SPECJALNE - BRUDNOPIS

Thermals
Personal Life

2010, Kill Rock Stars 2.5

Oczywiście nikt nie spodziewał się po trio z Portland czegokolwiek choćby w najmniejszym stopniu zaskakującego. Z płyty na płytę The Thermals oferowali słuchaczowi ten sam – dla niepoznaki nieco retuszowany – zestaw zwartych, chwytliwych, krótkich indie-rockowych pieśni z punkową sekcją. Niby nie była to recepta na powszechne uznanie krytyki. Przeciwnie, zdawało się to być naiwnym wręcz wystawianiem się na odstrzał. Paradoksalnie jakoś zawsze zbierali pochwały, obywało się bez większych przytyków, ogólnie pozytyw. Cały myk polegał na sprawdzonym patencie czterech akordów wystrzeliwanych przez rzężącą przesterowaną gitarę, dynamicznie podbijanych punkową perką i dostosowującą się do powyższych ekspresją wokalisty-tekściarza Hutcha Harrisa. Wcześniej bardziej akcentowali sprzęganie, z czasem poszli w chórkowe refreny. A teksty? No, bywało kontestatorsko jak na Fucking A, były rozważania o życiu z perspektywy grobu jak na Now We Can See. Generalnie zawsze podejmowane były tematy "ważne" i "wielkie".

Nie chciał Mahomet do góry, przyszła góra do Mahometa. Nie wiem, być może tylko ja dałem się zwieść singlowemu "I Don't Believe You". Piosenka sugerowała materiał na poziomie nie wygórowanym, ale ciągle na tyle przyzwoitym, aby wrzucić do wspólnego folderu wszystkich dotychczasowych piosenek zespołu, z którego zawsze można puścić sobie jedną, losowo wybraną i poczuć zwyczajną, gówniarską fajność. Ku mojemu zaskoczeniu (a jednak!), w powyższym aspekcie (a to i tak naciągając) Personal Life kończy się po trzecim utworze – później imprezę przejmuje pogłębiające się pragnienie snu. Utwory straciły na tempie, energii i melodyjności. Linia basu uroczej Kathy Foster jest słyszalna jak nigdy, ale co z tego, skoro najlepszą robotę odwalała włączając się wokalnie w podniosłe refreny, których tutaj brak.

"No Like Any Other Feeling" i "Power Lies" operują tak mdłymi riffami, że nawet nie zauważysz, słuchaczu, że już wybrzmiały. Na wysokości "Alone A Fool" orientuję się, że na Personal Life chodzi o życie prywatne, zatem przestrajam się i skupiam się na introwertycznych wynurzeniach... Nie no, przecież nie dla wartości lirycznej wracaliśmy do tych piosenek. Cóż poruszającego znajdziemy w wersach "When i'm by your side, i'm nowhere in your mind, i'm a fool / You're always in my head, you're always in my head, i'm a fool"? Harris nigdy nie pisał o dupie Maryny, podejmował (jak sądził) ważne kwestie, ale też nie były to nigdy rozwinięte historie, raczej hasłowe manifesty sygnalizujące problemy i bolączki. Często naiwniackie, ale, po pierwsze na tyle proste w przekazie, że nie podchodziły pod problem grafomanii i, po drugie niejako rozgrzeszane chwytliwością kompozycji. Brak tych ostatnich ostatecznie obnażył powierzchowność ich twórczości.

Puentę powyższej diagnozy odnajdujemy w autokarykaturalnym "Your Love Is So Long", gdzie już na starcie słyszymy charakterystyczną zagrywkę z "oho-way-a-ho-whoa", na której oparli przebojowość tytułowego songu poprzedniego krążka. Tam była przebojowość, tutaj – przeboleść. Z drugiej strony nie jest tak, że należy z tego powodu popadać w smutek. Personal Life się po prostu nie wydarzył, a folder nie przybrał na wadze.

Michał Hantke    
11 marca 2011
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)