SPECJALNE - BRUDNOPIS

Lou Reed & Metallica
Lulu

2011, Warner Bros. 1.5

Lou Reedowi na starość odjebało. Nie chodzi o to, że zaczął zadawać się z typami z Mety, bo to właściwie oni na Lulu próbują ratować cały ten spektakl. Nawet swoim przepitym browarami głosem James trafia w dźwięki czyściej niż robi to jęczący Lou (''I AM THE TABLE!''). Nie da się ukryć, że to jeden z filarów VU gra tutaj pierwsze skrzypce, defekując na jakiekolwiek reguły songwritingu i estetyki brzmieniowej, podczas gdy James i spółka jedynie mu akompaniują, najzwyczajniej w świecie podjarani, że mogą nagrać płytę z jednym z ich dziecięcych idoli. O co tu w ogóle chodzi? O eksplikację skrytych, chorych fantazji seksualnych siedemdziesięcioletniego dziada? O radykalny manifest antyhumanizmu? O przekraczanie barier przyswajalności muzyki? (Metal Machine Music dało się przynajmniej jakoś ukontekstowić, a tego potworka?). Blisko półtoragodzinny turpistyczny seans nienawiści stawia słuchaczy w sytuacji granicznej wytrzymałości fizycznej; jedynie opener zdradza jakiś potencjał. ''I don't have any fans left. After Metal Machine Music, they all fled. Who cares? I'm essentially in this for the fun of it''. Goń się, Lou.

Jakub Wencel    
9 marca 2012
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)