SPECJALNE - Wywiad

Wywiad z We Versus The Shark

25 maja 2009



Wywiad z We Versus The Shark
autor: Jan Błaszczak

Wykazując się niepotrzebną zapobiegliwością, na Jagiellończyka (szacunek dla ekipy z CRK!) dotarłem chwile wcześniej. Nie było prawie nikogo. Tak też miało pozostać – cóż, szkoda. Wśród niewielkiego jednak grona fanów We Versus The Shark znalazł się czytelnik portalu porcys.com, który w podzięce za darmową wejściówkę przyniósł butelkę (bardzo popieramy takie obywatelskie inicjatywy). Czas przestał się nagle dłużyć, zwłaszcza przy pogawędce o tuzach polskiego hip hopu. Po chwili do naszej wesołej gromadki dołączył przesympatyczny, mały człowieczek, który okazał się Scottem – perkusistą Sharków. Pogadaliśmy sobie godzinkę (jak widać nikomu się nie spieszyło) a gdyby wyłowić najciekawsze fragmenty tej luźnej rozmowy, czyniąc przy tym preludium do części głównej, to byłoby to, mniej więcej, tak.

J.B.: Teraz to już wszystko można znaleźć w tym internecie. Mocno Wam to ułatwia życie, wiesz docieranie dalej, szybciej itd.?

Scott: Tak naprawdę aż tak wiele się nie zmieniło. Wszystko wciąż zależy od ludzi. Mogę przejechać pół świata i trafić na zorientowanych ludzi – tak jak np. Wy i pogadać z Wami o amerykańskiej muzyce. Z drugiej strony, gdybym u siebie w szkole rzucił temat: Shellac, to wiele osób wzruszyłoby tylko ramionami.

J.B.: Ta… Shellac, grali we Wrocku, kawałek stąd a mi wyleciało z głowy i nie poszedłem.

Scott: Wow, serio, grali u Was? Pamiętam jak grali w Georgii, na jakimś baseballowym stadionie. Upał, masa ludzi i wszędzie piasek. A mi się zachciało iść w sandałach.

J.B.: A co byś powiedział o tym miejscu, graliście już w takich warunkach?

Scott: Jeśli masz na myśli squaty – to tak. Sami mieszkamy teraz w trochę podobnym miejscu. Z drugiej strony przyjazd tutaj był niesamowity. Wysiadamy a tam czeka na nas żarcie! Przygotowali jedzenie – specjalnie dla nas – rozumiesz to?!

J.B.: I?

Scott: Słuchaj, w Stanach wyglądałoby to tak: "aha, to Wy jesteście tym zespołem. Co, głodni? Spoko, McDonald's jest za rogiem."

(w tym momencie Scott zaczyna nam wnikliwie tłumaczyć, co jedli)

J.B.: A inne miejsca, co jeszcze zapamiętacie z tej trasy?

Scott: Szwecję. Graliśmy w jakiejś szkole, dla nastolatków. Przed nami jakieś szwedzkie dzieciaki grały metal. Wiesz, czarne koszulki, mrok – to było coś!

Na "oficjalny" wywiad ustawiliśmy się po koncercie. Sam gig trwał może z 30-40 minut. Nie grali nic z pierwszej płyty, z drugiej trochę pograli, włączając w to rewelacyjne "Mr. Ego Death" oraz "I Am The Contempt Machine". Pod koniec Scott zeskoczył ze sceny i biegając wśród ludzi zaśpiewał dwa kawałki: jeden stanowił cover Nirvany, drugi został odśpiewany z wysokości pleców niżej podpisanego, więc nie całkiem mogłem się skupić. Się działo!

Po koncercie zagadałem do Jeffa, pytając czy ewentualnie nie znaleźliby chwili czasu. Niezawodny Kuba stwierdził, że wywiad wywiadem, ale można by coś kupić i pójść na wyspę. Wyspa we Wrocławiu zrobiła chyba większe wrażenie niż porcys.com, tak czy owak – poszliśmy.

