SPECJALNE - Artykuł

10 najlepszych piosenek Aaliyah

25 sierpnia 2011



10 najlepszych piosenek Aaliyah

O tym, jak dziwnie potrafią układać się koleje ludzkiego losu, powstało już boleśnie wiele tekstów, więc nie wiem, czy kolejne nawiązanie do tego tematu ma jeszcze jakikolwiek sens. Z drugiej strony nie sposób uciec od podobnych rozważań w kontekście Aaliyah – dziewczyny, która poniosła tragiczną śmierć, nie dożywszy swoich dwudziestych trzecich urodzin. Pod koniec sierpnia 2001 roku powszechnie podzielano pogląd, że scena r'n'b traci swoją księżniczkę, jedyną w swoim rodzaju Baby Girl, jednak dopiero muzyczna stagnacja kolejnego dziesięciolecia pozwoliła wszystkim w pełni zrozumieć, jakiego kalibru postać wtedy pożegnaliśmy. Aaliyah zmarła miesiąc po premierze swojego trzeciego studyjnego albumu – płyty, którą wróciła do gry po blisko pięcioletniej przerwie. I chociaż przeważnie w przypadku takich powrotów dochodzi do rozczarowań, to tym razem było inaczej, bo Baby Girl kolejny raz pokazała, że trzyma rękę na pulsie w temacie muzycznych nowości i potrafi podejmować w tym aspekcie ryzyko. Zresztą cała kariera tej niezwykle utalentowanej wokalistki obfitowała w ciekawe zdarzenia, o których do dziś krążą legendy. Najbardziej znana historia dotyczy tajnego ślubu, który Aaliyah zawarła z blisko dwukrotnie starszym od siebie R. Kellym mając 15 lat. Całość mieli po miesiącu unieważnić rodzice piosenkarki, ale zarówno ona jak i jej rzekomy małżonek gorliwie wypierali się całego incydentu w późniejszych latach. Faktem jest, że to wydarzenie mogłoby rzucić nowe światło na tytuł debiutu Baby Girl – Age Ain’t Nothing But A Number, płyty, nad którą całkowitą pieczę sprawował skądinąd R. Kelly właśnie.

Niedługo potem Aaliyah przeniosła się do Atlantic Records, gdzie otrzymała możliwość nawiązania współpracy z obiecującym młodym beatmakerem Timothym Mosleyem, którego w sesjach nagraniowych do One In A Million wspomogła jego dobra znajoma, Missy Elliott. Efekt końcowy przeszedł chyba najśmielsze oczekiwania wszystkich autorów – dwa miliony sprzedanych egzemplarzy w rok, masa pozytywnych recenzji, uznanie środowiska i status gwiazdy dla głównej bohaterki. Jednak prawdziwy renesans popularności (choć krótki) przyszedł dopiero po przedwczesnej śmierci Aaliyah. O wypadku lotniczym, w którym zginęła piosenkarka, wiadomo dziś całkiem sporo – we krwi pilota stwierdzono obecność alkoholu i kokainy, dodatkowo nie posiadał on dostatecznych uprawnień, a maszyna była przeładowana bagażami i nigdy nie powinna była oderwać się od ziemi. Niestety, stało się jednak inaczej i powrót do domu z planu teledysku do "Rock The Boat" okazał się być ostatnią podróżą w życiu młodej gwiazdy, która w wieku 22 lat osiągnęła więcej niż większość ludzi dożywających późnej emerytury. W tej tragicznej katastrofie lotniczej zginęła wybitna wokalistka o niezwykle charakterystycznym, miękkim timbre, jedna z najbardziej utalentowanych postaci, jakie kiedykolwiek pojawiły się na scenie r'n'b. Wpływu Aaliyah na dzisiejsze gwiazdy pokroju Cassie, Ciary czy Beyoncé nie sposób przecenić – zarówno pod względem techniki wokalnej, jak i wizerunku czy wreszcie odważnej i skomplikowanej jak na tamte czasy choreografii. Do tej pory jakoś nigdy nie było wystarczająco dobrej okazji, by przybliżyć jej losy czytelnikom Porcys, dlatego w pewnym stopniu nadrabiamy to dziś, w dziesiątą rocznicę śmierci piosenkarki, publikując zestawienie dziesięciu naszym zdaniem najlepszych piosenek Aaliyah. –Kacper Bartosiak

