SPECJALNE - Wywiad

Wywiad ze Stephinem Merrittem

5 kwietnia 2010



Wywiad ze Stephinem Merrittem
z dnia 27 marca 2010
autor: Jan Błaszczak

W dniu, w którym udało mi się zaaranżować wywiad ze Stephinem Merrittem, przestałem sypiać. Bynajmniej nie z powodu wszechogarniającej ekscytacji, tylko przeszywającego strachu. Miałem już za sobą lekturę kilkunastu podobnych wywiadów – wywiadów-katastrof, z których wyzierał rozmówca o tyle fascynujący, co trudny. Artysta, który – pomimo swojego nieograniczonego słownika – co chwilę decyduje się na kompletnie irracjonalne milczenie. Znawca tematu, żądający precyzowania pytań lub, gdy te nie reprezentują odpowiedniego poziomu, zbijający je znużonym: "yep", "nope", "I don't care". Z drugiej jednak strony, gdy już wsłuchać się w te wypowiedzi i podchwycić styl Merritta, to okaże się, że na krańcach percepcji tych wypowiedzi przepyszny humor skrzy się milionem znaczeń. Taki człowiek.

Umówiliśmy się na 15:30 w teatrze Babylon Berlin. Zapobiegliwie przyjechałem parę minut wcześniej tylko po to, aby dłużej panikować. Zresztą, nie bez powodu: budynek zamknięty, nikogo nie ma, czas leci a jak tu się Merrittowi tłumaczyć. Na szczęście za chwilę z teatru wyszedł organizator koncertu, wyjaśniając mi, że zespołu jeszcze nie ma, ale możemy wymienić się numerami i gdy tylko się pojawi – zostanę poinformowany. Z ulgą przyjąłem tę informację, zapisałem numer, po czym wstąpiłem do narożnego sklepu, wertować muzyczne nowości. Gdy po piętnastu minutach zdecydowałem się zmienić lokalizację i poczekać w kawiarni po drugiej stronie budynku… wpadłem na Merritta i jego menadżera. Tak jak ja 20 minut wcześniej, tak teraz oni padli ofiarą zamkniętych drzwi. Podszedłem więc i zaoferowałem pomoc, co Thomas (menadżer) skwitował: "Oh, that's nice of you. You must be Jan." – cóż, chyba nie było kolejek do Stephina. Zadzwoniłem więc do organizatora (baryton Merritta wtórował "S.O.S., S.O.S. …") i po chwili byliśmy w środku.

***

w drodze na backstage (czy raczej "understage"), jeszcze z managerem

Zakładam, że to pewnie nie jest wasz pierwszy raz w Berlinie.

Stephin Merritt: Nie, graliśmy tu już dwa razy.

W Polsce jeszcze nie graliście…

S. M.: Nie… ale powiedz mi, jak myślisz – sprzedaliśmy jakąś płytę w Polsce?

… na pewno. Sam kilka kupiłem.

S.M.: Ale czy kupiłeś je w Polsce?

Tak. Niektóre z nich są normalnie dystrybuowane.

S.M.: O… to dobrze… dobrze wiedzieć.

Thomas: Ja kiedyś byłem w Polsce.

O proszę, z jakiej okazji?

T: Organizowałem trasę Matthew Herberta.

I jak, udała się?

T: Chyba tak… A, przypominam sobie! Macie fatalne drogi.

understage

Wyobraź sobie Stephin, że w zeszłym tygodniu rozmawiałem z Neilem Gaimanem (współpracowali przy musicalu Coraline – przypomina J.B.) – niezły zbieg okoliczności…

Zazwyczaj moi rozmówcy mówią mi: "wyobraź sobie, że wczoraj widziałem Petera Gabriela". Naprawdę, trochę ludzi zaczyna w ten sposób: "Ojej, bardzo miło cię poznać. Wczoraj widziałem Petera Gabriela". Dziwne.

…To jak, lepiej jest zacząć z Gaimanem?

Tak, zawsze to miła odmiana.

W tym roku ukazał się Realism – ostatnia część tzw. "no-synth trilogy". Powiedz mi, dlaczego właściwie na trzech ostatnich albumach unikałeś syntezatorów.