J.B.: Wiesz Jeff, ja już chwilę gadałem ze Scottem, ale on jest cholernie skromny. Ciągle podkreślał, że jest tylko perkusistą.

Jeff: W zasadzie, to ma rację – on jest tylko pieprzonym perkusistą. To co, idziemy? Ja dopiero co skończyłem brać leki, więc dziś się nie napiję, ale z chęcią pogadam.

Gdzieś na Wyspie Słodowej.

J.B.: Istnieje spora różnica pomiędzy Waszymi albumami, skąd ta zmiana i obranie cięższego, bardziej skomplikowanego, punkowego stylu?

Scott: Zmiana jaka zaszła pomiędzy Ruin Everything! a Dirty Versions odzwierciedla to, czym się inspirowaliśmy podczas nagrywania – więcej Melvins, McLusky, Future Of The Left i Mastodona. To by wyjaśniało naszą tendencję do cięższego i bardziej brutalnego grania. Poza tym, wracając do 2003, gdy nagrywaliśmy Ruin Everything!, zespoły takie jak Fugazi, Dismemberment Plan czy Q and not U wciąż pozostawały żywe w naszych myślach… Do 2008 te formacje przestały grać koncerty i wydawać płyty. Powiedziałbym, że zwrot, jaki nastąpił w środowisku indie odegrał swoją rolę w rozwoju naszego brzmienia.

J.B.: Jaki był powód odejścia Sam z zespołu?

Scott: Myślę, że Sam się wypaliła i przestała ją kręcić rola, jaką pełniła w zespole. Miała coraz mniej entuzjazmu do pisania, nagrywania i koncertowania, podczas gdy my wciąż mieliśmy ochotę na wszystkie te rzeczy.

J.B.: Jak odejście Sam wpłynie na Wasze dalsze nagrania?

Scott: Sam jest fenomenalną gitarzystką i świetnie śpiewa, jednak wciąż większość materiału pochodziła od Luka, Jeffa i ode mnie. No cóż, będziemy wciąż pisać piosenki, cieszyć się graniem i wypełniać dźwiękiem miejsca, które mają być wypełnione. Wszyscy się zgadzamy, że posiadanie dwóch gitar podczas koncertów jest bardzo satysfakcjonujące.

J.B: Dlaczego Athens jest tak popularne wśród muzyków?

Scott: Athens są małe – mieszka tam około 100 tysięcy ludzi – więc ambitnym muzykom czy artystom łatwo jest nawiązać kontakty. Dodaj do tego, w przybliżeniu 8 ośrodków muzycznych w centrum plus odrobinę miejscówek DIY kilka przecznic od śródmieścia a uzyskasz całkiem niezłą liczbę punktów, w których można się zaprezentować. Koszty utrzymania są niskie, aby przetrwać nie potrzebujesz samochodu, tak więc podróżni z całego świata mogą z całkowitą łatwością osiąść w Athens. Uniwersytet co roku zaopatruje miasto w młodzież, więc nowe tłumy są dostępne bez trudu. Poza tym, oczywiście, Athens ma szczególną, muzyczną historię z uznanymi na świecie zespołami, jak REM czy B-52's, które umieściły Athens na mapie świata i ustanowiły z tego miasta centrum dla produkcji kreatywnej muzyki.

J.B: Wszyscy jesteście stamtąd?

Jeff: Nie, ja jestem z Nowego Yorku. Wszyscy znajomi się ze mnie śmiali, że chcę się wyprowadzić z takiego miasta na rzecz Athens, ale wiedziałem, że to będzie dobry wybór, aby rozwinąć się muzycznie.

J.B: To skąd Wy się tak w ogóle znacie? Wpadliście na siebie w Athens?

Jeff i Sam najpierw nagrywali sami. W ten sposób powstały szkice pod sześć kawałków z Ruin Everything! A ja… no cóż, poznaliśmy się przez internet. Obawiam się, że nie jest to zbytnio punkowe z naszej strony. Swoją drogą, czy mógłbym zhandlować mikrofon za butelkę?

