateł oraz niepozwalającym wystać w miejscu dłużej niż kwadrans rytmicznym "czwórkom". Ponadto złote pokolenie późno-najntinsowych imprezowiczów (archaiczny model – archaiczny termin) powoli dorasta, zakłada rodziny, starzeje się – również biologicznie – i już na dobre zaczyna przeistaczać się w archetypicznych millenialsów. Ale, jak wszyscy dobrze wiemy, za latami młodości zawsze tęskno, a z miłości do muzyki niejednokrotnie bardzo ciężko się wyleczyć. Jak więc połączyć przyjemne z pożytecznym? Ano trzeba odwiedzić niemiecki Liquidrom – pierwsze techno-spa na świecie! Industrialna przestrzeń, doskonały soundsystem, podwodne światła, sauny, sole morskie i zielone, witaminizujące koktajle to znaki rozpoznawcze tego niekonwencjonalnego centrum odnowy biologicznej. Co prawda nie zniszczy nas tam Perc, Surgeon, czy Regis, bo więcej tutaj dynamicznego ambientu spod znaku Orbitali, Gasa oraz projektu Porter Ricks, ale pierwszy raz będziemy mieli okazję wypocząć przy dźwiękach innych, niż tandetne nagrania terenowe. Brzmi zachęcająco? Świetnie – teraz już (muzycznie) nie tylko dla Berghain warto wybrać się do Berlina.

Witold Tyczka    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)