W ostatnich latach w muzyce elektronicznej nie działo się nic nowego. Nic, co mógłbym wykorzystać w muzyce pop. Nie było nowych instrumentów, nowych technologii. Ostatnim wynalazkiem był chyba Auto-Tune, chociaż i on był znany od dekad, tyle że był bardzo drogi. Teraz jest tani… i nadmiernie używany. Poza tym, technicznie, to nie jest żaden syntezator. Ale wciąż jest to, powiedzmy, jedyna nowa rzecz w elektronice. Dlatego czekałem przez te trzy albumy – i wreszcie mamy już nowe instrumenty, które rzeczywiście wydają nowe dźwięki. Zazwyczaj są tworzone przez artystów wizualnych, a nie typowych producentów instrumentów muzycznych.

Czyli możemy oczekiwać, że wykorzystasz je przy nagrywaniu następnego albumu?

Oczywiście, możecie oczekiwać, niemniej jednak wciąż nie mam konkretnego pomysłu na ten album. Póki co kupuję instrumenty, które najprawdopodobniej jakoś wykorzystam.

Jesteś znany z tego, że nagrywając płyty, nakładasz na siebie masę ograniczeń: unikasz pewnych technik (np. "cut and paste" na i – przypomina J.B.), instrumentów, podporządkowujesz piosenki pewnym konceptom – skąd ta potrzeba?

Stosuję wiele ograniczeń, ponieważ nie mogę polegać na skonkretyzowanym guście, który mógłby mnie prowadzić. Muszę ustalać pewne zasady, w innym wypadku kończyłoby się na miksowaniu Hafler Trio z Doris Day, Bennym Goodmanem i Butthole Surfers – przecież lubię ich wszystkich. Dlatego potrzebuję takich limitów, inaczej to byłby jeden wielki bałagan.

Jaka więc była główna myśl stojąca za Realism? Jaka była zasada?

Główna myśl nigdy nie jest zasadą. Zasada jest tylko sposobem przycinania i uciekania od pełnego spektrum. Jeśli już mówimy o Realism, to bodźcem do jego nagrania była chęć odreagowania po Distortion, który był hałaśliwym, post-JAMC, "spogłosowanym" albumem. Dlatego teraz chciałem nagrać album folkowy. Przynajmniej tak niosą plotki. Powiedzmy więc raczej: "album folkowy". Za punkt odniesienia obrałem hiper-eklektyczne albumy Judy Collins z lat sześćdziesiątych: In My Life i Wildflowers. Nagrania w których żongluje gatunkami, stąd też nikt nigdy nie nazwał jej folkową wokalistką. Ponieważ jedynym czego nie ma na tych albumach jest klasyczny folk.

Realism jest twoim drugim ostatnimi czasy albumem, który swój tytuł zawdzięcza stylistyce, metodzie produkcji, podczas gdy wcześniejsze nawiązywały raczej do podejmowanej tematyki…

To nie do końca tak, tak naprawdę tylko dwa z moich nagrań są koncept-albumami opartymi na tekstach: mam na myśli 69 Love Songs i The Charm Of The Highway Strip. Tam, rzeczywiście, teksty dotyczą jednego, konkretnego tematu. 69 Love Songs jest albumem z piosenkami o miłości, a The Charm Of The Highway Strip zawiera piosenki o podróżowaniu.

No właśnie, zastanawiałem się czy w przeszłości rzeczywiście tak często przenosiłeś się z miejsca na miejsce.

Tak, w dzieciństwie cały czas byłem w podróży. Przynajmniej tak często jak teraz – jako muzyk… Moja mama jest hippisem, więc co chwilę przenosiliśmy się z miejsca na miejsce… jestem dobry w pakowaniu się.

A czy teraz wreszcie mieszkasz gdzieś na stałe?

Mieszkam w Nowym Jorku i Los Angeles. Moje studio jest w Los Angeles… mój pies jest w Nowym Jorku.

A gdzie zazwyczaj piszesz piosenki?

W barach dla gejów. Szczególnie lubię te, do których chodzą starsi ludzie – nie jest tam tak głośno. Siedzę, słucham muzyki i podsłuchuję ludzi wokół, szukając pomysłu na tekst i melodię. Zawsze piszę je razem, starając się przy tym, aby to było coś, czego jeszcze nie napisałem… to nie zawsze jest takie proste.

Zdarza się, że ludzie pytają się co robisz?