J.B.: (ej, a co z lekami!?) Jak zaczęła się Wasza przygoda z Hello Sir Records?

Scott: Hello Sir Records zostało zawiązane przez nas i Cinemechanicę. Cinemechanica zaczęła grać swoje pierwsze koncerty w Athens, w mniej więcej tym samym czasie co WVTS i od razu staliśmy się oddanymi przyjaciółmi. Oboje mocno inspirowaliśmy się punk rockiem z Washington, DC i etosem, który ucieleśniał. No i w końcu postanowiliśmy założyć własny label. Większość odpowiedzialności i obowiązków spoczywa na Bryant’cie Williamsonie z Cinemechanica – on podejmuje decyzje, które zespoły pojawiają się w katalogu – ale my wszyscy pomagamy mu w codziennych obowiązkach.

J.B.: Czyli powiedziałbyś, że Hello Sir Records wywiązuje się z etosu DIY?

Scott: Hello Sir Records jest bardzo DIY. Dla przykładu, We Versus The Shark nagrało wszystkie swoje wydawnictwa z pomocą przy rejestracji dźwięku ze strony Joela Hatstata (ex-Cinemechanica) oraz Mike'a Albaneze (obecnego perkusisty Cinemechanica). Oba zespoły wspomagają kluby koncertowe o charakterze DIY, odkąd zaczęliśmy występować w środowisku DIY. Zawsze, gdy tylko to możliwe, sami podejmujemy decyzję dotyczące wystroju, koncertów i sprawa związanych z estetyką naszego "warsztatu"... Najważniejszym jednak dla mnie jest to, że oba zespoły (We Versus The Shark i Cinemechanica – przyp. J.B.) wspierają nawzajem swój artystyczny progres. Cinemechanica jest jedną z moich ulubionych kapel i uwielbiam z nimi trzymać, podczas gdy oni walczą o to, aby uczynić rockowy zespół istotnym i spełnionym. Oni wciąż cholernie mnie inspirują, i mam nadzieję, że my też trochę na nich wpływamy.

J.B. :No właśnie, a propos inspiracji - skąd pomysł na nagranie płyty z coverami? W jaki sposób dobieraliście piosenki?

Scott: Ukończenie Dirty Versions przyniosło za sobą dużą trasę koncertową, która spowodowała, że mieliśmy mniej czasu na nagranie nowego materiału. Zawsze lubiliśmy grać covery piosenek, które lubimy, więc obmyśliliśmy plan wypuszczenia darmowego albumu z coverami, nagrywając jeden kawałek każdego miesiąca 2008 roku i wrzucając je do internetu zaraz po nagraniu. Album został zamieszczony na netlabelu naszego przyjaciela Jeffa Rosenstock'a (http://www.quoteunquoterecords.com), którego to chcieliśmy być częścią, ponieważ uwielbiamy to, co robi. W ciągu roku udało nam się zebrać piosenki. Wybór utworów dał nam świetną okazję do skupienia się i dokładnego przesłuchania wiele rewelacyjnych melodii. Jedno z nagrań - "Greatest Gift" zespołu Scratch Acid – było pierwszą piosenką w moim życiu, do której zarejestrowałem wokale. Jestem dumny z naszego coveru "Head Over Heels" Tears For Fears. Ta piosenka jest pełna mocy I jakiegoś uniesienia a z drugiej strony ma świetną melodię.

