SPECJALNE - Ranking

100 Singli 2000-2009 Na Świecie

9 listopada 2010



050Tigercity
Dark Water
[2007, iTunes]

Coś spoconego i wieczornego zawisło w powietrzu, kiedy wszyscy rzucili się na ich profil MySpace i jęli masowo doznawać "Are You Sensation?". To był wystarczająco wyrazisty hit, żeby stać się ich przepustką do krytycznego i fanowskiego raju. Kilkanaście minut (dni?) ciężkiego repeatowania musiało się jednak kiedyś skończyć; nadszedł czas ściągania całego, wtedy jeszcze bez wydawcy, minialbumu. To, co odkryliśmy kiedy wylądował na dyskach, na zawsze zmieniło naszą percepcję popu. No dobra, wcale nie. Ale wciąż: w zwrotce -- nowofalowy riff, jakiego nie powstydziliby się Orange Juice (gdyby byli szczerymi melancholikami), przegrupowanie rytmiczne w refrenie czy bez przerwy trzymany przez kogoś wciśnięty klawisz, niby dla wzmocnienia delikatnego napięcia kompozycji okazujący się tworzyć na zapleczu mały synthpopowy ekosystemik – to recepta na soundtrack do waszych najbardziej durowych momentów życia codziennego. –Mateusz Jędras

posłuchaj »


049Mylo
Guilty Of Love
[2004, Breastfed]

A było to tak, szedł sobie pewnego deszczowego dnia Myles MacInnes i Bach. A nawet fuga tego drugiego, tę świadomość dał mi kolega, dał mi kolega. Zapewne następnie nasz dzielny Szkot szepnął do ucha swojej oblubienicy – kochanie, wplotłem poważkę w pop, a potem przyozdobiłem ją książęcym groove'm. Nie mam pojęcia co ona na to, ale ja oniemiałem i tak mi już zostało do dziś. Akcję w utworze klasyfikuję jako wartką i trudną do ogarnięcia zmysłami, gdzie akordy zapieprzają we wszystkich kierunkach jak króliki po koksie, a niebanalne arpeggia gonią inne niebanalne arpeggia. Niektórzy zaciekle bronili krzyża, Mylo z kolei wstawił się za polifonią nie od parady i wygrał, a razem z nim każdy pop entuzjasta. Przy ''Guilty Of Love'' czuję się jak zakochany bez pamięci, bo bezustannie zakochuję się w tym numerze i za każdym razem mam wrażenie, że to dziś jest ten pierwszy raz. –Wojciech Sawicki

posłuchaj »


048Broken Social Scene
Almost Crimes
[2002, Arts&Crafts]

Ten groove szaleńczo uderzanych bębnów mógłby spokojnie nieść nowy hicior Outkast, przypadło mu jednak w udziale obsługiwać armię kanadyjskich instrumentalistów znaną jako Broken Social Scene. Podbijający tętno rytm oplatają ostre partie gitar i fantastyczny duet wokalny, którego ekspresja zawiera zarówno szczyptę punkowego buntu, jak i namiętność, którą ciężko wyeliminować w przypadku damsko-męskich konszachtów. Całości dopełniają wejście saksofonu i gitarowe eksperymenty ewokujące "Paranoid Android". No i jeszcze teledysk: prosty, symboliczny (przechodzące przez siebie cienie), wspaniały. Niby wszystkie składniki są konieczne, abym uzyskał swój indie-anthem dziesięciolecia, ale wiem, że gdyby nie ten prosty beat, całość by się rozlazła a ja pisałbym o jakimś "KC Accidental". Nie znać "Almost Crimes" to, rzeczywiście zbrodnia i to poważna, bo przeciw dobremu samopoczuciu. –Jan Błaszczak

posłuchaj »


047Gwen Stefani
Hollaback Girl
[2005, Interscope]