10 Heartbroken (1996, One In A Million)

Zacznijmy od tego, że ten numer jest jednym z najlepszych album-tracków w repertuarze Aaliyah. Właściwie sam nie wiem, dlaczego nie wybrano go na singla, ale powiedzmy, że w przypadku One In A Million było w czym przebierać. Może nie znam się na marketingu muzycznym, ale naturalność i bezpośredniość tych zwierzeń siedemnastoletniej wówczas Aaliyah to chyba ideał, do którego tak dążą wszystkie teen-popowe piosenkarki i jakoś niewielu w ogóle udaje się do niego zbliżyć. Ale ile z nich posiada tak zmysłowy timbre jak Baby Girl? No właśnie, sami widzicie. Naprawdę, trudno się przy "Heartbroken" nie wzruszyć – mało jest piosenek poruszających tak oklepany temat, które potrafiłyby przemówić do niemal każdego otwartego słuchacza. Odkąd pamiętam, zawsze odpadam przy tym kruchym mostku i jednym z najlepszych "la la la", jakie jestem sobie w stanie w tej chwili przypomnieć. –Kacper Bartosiak

posłuchaj »



09 More Than A Woman (2001, singiel z Aaliyah)

WYROK W IMIENIU NIEZALEŻNEGO SERWISU PORCYS
Dnia 25.08.2011 r.

Kolegium redakcyjne Porcys po rozpoznaniu sprawy:

Timothy'ego Mosleya, ps. "Timbaland", Stephena Ellisa Garretta, ps. "Static Major" i Aaliyah Dany Haughton,

oskarżonych o to, że:

w utworze "More Than A Woman", wydanym w 2001 roku na albumie o tytule Aaliyah, a następnie na singlu o tytule "More Than A Woman", dopuścili się przestępstwa przeciwko prawom własności intelektualnej Mayady El-Henawy, przywłaszczając sampel z utworu o tytule "Alouli Ansa" jej autorstwa

uniewinnia oskarżonych od zarzutu popełnienia przestępstwa opisanego w akcie oskarżenia.

Uzasadnienie:

Po zbadaniu obszernego materiału dowodowego kolegium stwierdza, że oskarżeni działali w dobrej wierze, korzystając ze środków charakterystycznych dla stylu muzyki popularnej o nazwie "contemporary r'n'b", a zarazem wydatnie przyczyniając się do rozwoju związanej z nim konwencji artystycznej. Aranż i kompozycję utworu "More Than A Woman" kolegium uznaje za nieoczywiste, wykazujące cechy wizjonerstwa oraz wymagające odwagi i wytężonej pracy twórczej. Dodatkowymi czynnikami łagodzącymi są udział w czynie Aaliyah Dany Haughton, osoby o nieskazitelnej opinii, a także uznana renoma artystyczna oskarżonych. –Krzysztof Michalak

posłuchaj »



08 Loose Rap (2001, Aaliyah)

Ze wszystkich utworów, które miały być singlem, a w końcu utknęły gdzieś w trackliście, ten jest moim faworytem. Jego podstawową wadą swego czasu był brak Timbalanda, którego obecność zadecydowała o singlowości „We Need A Resolution”. Co ciekawe, inny zestaw producentów wcale nie przeszkodził numerowi w obrośnięcie „timbalandeską”, zestawem charakterystycznych dla Mosa cech – zwartym, nie za wysokim bitem, sapaniem wtłoczonym w miks czy wreszcie syntetycznymi smykami w roli kontrapunktu i modulowanymi klawiszami. Brakowało jedynie nazwiska, ale niech to nikogo nie zmyli – „Loose Rap” potrząsa wszystkimi tyłkami świata. –Mateusz Jędras

posłuchaj »



