SPECJALNE - Artykuł

Autokorekta: 50 recenzji na 5-lecie Porcys, z którymi sami się nie zgadzamy

5 maja 2006




Dizzee Rascal
Showtime
autor: Borys Dejnarowicz
poprawiona ocena: 6.9

To jest powodem tego dissu, że w archiwach Porcys jest, na przykład, Negatyw oceniony na 6.2 lub też Edyta Bartosiewicz oceniona na 7.5 (nie żebym jej jakoś nie znosiła, ale aż tyle?) oraz nowszy Dizzee oceniony na co? Na 5.4, przez jedną osobę i tę samą jest to obliczane, wymieńmy ją wreszcie, to Borys właśnie! I czy to nie jest wbrew tym liczbom? Jeśli Boy In Da Corner to jest 8.2, a czemu nie 9, nie znaczy to jednak, że liczba 7 nie istnieje, bo chociaż nie ma tu drugiego "I Luv You" ani Adult.owatego chórku "moneymoneymoney", to jednak dalej jest podsiódemkowo. Czemu tego nasz ojciec redaktor prowadzący nie zauważa, czemu go Showtime nie zachwyca, czemu nasz kolega neguje tutaj pochopnie liczby powyżej choćby 6, jaki problem to powoduje i zaburzenie? Jakim cudem znalazł się "w mdłości i szarości", a czy może to powtórzyć, że "repetycja syntetycznych bitów nuży"? Czy nie słyszał "Stand Up Tall" albo "Girls"? Może za krótko był w wojsku, kto wie, może niektóre cyfry ignoruje, a w dodatku pisze: "ze mną Dizzeego już nie ma". A ze mną jakoś ciągle jest, więc jesteśmy w dwóch różnych miejscach, a w takim razie powiem: no to cześć Borys, to mojego dissu już koniec, bawcie się dobrze z Edytą Bartosiewicz i Mietallem Walusiem! –Zosia Dąbrowska

recenzja płyty »



Edan
Beauty And The Beat
autor: Krzysztof Zakrocki
poprawiona ocena: 6.5

Casus Zakrockiego polega na tym, że jest geniuszem słowa i nowatorem prozy, aczkolwiek nieczęsto, niejednokroć przestrzela oceny tak, że aż oczy bolą. Plaid 8.5? Chyba za pierwszy kawałek i może jakieś skrawki w połowie, ale za całość to chyba lekka przesada. Lost And Safe 7.9? LOL. Na debiucie, posługując się intrygującą, eksperymentalną metodą kolażu kolesie wykreowali abstrakcyjny zestaw strasznych, neurotycznych impresji. Następnie, sięgając po identyczne narzędzia, udało im się wyciąć kolekcję uspokokokokakojącą, wręcz chill-outową. A na trzecim wydawnictwie sięgnęli po gitary akustyczne i wyszły im blade, nijakie szkice, gdzie co drugi folkowy skład daje lepiej na próbach. No nic, z Edanem mam kłopot o tyle, że reszta załogi P – tak jak Bolek i Lolek, Tytus, Romek i A'Tomek – jak rzadko kiedy uważa inaczej. Niewiele poradzę, bo przy całym respekcie dla ziomala i jego ambicji na gruncie fuzji rapowej ekspresji z psychodelicznymi podkładami Beauty And The Beat jawi się krążkiem znakomitym, lecz tylko na papierze. Sample poza superoskim "Fumbling Over Words That Rhyme" dobrane są na chybił/trafił, nawijka bossowska nie ma wsparcia w gorących hookach i stąd sama zaczyna wkrótce nużyć. Ratowanie się riffem "Hey Joe" dużo nie pomaga. Dla mnie Grekowe "ale coś że Buck nie na liście?" można odwrócić do Edana z powodzeniem. Jak by to komentator sportowy ujął? Kapitalny zamysł! Gorsze wykonanie. Prawda Włodziu? Prawda Władziu. –Borys Dejnarowicz

recenzja płyty »