Tak, czasami się to zdarza.

I jak reagują?

Prawdę mówiąc, zazwyczaj patrzę na nich ze złością i rzucam: "pracuję"… po czym oni odchodzą.

Na pierwszych albumach Magnetic Fields to nie ty odpowiadałeś za partie wokalne. Co sprawiło, że zacząłeś śpiewać?

Byłem naprawdę słabym wokalistą. Prawdę mówiąc, teraz nie jestem dużo lepszym. Pewnie w ogóle bym nie śpiewał na swoich płytach, ale pewnego dnia wokalistka Magnetic Fields – Susan Anway – po prostu znikła. Już wcześniej zresztą przekonywała mnie, że sam powinienem śpiewać swoje teksty. Nie mieliśmy budżetu, żeby zatrudnić kogoś nowego, więc zdecydowałem się śpiewać na House Of Tomorrow. Później śpiewałem jeszcze na kilku albumach, aż wreszcie udało mi się namówić paru innych wokalistów. Obecnie wygląda to tak, że połowę piosenek śpiewam ja, połowę inni.

Można więc powiedzieć, że zmusiły cię do tego okoliczności.

Tak. A teraz zmagam się z nimi, aby nie śpiewać już dużo dłużej. Nie przepadam na tyle za swoim głosem, aby całe swoje życie poświęcić śpiewaniu.

Wróćmy jeszcze na chwilę do tekstów. Bardzo rzadko precyzujesz kto jest ich adresatem, czasami nawet zamazujesz płciowy podział, trochę nim grasz (przykład – "Papa Was A Rodeo"). Czy uważasz, że piosenki o miłości powinny być tak niejednoznaczne?

Zazwyczaj unikam stwierdzeń, że piosenki powinny być takie albo inne. Prawdą jest jednak, że im bardziej piosenka jest niedopowiedziana, tym więcej osób będzie się z nią utożsamiać, więc jeśli chcesz być popularny – bądź dwuznaczny.

W tym roku na sklepowe półki trafi dokument poświęcony Magnetic Fields … .

Póki co będzie prezentowany tylko na festiwalach. Nie można go jeszcze kupić.

A czy ty widziałeś już finalną wersję?

Tak.

I jakie są twoje wrażenia?

Zdałem sobie sprawę, że powinienem nosić jakąś maskę, bo strasznie wyglądam. Przynajmniej jakiś makijaż… Poza tym to jest normalny dokument, nie jakaś fanowska idealizacja.

Jak to się w ogóle stało, że nagle zaczęto kręcić o tobie film?

To po prostu, stopniowo zaczynało stawać się rzeczywistością. Prawdę mówiąc, nigdy nie zostałem zapytany czy chcę, aby taki film powstał… Osobiście zrobiłbym to zupełnie inaczej… Ale jest jak jest.

Zaczęliśmy od Neila Gaimana, więc może na nim też zakończmy. Mieliście ostatnio okazję współpracować – co to był za projekt?

Zrealizowałem off-Broadway'owską sztukę, właściwie musical, bazujący na opowiadaniu Gaimana Coraline. 55-letnia aktorka gra w nim 9-letnią dziewczynkę – Coraline. Całość była zaaranżowana na pianino preparowane i drugie – zabawkowe. To był bardzo dziwny, mały musical. Mam nadzieję, że kiedyś będziemy mogli go wystawić poza Nowym Jorkiem, trochę z nim pojeździć.

O właśnie, znów przypominasz mi, że nie graliście w Polsce. Myślisz, że jak przejrzycie rankingi sprzedaży, to jest szansa, że kiedyś do nas zawitacie?

Największą popularnością albumy Magnetic Fields cieszą się w Portugalii – a my jeszcze tam w tym roku nie byliśmy. Nie mam pojęcia dlaczego! 69 Love Songs osiągnęło tam nawet status srebrnej płyty. Wygląda na to, że per capita najbardziej kochają nas Portugalczycy.

Zwróć uwagę, że istnieje spore podobieństwo pomiędzy "Polską" a "Portugalią".

Rzeczywiście, zaczynają się na "po", później mają "l" i "a"…

…więc?

Myślę, że najpierw musimy nagrać jakiś hit.

***

P.S. Obszerne fragmenty wywiadu do przesłuchania tutaj.

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)