SPECJALNE - Artykuł

Rok w linkach 2008

12 stycznia 2009



Rok w linkach 2008

Yes, we''ve done this before, thank you! Ale nasza lista 20 najśmieszniejszych plików internetowych wymaga regularnych aktualizacji, bo przecież każdego roku przybywa śmiesznych plików w sieci. Ile razy dziennie ktoś wkleja wam na gg lub wysyła mailem odsyłacz z zapytaniem "znasz to?" – bo nam często. Więc zebraliśmy 15 najciekawszych takich filmików z 2008 i je prezentujemy, okraszając słowem wprowadzenia. Rotfl.


Behemoth "Decade Of Therion" misheard

Koledzy z gimnazjum byli kiedyś przekonani, z powodu wymyślnej czcionki na okładce, że ten zespól nazywa się Hehemoth. Umówmy się, na czas trwania tego "śmiesznego filmiku", że tak rzeczywiście jest. Przenieśmy się do magicznego i kultowego świata "momencik, muszę pocałować tego typa" i "czas poznać Jamajczyków", świata źle usłyszanych tekstów piosenek. W tym wymiarze, nasz czołowy człowiek za granicą – Nergal (co to za czasy nastały!) krzyczy "i z cornflakesem był wichajster!" i oznajmia w apokaliptycznym tonie "siedzi hydraulik, nie może wyruszyć – bo się smieje!". A jest to cokolwiek warte dlatego że, jak dla mnie, to może być autentyczny tekst "Decade Of Therion" – w wyniku działań mrocznych sił fonetyki i fonologii dźwięki wydawane przez naszego drogiego artystę i teksty zaprezentowane przez naszego drogiego youtubera zupełnie do siebie pasują. Gdybym znalazł oryginalny tekst piosenki pewnie i tak okazał by się równie idiotyczny. –Łukasz Konatowicz




Bydlak

"Włączył, wlał za siedem groszy i wszystko miga". Zaczyna się dość niewinnie ta nowelka z cyklu internetowych nowelek o obsłudze telefonicznej i niezadowolonym kliencie, by krok po kroku przycisnąć szatkowaną retaliacją co kilka sekund. Kiedy reklamujący decyduje się wreszcie podać swoje nazwisko, słuchacz wie już, że z mikroekonomią robi się tu rzeczy dużo lepsze, niż bezobsługowe stacje paliw robią ze swoją koncepcją nalewania klientowi paliwa. Prawie. W każdym razie historia pod Kierfurem na Targówku powinna być nauczana w liceach, choćby i na popularnych fakultetach. Kompozycja – 8.5, słuchalność – 6.5 (tylko dlatego, że hardkor wyziera co kilka sekund), słabe punkty jedynie za przesadny realizm. Użyteczność pomysłów natomiast! "Z kim chcesz się kurwa skontaktować jak tam nikogo nie ma?!". Zawsze chciałem pracować w bezobsługowym punkcie obsługi, sentyment więc i dużo dobra, przeplatanego wspomnianym hardkorem. Gillis coś takiego już robił, ale nie przyszło mu do głowy wklejanie Lil' Wayne'a do "Taste The Floor". Jeszcze. Dzwonił ktoś pod 502350303? –Mateusz Jędras




Hip Hop na Nowy Rok SLD

Przychodzi polecenie z góry – trzeba podbić serca młodego elektoratu. Tak więc redaktor naczelny TVSLD Łukasz Naczas, a przy okazji znany raper z misją społeczną, będąc na wycieczce w Ameryki Zjednoczonych Stanach, złapał na ulicy Bogu ducha winnego czarnego i kazał mu rapować. "To taki mały prezent i dowód na to, że SLD jest otwarte na różne kultury i ludzi młodych. Zatem rymujemy :) Tak właśnie działa TVSLD :):):) Przebojowo :)". Już prawie pobiegłem się zapisać, jednak pomyślałem sobie, że może warto poczekać na nowoczesne propozycje muzyczne innych partii – wywrzeszczany PiS w wersji death metalowej czy też zapętlone w kółko PeO, przetykane zgrabnym "uuu uuu nie widzę gwizdów, nie słyszę rękawiczek". Tym niemniej, na dzień dzisiejszy to SLD jest najnowocześniejsze, ponieważ to oni mają rapera z USA, a co więcej on nawija po angielsku, i nawet jeśli nie ma pojęcia o czym, to robi to przebojowo, bo sam taki jest, no bo przecież z takim kapeluszem nie może nie być.