Franz Ferdinand
"Do You Want To"
autor: Piotr Kowalczyk
poprawiona ocena: 6.0

Wbrew temu, co sugeruje ten plejlist, nigdy nie tupałam i nie falowałam w towarzystwie tłumu w rytm "Take Me Out". Było zupełnie inaczej. Pierwszego Franza Ferdinanda - uderzę wreszcie w jakieś nostalgiczne tony, ale nie mogę się powstrzymać - kupiłam na chwilę przed zamknięciem wszystkiego w związku ze szczytem ekonomicznym w Warszawie, w roku 2004, a wtedy na ulicy nie było prawie nikogo i wszystko było pozasłaniane dyktami. W sam raz warunki, żeby wybrać się na spacer po centrum z FF w discmanie. To były czasy! Jednak minął dzionek, słońce zaszło za jeziorem, a potem wyszedł nowy album FF i brzmi on niestety trochę jak płyta jakiegoś innego zespołu, który chce FF naśladować, wychodzi mu to nieźle i nic poza tym. Ale przecież akurat to całe "Do You Want To" się wyróżnia i powoduje wspomnienia pierwszej płyty, które w mej pamięci pozostaną i na zawsze schowam w sercu je. Tak, zgadzam się, to nie jest jakiś genialny kawałek. Dobrze to jest powiedziane przez kolegę, że "Do You Want To" "od pierwszego taktu wykłada wszystkie swoje atuty na stół", a tu by się może przydało trochę więcej nieprzewidywalności, coś jak w roku 2004, jakaś tajemnica tu i tam, no, ale nie samą tajemnicą człowiek żyje, taki mam argument, mam poglądy, że to jeszcze nie musi oznaczać końca piosenki i braku jakości. Jak już te atuty są wyłożone na stół, to znaczy, że albo od razu koniec gry, albo repeat i mi się włączyła funkcja "repeat", ja wciąż się dobrze przy tym bawię i w dodatku wygląda na to, że to jeszcze potrwa. Na pomoc! Czy ktoś może wie, jak to wyłączyć i zająć się wreszcie jakimiś innymi, poważniejszymi zagadnieniami? –Zosia Dąbrowska

playlist »



Gorillaz
Gorillaz
autor: Krzysztof Zakrocki
poprawiona ocena: 6.3

"Lubię płyty Albarna" – stwierdził beztrosko Piotrek, odnosząc się niedawno do komiczno-eksperymentalnego projektu frontmana pewnej grupy. Rzeczywiście jest to jeden z głównych moich argumentów, broniących krążka przed bólami głowy Zakrockiego. Pomyśli ów redaktor zaraz, że mój umysł został zjedzony przez hype, ale wskazałbym w tym miejscu raczej wyczucie melodii nosa Damona, który niejednokrotnie wyniuchał materiał na istną piosenkę-trufla. Na nieprzaśną mowę mi się zebrało, jak widzicie, i to może oddaje nie do końca spójny feeling albumu, na którym bitami Nakamury traktuje się jaki leci kubański folklor Buena Vista Social Club, jak i punkowe Blur. Kolaż w szczytowych momentach sięga na przykład ubogaconego (nie ulepszonego though) De La Soul, choć w sumie wszelkie porównania pozostają niedociągnięciem. O wiele bardziej niż – owszem, przereklamowaną - jakość krążka, negowałbym jego imprezowy charakter. Sadzi bowiem Albarn te swoje smęty co jakiś czas, i w sumie nawet pięknie mu to wychodzi. –Jędrzej Michalak

recenzja płyty »



Hołdys
Hołdys.com
autor: Borys Dejnarowicz
poprawiona ocena: 0.9

Warszawa, Polska, rok 2001. Dobiegająca wyczekiwanego przez wszystkich końca kadencja premiera Jerzego Buzka powoduje załamanie nie tylko gospodarki Kraju, lecz także jego Oświaty i Kultury. Na pomoc przygniecionemu tym ciężarem Narodowi przychodzi ukrywający się przez długi czas w roli szarego obywatela właściciel średniej wielkości sklepu muzycznego w Mieście Stołecznym. W nagraniu albumu pomaga naturalnie co bardziej znana klientela przybytku. Mimo niemałego wysiłku promocyjnego, płyta odnosi spektakularną Klęskę – spowodowaną zapewne spiskiem piratów fonograficznych oraz rosyjskich służb specjalnych, mających żywotny interes w pogrążaniu w coraz głębszej zapaści rodzinnego Kraju ex-Papieża. W 5 lat po tych wydarzeniach płyta wydaje się stanowić jedynie dokument historyczny, a przesłuchanie jej w całości wymaga cierpliwości pani przedszkolanki. Zgorzkniały niedoszły mistrz Yoda powraca do swojej samotni i spełnia się w życiu medialnym Narodu w Tytusie i przez Tytusa, Syna Swojego Jedynego. Na polu nieco mniej ambitnym, przyznacie. –Marcin Wyszyński

recenzja płyty »