Jeff: W ogóle warto tu przytoczyć pewną anegdotę. Przed jednym z koncertów przyszedł do nas Scott i powiedział, że na koncercie będzie laska, z którą on coś tam kręci. Ona się strasznie jara Dismemberment Plan i w ogóle ma dziś urodziny. Byłoby świetnie, gdybyśmy zagrali dziś jakiś ich kawałek. No to dobra, zgodziliśmy się i ustaliliśmy, że gramy "Girl O'clock". Wchodzimy do klubu, wszystko już ustalone, patrzymy… a tam, jakby nigdy nic, stoi sobie Travis Morrison. Nie wiemy co zrobić. Grać to czy nie grać. W końcu się zebraliśmy i podchodzimy do niego. No i tłumaczymy mu, że jest taka sprawa, że będzie tu pewna dziewczyna i w ogóle czy by nie zechciał zagrać tego kawałka razem z nami. Morrison mówi, że nie ma nic przeciwko. Koncert się zaczyna, gramy, w pewnym momencie na scenę wchodzi Morrison. Gramy razem ten kawałek. On śpiewa. Po "Girl O'clock" schodzi a my kontynuujemy koncert. No i podobno Travis gdzieś zobaczył tę dziewczynę. Podchodzi do niej i mówi: "hej, słyszałem, że masz dzisiaj urodziny. Wszystkiego najlepszego!" A ona patrzy na niego dziwnie i rzuca: "dzięki! Ale kim Ty, kurwa, właściwie jesteś?"

Scott: Koniec końców to nawet ze sobą nie chodziliśmy.

J.B.: (gdy już przestaje się śmiać) Jak już mówimy o śmiesznych rzeczach: co czujecie, widząc Johnnego "Rottena" reklamującego masło?

Scott: Poczułem się naprawdę DZIWACZNIE. To uczucie mnie jeszcze nie opuściło, ale w sumie cieszę się, że będzie miał z czego opłacić czynsz przez parę miesięcy. Punk może być siłą, która da sens twojemu życiu, uwolni twoją duszę, mówiąc szczerze sam tego w pewien sposób doświadczyłem. Z drugiej strony trzeba jakoś zarabiać i koniec końców tylko ty odpowiadasz za swoje decyzję. Używanie punku do reklamy masła wygląda dla mnie dość niefajnie, ale już używanie statusu gwiazdy, aby zarobić parę złotych, w sumie nikogo przy okazji nie krzywdząc… c’est la vie.

J.B.: Tak sobie słucham i słucham Dirty Versions i czasem zawarte tam pomysły są tak zaskakujące, że aż wydają się być złożone przypadkiem. Ten śmieszny keyboard w "Gothic Y'all" – skąd on się wziął?

Jeff: To moja wina, sorry. Czasem mam takie dziwne pomysły.

Scott: Luke dołożył do tego pozostałe części. Założyliśmy fartuchy i upiekliśmy takie zabawne ciastko.

J.B.: Powiedziałeś wcześniej, że gdy wrócicie do domu zaczniecie pracować nad nowym materiałem. Czy wiecie już jak on będzie brzmiał?

Scott: Będzie piękny, śmiercionośny, przystępny, frustrujący, złożony, nieokrzesany, absurdalny i treściwy. Chcielibyśmy, aby to było coś jak "nie komplikuj, głupku", ale nasza miłość do popowych melodii jest równa naszemu uwielbieniu do trudnej muzyki. Czy to już brzmi jak ból głowy?

J.B.: Jaki jest Wasz ulubiony kawałek WVST?

Jeff: Hello Blood – krótki kawałek, ale uwielbiam tę melodię.

Scott: Practical Animals za to jak się rozwija.

J.B.: Kurde, my to sobie gadamy a tutaj już nie ma co pić. Kuba znajdzie się coś u Ciebie? Tak? To co, idziemy?

Scott: Jasne, prowadź!


No i poszliśmy. Porobiliśmy sobie głupie zdjęcia, pośpiewaliśmy "To Hell With Good Intentions", chłopakom przypadł do gustu Statek Kosmiczny a jeszcze bardziej suszone jabłka. Na ścianie w przedpokoju odrysowali swoje ręce. Jeff z Kubą narzekali na konieczność nauki francuskiego w szkole średniej, o czym ten wyraźnie nie zapomniał, bo parę dni temu dostałem maila: "Oh la la! Oui, le baguette. I'll be practicing for the next time I'm in Wroclaw!" Chyba nie trzeba dodawać, że czekamy.

Ten artykuł nie przybrałby takich kształtów, gdyby nie pomoc Jakuba Sobczuka. Kuba, jesteś gość! Dzięki!

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)