Przegląd najciekawszych muzycznych premier ostatnich sześciu miesięcy 2023 roku.
GOŚCINNE WYSTĘPY
-
Notorious B.I.G. feat. Bone Thugs-n-Harmony "Notorious Thugs"
(14 marca 2016)Kilka dni temu bez większego echa minęła kolejna rocznica śmierci Biggiego. W 1997 niedługo po wydaniu Life After Death byłem w Stanach Zjednoczonych w ramach wymiany uczniów. Zasady wymagały, bym w ciągu roku mieszkał w trzech rodzinach, co miało mi dać "pełen obraz Ameryki". Po trzech miesiącach spędzonych w rodzinie nerda z orkiestry marszowej (tu słuchałem głównie płyt wypożyczanych z biblioteki miejskiej, oraz nu-metalu za sprawą mojego nowego "brata"), trzech miesiącach mieszkania z synem wykładowców miejscowego uniwersytetu (tu Pavement, Dinosaur Jr i Weezer), trafiłem do domu sportowca i "popularnego dzieciaka" w naszym liceum. W końcu do szkoły jeździłem furą, a nie jak wcześniej autobusem szkolnym, czy samochodem z rodzicami. Tak się złożyło, że codziennie rano w drodze do liceum mój przyjaciel Rob odpalał w aucie tan sam numer, czyli właśnie "Notorious Thugs" i rapował wszystkie zwrotki z niezwykłym zaangażowaniem. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, że pół roku wcześniej najpopularniejszy i najzdolniejszy futbolista z naszego liceum zginął w wypadku samochodowym i gdy na miejsce przybyła policja, z odtwarzacza CD leciał zaloopowany kawałek "Crossroads" Bone Thugs-n-Harmony.
Nie wiem, ile w tym prawdy, dość, że zespół z sąsiedniego Ohio (mieszkaliśmy w Indianie) był uważany w liceum za kultowy i mistyczny. W "Notorious Thugs" pojawiał się na dodatek obok równie kultowego od niedawna nieżyjącego Notoriousa. Specjalnie wklejam link do wersji z napisami, bo to co się tam dzieje pod względem techniki i mieszczenia się w rytmie jest niewiarygodne. W efekcie tej współpracy wszyscy czterej MC przewinęli tu jedne z najwybitniejszych zwrotek w swojej karierze. Choć kawałek trwa sześć minut, co jak na utwory hiphopowe jest dość niespotykane, wydaje się, że właściwie mógłby ciągnąć się w nieskończoność nie nudząc słuchacza. Na Life After Death są prawdopodobnie lepsze numery, ale na mnie to właśnie ten, pewnie ze względu na wspomnienia z nim związane, nadal robi największe wrażenie. Król rapu jest tylko jeden.