Głęboko wierzę, że kolejnym krokiem w promowaniu partii wśród młodych będą ulotki informacyjne nasączone LSD. Także trzymajmy kciuki za kolejne pomysły pionu dowódczego partii. –Łukasz Halicki




Hiphopowcy w Leszno TV

Oglądając ten materiał zaczynam żałować, że nie wszyscy mamy dostęp do tych regionalnych stacji telewizyjnych i czuję, że sporo podobnych perełek mogliśmy w przeszłości przeoczyć. Materiał ze stacji Leszno TV zawiera wszystko, co profesjonalnie przygotowany program powinien zawierać. Jest prowadzący ze znakomitą orientacją w temacie ("Ja akurat wiem co to znaczy bit, ale widzowie mogą nie wiedzieć") i fantastycznie kontrastującym do ziomali ubiorem. Od gości można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy na temat historii muzyki. Wreszcie poznajemy odpowiedź na odwieczne pytanie o pochodzenie rapu oraz dowiadujemy się, jaki był w tym udział "tak zwanych Murzynów". To nie może Wam umknąć. –Kacper Bartosiak

PS: Jak i również epickie "sprostowanie" Krecika oraz serce-łamiąca szczera deklaracja Marka Quandta na dole tego wątku.




Mateja

Po raz kolejny okazuje się, że w prostocie tkwi największa siła. Autor tego audiowizualnego mash-upu niczym pieprzony MacGyver skonstruował coś z niczego, z zabawnego jak dom dziecka Matei i szalejącego na majku Szarana stworzył małe dzieło sztuki, pop-art zdolny rozbawić nawet największego smutasa. Oszczędność środków godna mistrzów ambientu zmieszana z kreatywnością w stylu Gregga Gillisa zapewnia dobry humor na kilka godzin, w wersji pesymistycznej na czas potrzebny do ściągnięcia DSJ. A ty jaki miałeś rekord na skoczni w Australii? –Wojciech Sawicki




Mnie Doktora Nauk

"Co sądzi pan o Janie Rodzeniu?" "Uśmiecham się często, zwłaszcza na widok swoich dzieci". Typowy passer-by przeistacza się w sierpniowego bohatera. Na biegu zbywa nieistotną tu zupełnie dziennikarkę, by, za pośrednictwem braci mniejszych, rozpocząć nierówny bój o, najprawdopodobniej, Polskę – nieważne. Liczy się nagromadzenie hooków, skrzydlatych słów czy tam evergreenów. Do nich zaliczyłbym skrytą obczajkę kostki na majku, gest Kozakiewicza z napisem "Warsaw University" w tle, "jakby Jan Rodzeń upadł i sobie głupi ryj rozwalił". Mnie jednak najbardziej rusza wewnętrzna walka, kiedy to lewisowskie siły ciemności tłamszą pierwotny strach przed karą (23 sekunda), by wyciągać z doktora kolejne highlighty. Dostojewski w pigułce oraz: "faceci w szalikach są smutni jak jesień". A teraz pomyślcie, że codziennie ulice naszych miast zapełniają się takimi barwnymi postaciami. Nic, jeno czerpać. Niepokoi za to brak odzewu ze strony pana Jana. Trema, usypianie czujności a może jednak "rozwalony ryj"? Tak czy owak: precz z komuną! –Jan Błaszczak




