RECENZJE

And You Will Know Us By The Trail Of Dead
Source Tags And Codes

2002, Interscope 9.5

Nadszedł wreszcie moment, w którym rock musi zdmuchnąć wszystkich tych pozerów, całe to towarzystwo, które się zebrało dokoła. Mówię "rock" i dobrze wiem, co mówię. Rock, a nie to, co dziś zwykło się mianem rocka określać. Tak, nadszedł czas na przepowiadaną falę quasi-rocka, na uzdrowienie uszu i czucia. Choć może nie jestem "rockowcem" w dosłownym znaczeniu, to jednak rock mnie wychował, z niego wyrastam, nieważne, że kierując się w inne strony. Tam mój początek, tam nasz początek, prawda? Początek serwisu, który w tym momencie odwiedzacie. Zamiast biadolić, że umarł, że się skończył, że trzeba mieszać z elektroniką, lepiej dajcie mu szansę raz jeszcze. Powala.

Znanym frazesem recenzenckim jest "rozsadzająca energia" gitarowej muzyki, tudzież jej "świeżość", "naturalność", "bezpretensjonalność" i tym podobne. To zawsze było tylko frazesem. (Bez kilku wyjątków, które wszyscy znamy.) Dlatego z przyjemnością i niekłamaną podnietą pragnę donieść, że nie tym razem. Source Tags & Codes naprawdę jest prawdziwe, szczere, niekłamane. Trail Of Dead naprawdę następnym wielkim zespołem naszych czasów. Po nagraniu dwóch płytek dla małych wytwórni (self-titled i Madonna) podpisali umowę z potężnym Interscope. Zamiast jednak tracić czas gadkując na firmowych koktajlach z Fredem Durstem, czwórka młodych ludzi wycięła arcydzieło, które śnić się będzie światu jeszcze długo.

Jest coś niezwykle "klasycznego" w Source Tags & Codes, co tak naprawdę trudno opisać słowami. Słuchając albumu ma się wrażenie obcowania z dziełem ponadczasowym, ze standardem, wzorem. Udało się grupie dokonać rzeczy wciąż dla mnie niewiarygodnej. Mianowicie, podstawą muzyki Trail Of Dead są agresywne, post-punkowe, jazgotliwe partie gitar. Na Source Tags & Codes zostały one jednak wtopione w formę idealną, przywołującą skojarzenia z rzeczami odległymi od post-punku o lata świetlne. Jak na przykład z Dark Side Of The Moon. I know, it's hard to imagine! Ale właśnie to paradoksalne zderzenie konstrukcyjne decyduje o nowej wartości. Żaden wykonawca punkowy nie ubrał swych piosenek w kształt tak proporcjonalny, żaden zaś artysta z kręgu "monumentalistów" nie korzystał z takiego arsenału rockowej furii.

Efekt? Klasyka absolutna. Już pierwsze sekundy otwierającego całość "It Was There That I Saw You" uświadamiają, że na bieżąco poznajemy historię. Atak zmasowanych gitar, rzężących tak cudowną melodię, że ja nie mogę! Conrad Keely ślicznym wrzaskiem stara się przebić przez ten zgiełk. Wtedy niespodziewanie następuje wstawka, która serwuje progresje godne największych mistrzów muzyki poważnej, a nie popularnej. Brzmi tak podniośle, nie narażając się jednocześnie na sztuczną patetyczność. Na koniec powraca raz jeszcze, ze zdwojoną siłą, motyw przewodni. Po takim wstępie należałoby zakończyć płytę, pomyślałem. Nie utrzymają tej intensywności, tego żaru. Nie starczy im sił. Jak bardzo się myliłem.

Bo drugi w zestawie "Another Morning Stoner" jest jeszcze wspanialszy. Co za niespodzianka! Takiej pasji, takiego zaangażowania, jakby kolesie walczyli o życie, nie zaznałem dawno. Zresztą, kiedy? Trail Of Dead są nowym rozdziałem, nową kartą. Zamiast porównywać, proponuję "stawiać ich obok". Keely znów buduje napięcie perfekcyjnie, prowadząc na tle mistrzowskich riffów do niesamowitej puenty. Skandowanie finałowe zachwyca swoją prostotą i nośnością, podczas gdy w głębi czekają na nas kotłujące się strzępy soczystego wymiatania. Ach!

Jedną z zalet Source Tags & Codes jest to, że ta płyta nigdy nie daje spokoju. Nie pozwala wziąć oddechu, przytłacza każdym kolejnym motywem, każdy z nich wydaje się klasyczny. Poza tym, niebagatelną rolę odgrywają w tej opowieści wyjątkowe przerywniki, łączące poszczególne fragmenty albumu w całość. Podobno pracując nad nimi, zespół stworzył materiał na pełny ambientowy krążek, który pewnie nigdy nie ujrzy światła dziennego. Ale to, co włączono do programu Source Tags & Codes spełnia swą funkcję perfekcyjnie. Ten zabieg spowodował, że płyta przypomina powieść, film, co tam chcecie.

Nie zanudzę was dokładnymi opisami wszystkich utworów, miejcie przyjemność odkrywania ich sekretów samemu. Przy każdym musiałbym powtórzyć to samo. Klasyka. "Baudelaire", "Homage", "Monsoon", czy "Days Of Being Wild" – są to kawały wściekłego, pierwotnego rocka, który nie zatracił swej mocy, wręcz przeciwnie, wycisnął z niej maksimum. "How Near How Far" jest świetnym przykładem na zmieszanie melancholii z siłą; wynik sprawdźcie sami. "Heart In The Hand Of Matter" dysponuje tak genialnym, podniosłym refrenem, że kojarzy mi się on z pieśnią apokaliptyczną, gdzie wszyscy zasuwają do nieba. "Relative Ways", najbardziej "ułożony" tu song, wyłania się z ułamka ciszy i ciśnie aż do samej podłogi, nie dając szans. Po nim mamy "After The Laughter", monumentalne instrumentalne interludium, logicznie prowadzące do absolutnego finału.

Kończący Source Tags & Codes utwór tytułowy jest jednym z najbardziej dosłownych symboli potęgi rocka w ogóle. Kojarzy się każdemu zapewne z czym innym. Mnie z przełomami, powrotami, rozwiązaniami ostatecznymi. Melodia, jaką panowie tu wyczarowali jest kwintesencją wszystkiego, co mnie w muzyce rusza. A kultowy refren, z wybijanym jak w ceremonii rytmem bębnów, pozostanie zapewne z nami na wieki. Nietrudno sobie wyobrazić, że "Source Tags And Codes" zacznie wkrótce wygrywać w plebiscytach na "numer wszechczasów". Po wybrzmieniu ostatnich dźwięków gitar, następuje kilka sekund przerwy. I wtedy odzywają się smyki. Choć mówią do nas językiem nut, dokładnie wiem, co. "Cześć, nazywamy się Trail Of Dead. Właśnie kończy się nasza trzecia płyta, która od dziś należy do kanonu rocka. Pozdrawiamy".

Tłumaczę sobie ten zachwyt tak: skoro dziś w dorobku gatunku mamy tak wiele dzieł klasycznych, to przecież one musiały kiedyś powstać. Tak, moi mili, dzisiaj jest to kiedyś. Symfonia post-punkowych zawrotów głowy w wykonaniu teksańskiej formacji wpisała się złotymi zgłoskami do "księgi klasyki". Dekadę później, Source Tags & Codes może być z powodzeniem Loveless naszej generacji. Teraz jest odpowiednia chwila. Nie zmarnujmy jej.

Borys Dejnarowicz    
12 kwietnia 2002
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)