07 I Don't Wanna (2000, singiel z soundtracków Next Friday i Romeo Must Die)

Soniczne wytwory takie jak ten prowokują mnie do ostatecznego zniesienia wszelkich granic, podziałów i etykiet. Podkład jest i kameralnym jazzem (frazowanie gitki), i futurystycznym, samplowanym r&b, i spadkobiercą konkretno-dźwiękowych studyjnych ekstrawagancji Briana ze Smiley Smile (halo, te krople wody w aranżu) i popową konfekcją dla czytelniczek "Glamour" i dyskretną muzyką tła z eksluzywnego salonu mebli, i romantyczną piosenką do (dwóch) filmu(ów), i Bóg jeden wie czym jeszcze (on akurat wie). Z kolei próbując wpisać tak wielopiętrowy konstrukt w continuum nowoczesnego urban, mogę chociażby napomknąć, że właśnie na tego typu kawałki odpowiadał Max Martin produkując Robyn jej debiut i że właśnie na takich sztuczkach wyrósł unikatowy stajl Ryana Leslie znany z self-titled Cassandry Ventury, i że takie właśnie pole zaorała już niebawem skuteczniej i z większą werwą Teedra Moses, i że to właśnie tutaj mamy pionierski przykład zapętlonego w nieskończoność motywu, którego potęgę najpełniej eksponuje adaptacja metody minimalistycznej, co niebawem zostanie doprowadzone do perfekcji w "Doing Too Much" Pauli DeAndy. Ale to feature o Nieboszczce, która zwykła posiadać swoje tracki głębią głosu i charyzmą interpretacji. I tu nie jest inaczej: jeśli ktoś miałby być przekonujący rzucając serią "I don't wanna be (be without you, be without you) / I don't wanna live (live without you, live without you)" i tak dalej, to właśnie ona. Na mocy aksamitu i bożej iskry. "Forever". –Borys Dejnarowicz

posłuchaj »



06 If Your Girl Only Knew (1996, singiel z One In A Million)

Gdyby w Sevres spróbować stworzyć wzór popowej piosenki, to musiałaby ona brzmieć choć trochę jak "If Your Girl Knew". Bezapelacyjnie to jedna z najlepszych rzeczy, jakie kiedykolwiek wyszły spod ręki Mosleya – udała się skubańcowi zwłaszcza ta linia basu i to do tego stopnia, że po blisko piętnastu latach inspiracji w tym numerze szukają goście pokroju Matthew Barnesa z Forest Swords, o rzeszy popowych producentów nie wspominając. A Aaliyah tekstowo chyba trochę szykuje tu grunt pod "Caught Out There" – zresztą połączenie tego trudnego tematu z aksamitnym timbre wokalistki daje jedyny w swoim rodzaju efekt słodko-gorzkiego dysonansu. Bomba. –Kacper Bartosiak

posłuchaj »



05 Age Ain't Nothing But A Number (1994, singiel z Age Ain't Nothing But A Number)

Ojej, ojej, ten numer. Piękna, aksamitna ballada... JAK DO CHOLERY R. KELLY TO ROBI, ŻE CIĄGLE UDAJE MU SIĘ UNIKNĄĆ WIĘZIENIA?! Jeszcze zanim spędził większość lat zerowych odpierając zarzuty o seks z nieletnimi - mimo, że jeden stosunek został nagrany na wideo, A KASETĘ ZNALEZIONO W JEGO DOMU – była sprawa Aaliyah. Kiedy pracowali nad debiutem wokalistki, ona miała 15 lat, a on 27. I wzięli potajemnie ślub. ŚLUUUUUUB (później anulowany)! Utrzymywaniu tajemnicy na pewno nie pomogło zatytułowanie płyty Age Ain't Nothing But A Number i wypuszczenie na singlu piosenki tytułowej. Singiel na listach zdziałał dużo mniej niż poprzednie dwa. Możliwe, że z powodu swojej oszczędności i rezerwy. Piosenka niemal nie rusza z punktu wyjścia, nieznacznie się kołysząc przez cztery minuty. Aaliyah śpiewa bez żadnych wyraźnych emocji. A może utwór nie podbił Billboardu, bo ludzie czuli się brudni słuchając piętnastolatki śpiewającej "let me show you true extasy"? Ja wiem, że czuję się brudny, kiedy Jane Birkin śpiewa świństwa, UDAJĄC nastolatkę. Na swój sposób Aaliyah jest tutaj odwrotnością Birkin, bo brzmi jak dorosła kobieta. Jej głos już wtedy można było stawiać obok czyjegokolwiek w branży. Chore i fascynujące to wszystko. –Łukasz Konatowicz

posłuchaj »