Niespodzianka od Porcys

W 2008 ukryta kamera Porcys krążyła po warszawskich i gdyńsko-mysłowickich lokalach rozrywkowych, gdzie byliśmy świadkami wielu upadków i niespodziewanych wzlotów o charakterze damsko-męskim (męsko-męskim/damsko-damskim) postaci znanych czytelnikom naszego serwisu (i forum). Złapaliśmy Drivealone i Psychocuckier na ustawce (bez sprzętu). Zbulwersowanego i paulinę. Andrzeja Budę i Roberta Leszczyńskiego w przyjacielskiej pogawędce podczas Fryderyków, Maxa Tundrę ukojonego polskim trunkiem narodowym. "2good2btrue"? Niewiele zabrakło, a mielibyśmy też Hipotetycznych, ale chłopaki nie wyrobili się z ostatecznym miksem. To jest link do shocksite'a. –Piotr Kowalczyk


Nomorework.biz – odc. 02 pt. "Papieteria"

Zapomnijmy na moment o kontrowersjach, kompleksach, rywalizacji, spince, nacieraniu śniegiem i w ogóle muzyce. Nawet zapomnijmy o jakimś tam znaczeniu tego bloga dla misji obnażania słabości polskiej sceny około-Offensywnej – bo to są nudy straszne, takie tematy. Chodzi o to, że po zdjęciu całego bagażu ideologiczno-prowokatorskiego – ten blog miał swoich kilka momentów zajebiście zabawnych w sensie oderwanym od jakichkolwiek kontekstów personalnych etc. Jak nie śmieszy, skoro właśnie po maksie śmieszy. Mnie śmieszy, moją pannę śmieszy, jej siostrę śmieszy, chłopaka jej siostry śmieszy. I parę osób jeszcze. Nie mówię że każdy z kilkunastu filmików. Ale jak koleś leży i pyta "Papieteria?" to ja doznaję. O tekstach typu "Karel Gott Mit Uns", "Al Dżazira nadaje" i "iiindiiii rooook" nie wspominając. To są jedne z najlepszych komediowych chwil minionego roku w tym smutnym kraju – komiksowość tych postaci to zapewnia. A odcinki "Out Of Bazin" czy "Władimir" też były dobre. –Borys Dejnarowicz




Peja w CGM

Mieliśmy w 2008 w Poznaniu najlepszy klub piłkarski w kraju. Człowiek z Poznania nagrał jedną z najlepszych płyt roku (świat pozna ją niestety dopiero w 2009). Poznański hiphopowiec w najbardziej trafny sposób podsumował polską "branżę" muzyczną.

"Dumny z bycia Pyrą, za to wszyscy nienawidzą", i tu możecie wstawić "smileya", ale wcale niekoniecznie. Do widzenia, miło było. –Tomasz Waśko




Show me your genitals

Pierwsze moje skojarzenie z obiema częściami "Show me your genitals" to podrywacz podchodzący w sopockiej dyskotece do mojej koleżanki ze słowami: "W cipę nuta, nie?" (w sensie: "dobrą muzykę gra dziś DJ"). Drugie to Kazimiera Szczuka – puszczenie jej tego klipu byłoby dobrym testem na "bycie cool" – zaśmieje się, czy nie? Obawiałbym się wyników eksperymentu, gdyż geniusz Jona "I am the SEXMAN" Lajoie nie ogranicza się tylko do świetnego pomysłu – gość ma zwyczajnie talent! Błyskotliwy i zaskakujący co chwila tekst podrzuca nam swoją idealną w obranym kontekście nawijką. Wygląd również został potraktowany pieczołowicie – nasz bohater nawet specjalnie zapuścił sobie długie włosy by być bardziej przekonywającym. I wiecie, ja zawsze byłem naiwny, ale oglądając to dzieło za każdym razem swędzi mnie wątpliwość, czy aby w głębi ducha Jon nie zgadza się z tym, co mówi... A zresztą, może ma i trochę racji? HEHE. –Jędrzej Michalak