Podkład, na który okrętuje się Gwen, skojarzył mi się z elektronicznymi freak folkami, których tu jakaś głównonurtowa wersja się wyn(at)urza. Utuczone bębny dyktowały tempo mojemu niewolniczo pracującemu słuchowi, bo tekstu z początku rejestrować mi się nie chciało, głos Gwen jakoś tak drażnił, dziewczyńsko rozwydrzony, zionęło od niego antyperspirantami lasek, z którymi raczej już się nie umówię, zanim nie dosięgnie mnie kryzys wieków średnich. Tekstowe tour de force, "B-A-N-A-N-A-S", sytuuje się gdzieś na poziomie "Miami Ami Ami". Chyba nawet babcie, które klaszczą między skeczami Monty Pythona tu tylko kręciłyby fryzurami. Tyle że być może z zachwytu. Bo muzyka. I jej ostatecznie udany seks z wokalami. Wiadomo, Pharrell "jako artysta" itd. Neptunes wraz z Gwen oparli "Hollaback..." na suchym wybijaniu marszowego rytmu cheerleaderek. Maureen Tucker mainstreamowego popu, hę? Bo skąd banan na okładce singla, i jeszcze rozebrany do połowy? Trzymając się mainstreamu: by złagodzić surowość szkieletu rytmicznego zaaplikowano piosence akustyczne cukierki, wydętą sekcję i syntezatorowe smużki, które rozrosłyby się do rozmiarów Drogi Mlecznej w jamach jakichś neo-psychedelicznych nowojorczyków albo u paru Norwegów, a tutaj można o nie najwyżej oprzeć dziewczęcy łokieć. Co nie przeszkadza im wnosić wiele do zjawiskowości kawałka. Zakresy ciszy nie wypełniają się tak, żeby było radio friendly, przez co te 110bpm jest jakieś niepodobne do siebie – ergo świeżość. Chociaż już bywały takie historie, ale odwagi starczało na przykład na pół minuty ("Mickey" Toni Basil). Całość broni się i przechodzi do kontrataku jako high school jazdy, nowatorski pop z odessanym tłuszczem i IQ lyricsów, zmontowany w hip hopowej poetyce skandowania, z sampelkiem ze świetnego "Another One Bite The Dust" Queen i z zajebistym timingiem w kwestii jego umiejscowienia. Po zgłębieniu jakoś wytraca się we mnie niechęć przed wcześniej zB-A-Nowanym dziewczyństwem i konstatowaniem mi do ucha "this my shit" (rzeczywiście fajny efekt w ocenzurowanej wersji). Gwen, jednak możemy się co jakiś czas spotykać. –Andrzej Ratajczak

posłuchaj »


046Kylie Minogue
Can't Get You Out Of My Head
[2001, Parlophone]

Od momentu singlowego wydania "Can't Get You Out of My Head" moje relacje z tą piosenką są jak z jakiegoś pościgu w samym środku filmu akcji. 30 ton lista, lista, ja o par lat wstecz skrócony siadam przed telewizorem, muszę obejrzeć, bo bardzo chcę zostać krytykiem muzycznym i dowiedzieć się jak najwięcej ciekawostek o Red Hotach i Porcupinach, więc siadam, leci miejsce 30, 29, 28, Kiedisie nie oczekuje wiele, 15, 14, 13, Fru, po prostu bądź, 5, 4, 3, Wilsonie nie zawiedź mnie, 2, 1, COO jakieś "la la la la la" COO, szybko pod prysznic z Red Hotów, muszę się oczyścić i krzyczeć, że Jeremy spoke in class today! I potem ląduje w szkole, gdzie propsują moją dekorację klasy w stylu kasztanowe miasto, mamy napisać opowiadanie o tych kasztanach, a moje ludziki w wyobraźni robią znowu "la la la la la" i jeddn nawet robił te synthy. Później ja się skutecznie chowam przed ścigającym mnie motywem w Morrowindach i Wormsach Armageddon, ale nadchodzi wiek kiedy jest się pipką i słucha Coldplay i bęc znowu "la la la la la", bo Chris Martin zrobił cover, już nie ma Red Hotów, jest Radiohead, ale i tak to nie pomaga, bo "la la la la la". Potem Borys rewitalizuje pop, ja się wstydzę, Borys bardziej rewitalizuje, ja się nadal wstydzę, Las Ketchup 10.0, a mnie ostatecznie łapie "la la la la la" i trzyma jako zakładnika do tej pory w klatce jak Dexter sierżanta Doakesa. Tylko, że ja nie mogę wyjść z zachwytu w tej sytuacji. –Ryszard Gawroński

posłuchaj »