04 Try Again (2000, singiel z soundtracku Romeo Must Die)

Dwie z trzech osób, które robiły ten kawałek nie żyją i chociażby to niech świadczy, że takie "Try Again" jest jednym z najważniejszych źródeł historycznych współczesnego dorobku muzycznego. Wokół Aaliyah narosło już tyle legend, że można śmiało snuć rozważania, czemu zawdzięcza takie uznanie – czy miała po prostu szczęście, którego nie miało wiele innych gwiazd, trafiając na Timbalanda w szczycie swoich możliwości, kiedy dopiero kształtował swój styl i emanował świeżością, a jednocześnie miał odwagę na radykalne w ówczesnym popie eksperymenty, czy może Static Major jest niedocenianym geniuszem i istniała jakaś niesamowita więź inspiracji między nim a Mosleyem, czy może w końcu sama Aaliyah tak ich jarała, że chcieli robić jej jak najlepsze kawałki, bo w końcu dla nikogo innego nie napisali tylu hitów, co dla niej. Nie wczytywałem się nigdy w temat, ale warto zapamiętać, że "Try Again" jest wśród innych jej największych przebojów, a dla mnie osobiście być może najważniejszym, najdoskonalszym przykładem współczesnego r'n'b. Aaliyah z jej producentami miała prawdopodobnie największy wpływ na wywrócenie gatunku, który jeszcze parę lat wczesniej charakteryzował się raczej lekkim feelgood vibem (TLC). Wrzucane przez Timbalanda do niemal każdej produkcji sygnaturowe "freaky freaky", jest de facto symbolem tej rewolucji. Potem nawet otoczona minimalistycznymi, chłodnymi beatami Ryana Lesliego Cassie będzie nuciła psychodeliczną, intymną piosenkę, która jest najczęściej odczytywana jako utwór o seksie oralnym. Aaliyah jest wybitną wokalistką, ale w inny sposób niż jej poprzedniczki – to ona w największym stopniu przyczyniła się do tego, że R&B stało się gatunkiem raczej nuconym, niż śpiewanym, w dziwaczny sposób wycofanym.

Gdy przykładowo Junior Boys przyznają się do inspiracji Timbalandem, to wystarczy lekko obyte ucho, żeby odkryć, co w "Try Again" jest dla nich nęcące. Dziwaczne synkopowe pętle, zatarcie się jakiejkolwiek granicy między sferą rytmu a sferą melodii, wijące się kwaśne linie basu, zapowiadające chwytliwość refrenu, urozmaicanie beatu pobocznymi elementami, które następnie są przetwarzane, takie genialne szczegóły jak powrót basu dopiero w połowie drugiej zwrotki. Przy tym wszystkim znakomita linia melodyczna wokalu czy fantastyczna artykulacja w zwrotkach i mostku to już tylko wisienki na torcie, ostatnie niezbędne składowe tego wybitnego przeboju, żeby nadal był radiowy i telewizyjny, wybitnie przyswajalny popem. To jest dla mnie w tym wszystkim chyba najbardziej chore. –Kamil Babacz

posłuchaj »



03 Are You That Somebody (1998, singiel z soundtracku Dr. Doolitle)

(Nie)doszła żona R.Kelly'ego mimo pozorów nie wylewa tu dziecka z kąpielą, chociaż Billboard w tym przypadku nie był dla niej specjalnie gościnny. U Dr. Doolittle'a Haughton skacze po skali tak jak jej Timbaland zagrał, a on w późnych latach 90s się nie pieścił z zastanymi wśród nadwornych beatmacherów regułami. Nadpsuta, zaprzęgnięta rzutkim, funkującym basem wyściółka ''Are You That Somebody?'' to kolejny pociachany rytmicznie, zaślubiony repetycji skarb w jego dorobku. Aaliyah z kolei próbuje ululać do snu zapłakane dziecię wyrwane z objęć ''Delirious'', ale przy pomocy duetu Static/Timba i na szczęście dla fanów eksperymentalnego r'n'b z pierwszych stron gazet nieopatrznie robi jednak sztorm w wanience. Zatem kapoki i wpław do repeatu. –Wojciech Sawicki

posłuchaj »



