RECENZJE

Radiohead
In Rainbows

2007, Radiohead 7.0

Jednego nie można tym panom odmówić: zaskakiwać potrafią jak nikt inny. Czy ktoś kilkadziesiąt czy nawet kilkanaście dni temu podejrzewał, że dane mu będzie w połowie października posłuchać nowego albumu Radiohead? Śmiem wątpić. Tymczasem dziś ta płyta znajduje się na niezliczonej ilości komputerów domowych, firmowych, laptopów, odtwarzaczy mp3 czy innych pendrive'ów. I podczas gdy prawie wszyscy zachwycają się tym jakże rewolucyjnym ruchem grupy polegającym na udostępnieniu In Rainbows w sieci, ja nieśmiało zapytuję dlaczego ci, którym dotąd nie przyszło do głowy, by okradać zespół ściagąjąc jego płyty w formacie mp3, dziś mogą się w pewnym sensie czuć odstawieni na boczny tor. Wyobraźmy sobie dwóch potencjalnych, przykładowych odbiorców dokonań Radiohead. Odbiorca numer jeden jest gościem, który wszystkie klasyczne dzieła twórców The Bends ma jedynie w plikach mp3, jest więc tak naprawdę drobnym cwaniaczkiem, by nie użyć mocniejszego sformułowania. Dziś zespół wydając In Rainbows i pytając słuchaczy, jaką cenę gotowi są zapłacić za tę muzykę, poniekąd usankcjonował, w mniemaniu odbiorcy numer jeden, jego wcześniejsze zachowanie pozwalając mu by za darmo, tym razem legalnie, zdobył nowe wydawnictwo.

Z kolei odbiorca numer dwa jest osobą, która nie lubi słuchać muzyki zachowanej na komputerze w formie plików elektronicznych; osobą, która nie słuchała wcześniejszych albumów Radiohead póki nie ukazały się one na CD; osobą która chciała również najnowszą płytę swojego ulubionego zespołu poznać w wersji materialnie istniejącej, namacalnej. I co? I okazuje się, że panowie z Radiohead postawili sobie za cel zmienianie historii, a to wymaga ofiar. Dzisiaj taką ofiarą jesteś Ty, jestem ja, jesteśmy my wszyscy przywiązani, być może nawet w irracjonalny sposób, do tego niepozornego okrągłego kawałka plastiku z zapisaną na nim muzyką. Mając bowiem w pamięci ideały sierpnia zapłaciliśmy 40 funtów za discboxa, który przyleci do nas w grudniu. Popatrzmy: odbiorca numer jeden nie zapłacił za nowe wydawnictwo zespołu z Oxfordu nic, odbiorca numer dwa jest uboższy o ponad 200 złotych, a obaj mają ten album legalnie. I nieważny jest fakt, że odbiorcy numer dwa przysługuje również prawo do plików mp3, dodajmy, gwoli wierności faktom, że wyjątkowo marnej jakości. Gdzie w tym wszystkim sprawiedliwość? Jeśli tak ma wyglądać rynek muzyczny w przyszłości, to "ja nie mam ochoty, ja to pierdolę".

W tym momencie oddzielmy jednak materiał z In Rainbows od cokolwiek kontrowersyjnego procesu wydania tych piosenek i postarajmy się na chłodno przeanalizować, krok po kroku, tę płytę. Nie ma na pewno zaskoczenia jeśli chodzi o playlistę, wiele prognoz dotyczących nowego dzieła Radiohead zakładało podobną zawartość krążka, bowiem znakomita większość opublikowanych numerów była od dłuższego czasu ogrywana przez kapelę na żywo. Sam miałem okazję ponad rok temu w Budapeszcie usłyszeć "15 Step" oraz "Nude". Z perspektywy czasu wydaje mi się wręcz, że wersje koncertowe tych kawałków porwały mnie zdecydowanie bardziej niż ich studyjne odpowiedniki. Niewykluczone jednak, że to kwestia tego, iż zabrakło mi przy In Rainbows całego rytualnego procesu dotyczącego pierwszego odsłuchu premierowego krążka Radiohead, który od Kid A zawsze wyglądał u mnie tak samo: czekanie z rozpakowaniem CD z folii i z pierwszym wciśnięciem przycisku "play" w discmanie do momentu, kiedy wszyscy w domu już śpią i nic ani nikt nie jest w stanie zakłocić mi dziewiczego spotkania z nowymi piosenkami Yorke'a, Greenwooda i reszty. Tym razem, chcąc nie chcąc, tej ważnej dla mnie otoczki musiało zabraknąć, ale mam nadzieję wrócić do niej przy okazji słuchania bonusowej płytki w grudniu.