Killers
"Somebody Told Me"
autor: Marcin Wyszyński
poprawiona ocena: 4.0

Nie twierdzę w żadnym razie, że playlist Marcina zawiera w sobie jakiekolwiek nieprawdziwe informacje, razi niekompetencją czy złym pisarskim warsztatem; wręcz przeciwnie, uważam go za tekst świetnie napisany, a polemizowałbym jedynie z oceną samej wartości "Somebody Told Me". Niezależnie, czy podoba się komuś niby-retro-synthowa, kiczowata aranżacja (sam nawet jestem w stanie wskazać ciekawsze fragmenty Hot Fuss, krążka zdominowanego w końcu przez taką stylistykę), sama kompozycja ostro razi według mnie banałem. Melodie zwrotki, mostka czy (w szczególności) refrenu nie tylko nie wpadają w ucho, ale wręcz irytują przedszkolnym songwritingiem. Trudno więc kawałek określić jako "kapitalny"; dla mnie jest on najwyżej "taki sobie". –Patryk Mrozek

playlist »



King Crimson
The ConstruKction Of Light
autor: Miłosz Ostrowski
poprawiona ocena: 7.0

The Miłosz situation. Recenzja Construkction Of Light została opublikowana, zanim jeszcze staliśmy się portalem o kształtach znanych i kochanych dzisiaj. Nasz dobry ziom Miłosz był wówczas wielkim fanem King Crimson i jazz-rocka, a skalą odniesień dysponował, jak wielu z nas w liceum, niewielką. Co więcej Miłosz nie miał okazji zweryfikować swojej noty, kiedy przeprowadzaliśmy najpierw denominację ocen, a później dwa remanenty generalne ratingów i w efekcie ostała się ta cudaczna "dziewiątka", wprawiająca niewtajemniczonych czytelników w zdziwienie. That saying, z dorobku czwartej (względnie trzeciej, jeśli liczyć reaktywacje po dłuższej przerwie) inkarnacji Crimsonów Construkction broni się najlepiej – nawet jeśli jest odrobinkę hit-or-missem, to trafienia są wyjątkowo mocne, a chybienia stosunkowo solidne, zwłaszcza jak na prog-rockowych weteranów. Ładnie suną przede wszystkim wykopane "Larks' Tongues" oraz wyrafinowane kompozycje post-rockowe: prawie uroczy kawałek tytułowy i "FraKctured" startujące pamiętnym "groźnym arpeggio z dużym reverbem", by dalej zaskoczyć największym misterium na jakie stać ścisłe wirtuozerskie umysły. Nieco gorzej kawałki obsadzające Belew w głównej, ekshibicjonistycznej roli. "ProzaKc Blues" ostatecznie nie wpłynęło na losy gatunku. "The World's My Oyster Soup", mimo bogactwa, zajebistej perki, dzikiego sola wiosła i tej fajnej opcji, że gitara udaje pianino, razi topornością w początkowych fazach. Frapujące skądinąd w warstwie rytmiczno-brzmieniowej, patetyczne "Coda: I Have A Dream" kabaretem się jawi jakby; współczesny lament to raczej niespecjalnie. Ok, tym niemniej symbolicznym 7.0 oddaję im kurwa szacunek. Na marginesie, o co chodzi z kryptoreklamą inicjałów bandu w tytułach. Przedszkole!? –Michał Zagroba

recenzja płyty »



Lali Puna
Scary World Theory
autor: Borys Dejnarowicz
poprawiona ocena: 7.3

Potencjalnie najbardziej przestrzelona podjarka roku 2001 niezbyt opierzonych wowczas Porcys' founding fathers (pózniejsza recenzja Borysa ze stycznia 2002 ukazała sie prawie cztery i pół roku temu), Scary World Theory jest płytą naprawdę dobrą, ale żeby od razu ósme miejsce w podsumowaniu? Nie przesadzajmy. Z perspektywy dziejów co najmniej kilka wydawnictw z tego roku (jak choćby przykładowo Leaves Turn Inside You Unwound, self-titled Circulatory System, Vocal Studies + Uprock Narratives Prefuse 73, czy moja ulubiona Go Forth Les Savy Fav) kładzie Lali Punę na łopatki i budzi uzasadnione wątpliwości co do słuszności wyników rankingu. Odwoływanie się do autorytetów w rodzaju Colina Greenwooda na poparcie swojego entuzjazmu, voir orgazmu, przy jednoczesnym tuszowaniu zarzutu zrzynki z tuzów elektroniki milczeniem, nie służy także recenzji płyty, będącej niechlubnym świadectwem borysiego stanu embrionalnego, dalekiego od obecnej boskości krytycznej. Zagadnienie sygnalizował juz swego czasu Jedrzej w recenzji Faking The Books; wreszcie nadszedł moment ostatecznej demitologizacji tej płyty i naszej wewnątrzpartyjnej krytyki. Cóż, nikt nie jest nieomylny; nawet my, czego nasi sympatycy nie omieszkają nam wytykiwać przy wszelkiej możliwej okazji (a nawet w braku jakiejkolwiek okazji - naszą autoironię interpretując zazwyczaj jako bufonadę). Teges, wyboista jest droga na Olimp, nie? –Tomasz Gwara

recenzja płyty »