02 Rock The Boat (2001, singiel z Aaliyah)

Jacht opanowany przez Baby Girl i jej koleżanki to pełna eleganckiej rezerwy odpowiedź na to, co wydarzyło się niegdyś na pokładzie świątyni samowolki w "Big Pimpin". Już pomijając bydło pasażerów, przypadek Jay-Z i reszty, to "należąca im się" świadomość brzegu. "Rock The boat" zaś, totalnie nie hołdując tchórzowskim półśrodkom, wypuszcza się w rejs na całego: bez sprecyzowanych linii horyzontu. Żaden z utworów Aaliyah nie doprowadza do ekstremum synergii komponentów tak amorficznie miękkich. I tak ewidentnie odległych od windującej filigranowość timbru, siermiężności bitów. Aaliyah porywa się tu na ekstrasubtelności własnego warsztatu, heblując frazy ornamentami w postaci tchnień, które bezwiednie obmywane są instrumentalnymi okolicznościami jak rozbujany ocean. W obliczu skrzętnie bronionej taktowności i intymności, w tej samej "cichości serca", pod płachtą tekstowej aluzji, miota się udręczony erotyzm. Szpalery z "rock the boat"/"work the middle" są jak cierpliwe zastawianie sieci, co prędzej czy później kończy się dla ofiary doszczętnym skołowaniem sensualną ambiwalencją. Skrajnej lubieżności i niewinności. A już chwilę potem, posłusznym spełnianiem powinności solennego majtka. –Magda Janicka

posłuchaj »



01 One In A Million (1996, singiel z One In A Million)

Ale zaraz, kto wyprodukował ten kawałek? James Blake? To byłby chyba jego najwybitniejszy utwór... Szkopuł w tym, że gdy Aaliyah wydawała swój drugi album, obecne bożyszcze licealistek i studentek mogło co najwyżej uganiać się w podstawówce za koleżankami z ławki. Nikt wówczas nie słyszał o post-dubstepie (ba, nawet o dubstepie), a niedawnym krzykiem mody na undergroundowych parkietach Wielkiej Brytanii był drum and bass. Jakkolwiek nieprawdopodobnie może to brzmieć dla ucha zaznajomionego z tempem nagrań Goldiego czy Pluga, to własnie oni zainspirowali nieobliczalny bit "One In A Million" i to ich styl spowija delikatne r'n'b Księżniczki z Brooklynu tajemniczą, niepokojącą mgiełką.

Za ten zdumiewający popis kompozytorskiej i producenckiej kreatywności, inkorporujący w obszar radiowego popu narkotyczne patenty z klubowych nowalijek, a zarazem wyprzedzający swoje czasy o jakieś kilkanaście lat, byli oczywiście odpowiedzialni Timbaland i Missy Elliot. Dziś to już weterani "tak zwanego urban", których kawałki można usłyszeć niemalże w każdej stacji radiowej na świecie, ale w 1997 roku decyzja o współpracy z nimi musiała wymagać od Aaliyah nie lada odwagi – szczególnie po rozbracie z gwiazdą tego formatu, co R. Kelly. Całe One In a Million pokazuje, że nie było to posunięcię chybione. Nie dość, że nowatorskie brzmienie tego albumu pozwoliło na pełne wykorzystanie możliwości jej jedwabiście czystego, kojącego głosu, to jeszcze zyskała status ikony r'n'b o niepodrabialnym stylu, na którym inni mogą się tylko wzorować. A utwór tytułowy – cóż, z czystym sumieniem można go nazwać kamieniem milowym w karierach całej trójki, ich doskonale przyprawionym spécialité de la maison, które zasłużenie skupiło uwagę krytyków i dziennikarzy oraz zdobyło serca wiernych fanów, do których my także się zaliczamy. –Krzysztof Michalak

posłuchaj »

BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)