Single Ladies Parody

Show me one thing about them that isn't perfect. "Saturday Night Live" wymiata już 34 lata, formuła wciąż rządzi, prowadzący rozwalają, pojawiają się co najmniej niezłe bandy, a skecze nadal (mnie) śmieszą. W 644. odcinku zaprezentowano skecz, który najprawdopodobniej jest jednym z ich najlepszych albo przynajmniej jest na tyle wyjątkowy, że regularnie orbituje w Internecie od momentu jego emisji. Ogólnie, poza komediowością całego filmiku, której raczej nie trzeba tłumaczyć, zajmuje tu szczególnie jeden element – spotkały się tu być może dwie największe gwiazdy i ikony dzisiejszej popkultury i zażartowały ze swojego statusu i wizerunku. Justin, wiadomo, już raczej dawno zerwał z naklejką chłopca z boysbandu, jednak po raz kolejny pokazuje, że jest gwiazdą z krwi i kości, ziomem z zajebistym poczuciem humoru, honorowym następcą Prince'a czy Jacksona i ilekroć nastolatki wieszają jego plakat na ścianie, nie pokrywają jej warstwą różowego plastiku (choć Zac Efron podobno wygrywa w rankingach gwiazd płci męskiej, Justin wciąż zajmuje wysokie trzecie miejsce – via Pudelek). Beyoncé z kolei, chyba od początków Destiny's Child nazywana despotyczną, do bólu profesjonalną, mechaniczną i sztywną zachwyca tutaj autoironią, nawet jeśli to zasługa scenarzystów (tak, wciąż mi do głowy nie przychodzi, że to może być jej zasługa). Nawet jeśli nie osoba artysty jest dla mnie najważniejsza przy ocenie twórczości, to kiedy już wychodzi do wyniesienia jakiejś postaci na ołtarze, fajniej jest jeżeli jest to normalny, zdystansowany i inteligentny człowiek, niż plastikowa wydmuszka. W Polsce chyba nadal brak. Plus postać reżysera – w tej roli Paul Rudd. –Kamil Babacz




Stefan Łakomy

Pewnego pięknego wieczoru, Stefan Łakomy, człowiek na codzień spokojny i niekonfliktowy (no, chyba, że ktoś odnosi się w sposób kpiący do jego nazwiska), siedzi sobie w fotelu, ogladając nowy programo-konkurs telewizyjnej "Jedynki"... Nagle dzwoni telefon i jakiś żałosny pajac "z piccerni", oferuje mu "żartobliwie": "Dwie pizze w cenie jednej – jak pan jest taki łakomy". Dalszy ciąg to stopniowe kurczenie się jąder dowcipnisia (ochrzczonego potem przez internautów: "Pałą Mahometa", "frendzlem", czy "pedałem z syndromem odrzucenia"), który w swojej naiwnej głupocie nie przewidział, że ktoś o nazwisku "Łakomy", wcale nie musi być frajerem i że wdając się z nim w słowną utarczkę można skończyć jak ten "Pająk, co złapał dwie muszki", hehe. –Paweł Greczyn




TO MY

Bo Ty człowieniu już zapomniałeś, jak wygląda prawdziwe życie. Palisz superslimy, na imprezach upijasz się Redd'sami, dywagujesz o Derridzie i który fryzjer zrobi Ci lepszą grzywkę. I nawet nie zdajesz sobie sprawy, że polskich przedszkolaków co ranek budzą strzały, na placach zabaw toczą się brutalne wojny gangów, a w gimbusach na potęgę porcjuje się kokainę.