Przejdźmy wreszcie do rzeczy: In Rainbows rozczarowuje. Wiadomo, to "dobry" materiał, oni nigdy zapewne nie nagrają niczego słabego czy nawet przeciętnego. Sęk w tym, że album "dobry" to za mało. Od tych artystów wymaga się płyt rewelacyjnych i rewolucyjnych, płyt zmieniających muzykę. Niestety tym razem nie dostaliśmy takiego krążka - po raz pierwszy nowe wydawnictwo Radiohead zawiodło moje oczekiwania i tym samym coś się skończyło, a pewien etap można uznać za zamknięty. Nie czas i miejsce tu jednak o tym pisać.

Wszystko zaczyna się od "15 Step", którego początek wydają się wskazywać, że słuchamy właśnie sequela "Idioteque", to zmienia się jednak po 40 sekundach wraz z pojawieniem się gitary towarzyszącej odtąd poszatkowanemu, elektronicznemu rytmowi. To utwór, który najbardziej ze wszystkich na In Rainbows przywołuje solowe dzieło Thoma z ubiegłego roku. Na krążku Eraser na pewno nie mógłby się znaleźć kolejny kawałek, "Bodysnatchers" zaczynający się od brudnej, sfuzzowanej gitary. Całość brzmi jak nieco słabsza kontynuacja fragmentu "2+2=5" zaczynającego się na wysokości 1:54, gdy Yorke wypluwa z siebie okrzyk: "because!", po którym następuje najpewniej najostrzejszy fragment Hail To The Thief. Pod indeksem trzecim "Nude", to od nudy rozumiem? Z kolei "Arpeggi" w wersji całego zespołu brzmi zdecydowanie słabiej niż w którymkolwiek z wykonań duetu Yorke - Greenwood. Porównajcie sami.

Cztery pierwsze numery to Radiohead zdecydowanie nie w formie, dlatego dla mnie płyta zaczyna się tak naprawdę na poziomie "All I Need", przepięknej, mrocznej piosenki o miłości z subtelnie budowanym napięciem zmierzającym w kierunku instrumentalnej erupcji a la Sigur Ros. Jakże miłą niespodzianką jest następująca potem urocza akustyczna miniaturka jakby wyjęta z repertuaru Nicka Drake'a - "Faust Arp" z nakładającymi się na siebie zdublowanymi wokalami Yorke'a. Nie rozczarowuje także "Reckoner" znakomicie łączący nienachalne smyczki w backgroundzie z połamaną perkusją Selwaya. Orkiestrację w równie udany sposób wykorzystuje "House Of Cards", zaskakująco konwencjonalna, jak na Radiohead, ballada, mój ulubiony fragment In Rainbows. Dawno Yorke nie śpiewał tak czystym głosem nie siląc się na żadne wokalne eksperymenty, dawno też nie padły też z jego ust tak proste słowa, jak "I don't wanna be your friend / I just wanna be your lover", którymi rozpoczyna się ten utwór. Pod dziewiątką znajdujemy "Jigsaw Falling Into Place", kolejną na płycie gitarową wycieczkę, zupełnie nieprzekonującą. In Rainbows zamyka "Videotape", piosenka przywołująca nastrój "Pyramid Song" - na początku tylko wokal Thoma i pianino, do których dopiero później dołączają głosy w tle i oszczędne, miarowe uderzenia w perkusję towarzyszące sugestywnej wizji Yorke'a dotyczącej ostatnich chwil przed śmiercią i kasety video z zarejestrowanymi obrazami z kończącego się właśnie życia. Wstrząsające.

Taka jest właśnie ta płyta, wybitnie nierówna, z momentami genialnymi i fragmentami, które takiemu zespołowi nie powinny się przytrafić. W tym tegoroczny album Radiohead przypomina krążek Eraser, który również zawierał zdecydowanie za wiele wypełniaczy. Pozostaje teraz jedynie czekać z nadzieją, że podstawowy materiał z In Rainbows jest jedynie przystawką przed bonusowym krążkiem, którego posłuchamy w grudniu. Szkoda tylko, że jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

Tomasz Waśko    
15 października 2007
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)