Las Ketchup
"Aserejé (The Ketchup Song)"
autor: Borys Dejnarowicz
poprawiona ocena: 6.5

Szczerze mówiąc, uważam ten playlist za największą chyba pomyłkę na Porcys so far. Za cudaczny owoc wysublimowanego mistycyzmu autora, by zacytować XIX-wiecznego klasyka. Borys, z neoficką pasją, przekonuje, że żołte jest złote, a woda wskrzesza. A wystarczyło było sobie w 2002 potańczyć.

Milion w jednym? Co prawda nie ośmieszę paraleli bezpośrednio, bo właśnie odkryłem, że ktoś zakosił mój egzemplarz Skylarking, ale czy na pewno marne 6-7 ścieżek omawianej piosenki można zrównywać z geniuszem Partridge'a? Ok, fajna gitara a la "Misirlou" w refrenie, przyjemny motywik basu, ale nie dajmy się zwariować – mało to dopracowanych produkcji w popie? Za duże pieniądze do wzięcia, by nie skusić najlepszych fachowców. Wymienianie nazwiska Metheny'ego to chyba podświadoma próba podniesienia rangi nagrania. Techno, jazz, latino i ambient, zestawione w jednym zdaniu faktycznie sugerują oszałamiające bogactwo brzmienia, niepotwierdzone jednak słuchowo. Just your everyday latin-pop.

Ryzykowna teza redaktora Dejnarowicza z akapitu cztery, mająca przekonać czytelnika, że autor nie żartuje, to czyste efekciarstwo. Po co stawiać ryzykowne tezy, wiedząc, że nie są prawdziwe. Z hiszpańskim chodzi chyba o to, że właśnie dokonuje się sakralizacja piosenki, zatem każdemu elementowi nadajemy atrybut genialności. Zdania o "rozdzierającym pięknie linii wokalnych Lucii, Loli i Pilar" nie rozumiem i rozumieć nie chcę. Tu zresztą pewnie pies pogrzebany. A poza tym to miał być jakiś żart, że można opisywać "Aserejé" w konwencji akademickiej analizy, tak? No to najpierw poznajmy może znaczenie słów "polifoniczny", "wariacje", "trzydziestosześciodźwięk" oraz inkorporujmy do słowniczka terminy "progresja", "rytmy punktowane" i tym podobne, bo nie śmieszy. Sugarhillowe korzenie piosenki zczaiłem jakieś dwa lata temu bez większego ciśnienia, więc marny chyba ze mnie hipster, choć to zdanie akurat pełną gębą.

Zestawienie w jednym zdaniu Loveless i Aserejé? Shame on you, Borys i nie chodzi wcale o niezal-monsterstwo, tylko o elementarny szacunek spod znaku "nie profanuj". Trzy niunie o cygańskiej urodzie, dobre sobie. –Piotr Piechota

playlist »



Lao Che
Powstanie Warszawskie
autor: Jacek Kinowski
poprawiona ocena: 2.6

W moim odczuciu istnieją dwa sposoby napisania recenzji na "nie". Pierwszy z nich to napisanie czegoś inteligentnego i jednocześnie w mniejszym lub większym stopniu zabawnego, tak żeby zbytnio się nie namęczyć pisząc i nie marnować niepotrzebnie czasu na udowadnianie biednemu czytelnikowi z jak gównianym albumem mamy do czynienia. W archiwum znalazłoby się trochę takich recenzji, zapodając tu przykładowo te najbardziej świeże takie jak How To Dismantle An Atomic Bomb czy Frances The Mute. Drugi ze sposobów to łopatologiczne wyłożenie wszystkich wad krążka, dla ozdoby doprawienie tego kilkoma szyderstwami lub jakimiś bardziej wyszukanymi przekleństwami. Niestety z mojego punktu widzenia recka Lao Che ani śmieszna nie jest, ani nie wyczerpuje w zadowalającym stopniu tematu. Do oceny nic nie mam (choć mój rating ciut wyższy), tylko brakuje mi tu konkretnych argumentów, bo akurat o tym albumie głośno było i można by conieco więcej napisać. Ale rozumiem – mi też nie chciałoby się tego pisać, a wątek na forum i tak już za długi. –Łukasz Halicki

recenzja płyty »


I   II   III   IV   V

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)