Gdyby Adam Bahdaj po cracku napisał teksty na pierwszy Kaliber - brzmiałoby to właśnie tak. Renesans psychorapu jest szczególnie odczuwalny w drugim tracku chłopaków "Raper" (komputer, ja chcę komputer!), bo w "TO MY" jednak czuć, że Arek ciągnie bardziej w stronę Skandalu, a Krystian idzie w psycho. Pierwszy ma lepszy flow, drugi jest chaotyczny, ale ma rewelacyjne punche. Wiadomo, "nie nazywałbym się Krystian, gdybym z szansy nie skorzystał" i "robię TĘ rap, bo jestem ziomem". I bez śmiechów kurwa, bo "mam siedem lat, a nie piętnaście", a jak tego nie czaicie to chyba jasne, że będą przykre konsekwencje. Wszyscy jesteście u Pani! –Marek Fall




Waszka G "Diss Na Przybora"

Waszka G. Trzy aspekty tej postaci nie dają mi spokoju. Z jednej strony mamy "twardziela" ganiającego z maczetą i serwującego kopnięcia boczne na wysokość głowy. Żula, przy którym Popek jawi się chłopakiem z okolicznej siłowni, z tego samego osiedla, choć zagospodarowującym inną przestrzeń rzeczywistości, ale jeszcze od biedy w tym samym co my świecie (podczas gdy z Waszką nie czuję nawet cieniutkiej nitki więzi cywilizacyjnej). Z drugiej, sposób wysławiania się, wymawiania słów przez Waszkę G, jego charakterystycznie wysoki timbre a la Paweł Kryszałowicz ujmują nieco tego respektu wzbudzonego surową demonstracją fizycznej siły na teledysku, wskazując, że mamy do czynienia z osobą na pewno nie mieszkającą w metropolii, raczej osobą, której nieobcy jest trud życia bliskiego natury i takie czynności jak na przykład dojenie krów, osobą funkcjonującą na codzień w krajobrazie bardziej arkadyjskim. Ale jest jeszcze trzeci aspekt, kolejne dno pogłębiające ambiwalencję postaci Waszki G – element odsyłający, można powiedzieć, do czasów antycznych, a konkretnie do formuły relacji jaka często obowiązywała wówczas między greckimi filozofami a ich uczniami. Jak słusznie zauważył ktoś na forum, próżno w teledysku Waszki szukać bohaterek, a rzut oka na jego pozę na zdjęciu obrazującym na youtubie omawiany diss, oraz jakiś podskórny klimat tej foty, wraz z zamiłowaniem Waszki do występowania topless, nasuwa przypuszczenia, że taki wybór motywowany jest nie artystycznie, lecz biologicznie.

W każdym razie wynalazł Waszka G nowe formy życia, ubierając w epicką formę to, czego przedsmak otrzymaliśmy w roku 2007 na singlach Firmy. Waszka, wzorem Hovy, rymuje zdecydowanie offbeatowo, jakby nie do końca przywiązując wagę do podkładu, rytmu utworu. Jest w tym niezwykle szczery, nie udaje na przykład, że jest nadczłowiekiem, który nie musi czasem przełknąć śliny jak dłużej nawija, bo każdy człowiek musi czasem przełknąć ślinę, nie? W sensie technicznym, ekspresji oraz poruszanych tematów postawił go ktoś w jednym rzędzie z Jurgenem Kaczówką i miał rację, bo dla odbiorcy samoświadomość twórcy w zasadzie nie ma znaczenia – liczy się rezultat, który w obu wypadkach jest znakomity. Sam kawałek, swoją podniosłością kojarzy mi się może nawet z klasycznym "Battle W Radio" MC Terminatora, tylko tutaj biegnie jednostajnie i jest sporo dłuższy (prawie 8 minut!). Tam, Terminatorowi pomagał Deltron, tutaj Waszka sam zadbał o dramaturgię. Niektóre wersy, a w zasadzie to cały kawałek wchodzą z miejsca do panteonu rodzimych dissów. –Michał Zagroba




Wkurzony dziennikarz na Polonię Warszawa

Co w tym śmiesznego? TVN-owskich wtop z taśmami jest od groma i ciut ciut, jednak zwykle ograniczają się do śmiesznych słówek typu "reszort", "eee", "kurwa". Ciemną październikową nocą Szymon Zaborski wspiął się na wyżyny post-modernizmu, w czteroelementowym zdaniu łącząc co najmniej dwie słownikowe skrajności. Poza tym to sport. A sport w telewizji jest śmieszny sam w sobie. –Filip Kekusz



BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)