SPECJALNE - BRUDNOPIS

Mayer Hawthorne
A Strange Arrangement

2009, Stones Throw 6.1

Pamiętam jak moi ziomale, co czuli miłość do Erykah Badu i Jill Scott w czasach zarazy new rock revolution, w swoich trochę bardziej luźnych ubraniach i słowach budowali atmosferę, jakby trochę chcieli oderwać się od szerokości geograficznych i znajdować się w zupełnie innej kulturze. Teraz, kiedy takie podziały są szalenie nieaktualne, mogę sobie jedynie retro-powyobrażać, że A Strange Arrangement mógłby nagrać któryś z nich. Jasne, że postać Mayera Hawthorne to zupełnie głębsza sprawa z tysiącami różnych ról (producent, DJ, kompozytor, wokalista, multiinstrumentalista, co zagrał na każdym instrumencie na płycie), które pokazują pełne zanurzenie w swojej kulturze i bycie tu-i-teraz w środowisku, ale same piosenki na jego płycie to czysta tęsknota za innym czasem. Jako słodziak zachwycony motywem serduszek, główny reprezentant retro strony Stones Throw, strzelił zestawem wygładzonych, miluśkich, grzeczniutkich utworów, których nie da się nie lubić ("Just Ain't Gonna Work Out" czy "Your Easy Lovin' Ain't Pleasin' Nothin'"!). Problemem jest fakt, że tak jak trudno krzywić się na A Strange Arrangement, tak samo ciężko się nią zajarać. Przed każdym przymiotnikiem opisującym tę płytę można postawić na luzie słowo "zbyt", a same utwory w żaden sposób nie wychodzą poza swoje inspiracje. Mayer strasznie się obrusza, ciska spojrzeniami spod okularów i krzyczy słowo "progresja!", jak w wywiadach pytają go jak to jest być retro. Ciekawe co na to jego ziom Dam-Funk.

Ryszard Gawroński    
20 grudnia 2010
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)