045Justin Timberlake feat. T.I.
My Love
[2006, Jive]

Gdyby to ode mnie zależało, tak właśnie świat powinien zapamiętać komercyjny pop drugiej połowy 00s, bardzo zresztą wierzę, że serio tak będzie, bo Justin, Furtado, wszechobecny Timba. Że Justin aspiruje do bycia unowocześnionym Michaelem Jacksonem wiadomo skądinąd i choć to raczej nieprawda, "My Love" pozwalało w to uwierzyć. Zaczyna się mającym chyba pokazać MTV Timbalanda intrem z "Let Me Talk To You" i już jest dobrze. Po jakiejś minucie czterdzieści wchodzi właściwy kawałek, a do stwierdzenia, że Timba jak najbardziej zasłużył na aplauz nie trzeba wiele wnikliwości. W jego stylu spowolniony i najeżony szczegółami bit pokazuje zęby z miejsca i już wiadomo, że Timba zapracował jak nikt na to, co osiągnął, a wtedy, będąc u szczytu formy, był u szczytu nie tylko formy, zważcie. Wykorzystanie tego mistrzowskiego beatboxu i gęstość budyniu jeśli chodzi o szczegóły przy jednoczesnej lekkości, którą podkreśla Timberlake, śpiewając cool falsetem o miłości, zakochaniu. Doskonały pop, a jest jeszcze wejście T.I., który nie pozwala pomyśleć, że panowie zaprosili go tylko po to, żeby był jakiś trzeci na Ti. –Radek Pulkowski

posłuchaj »


044Ciara
C.R.U.S.H.
[2006, LaFace]

Nie będę nikogo nagabywać, ile Ta Ona znaczy dla świata. Ale: samo "C.R.U.S.H." zamiecie wszystkie ulice każdego ranka / wyszeleści zbójów z ciemnych zaułków / pochloruje wodę w basenie miejskim / zamontuje syfon / odpowietrzy kaloryfer / udrożni kratkę / podrówna baczki / odegnie rogi / zerwie azbest / wymieni suwak & many, many more. Moja umięśniona faworytka tyka palcem i rozwiązuje krzyżówki, nieustannie pauzując lewar wlewania wody do kwasu. Wybuch mógłby być garnizonowy, ale nie, ona cwana, wciąż podtrzymuje poziom tuż, tuż na granicy zapłonu, kręcąc w nosach draństwu tego świata. Ubrana w kevlar i gogle, sypie szelestami S.Ł.O.W.A., które, jak się okazuje, rozbryzgują się całą galaktyką poukrywanych znaczeń. Broszura objaśnia krok po kroku, co, do czego i naprędce mamy wnioski: fascynacje i gorączki zmysłów (sięgające jeszcze czasów licealnych). Spełniono-niespełnione, kto ją wie, lecz w sam raz. Potem dziewczyny mówią: "jaka" (tłum. z niem.), a ona wtedy: "na, a, a, a, a-na, a, a, a, a, eus deus kosmadeus, a gdy paczka nie gotowa, wyliczankę licz od nowa" i muszę robić jeszcze raz. –Magda Janicka

posłuchaj »


043Annie
Heartbeat
[2004, 679]

- Pfghghs

- Co?

- Prrdoks, to jest całe oparte na paradoksach.

- Czemu?

- No przeż to jest taki kawałek, to powinien być jakiś kurwa, przebój w Radiu Eska, estetycznie by się zmieścił w ramach, nie że klasyka undergroundu. Ciekawe w sumie czemu to było tak kierowane do jakiejś indie publiczności. Też w sumie nie oczywiste, mogę szluga? W sumie to chyba nie było wtedy oczywiste, że jakiś Pitchfork się podjara taką muzyką, wtedy w 2004. Jak oni trochę wcześniej recenzowali Kylie na wiesz, kurwa, pierwszy aprilis. No ale to jes raz. To jest taka piękna piosenka! Wzruszająca.

- Czemu wzruszająca?

- No bo to jeeeesss o jej chłopaku zmarłym!

Yyyy... jeeej.. ja sobie tak baunsuję do tego.

- Nie ale, kurde, bo ja ci nie chcę zepsuć. Bo jest właśnie paradoks, ze to jest przecież piosenka do tańczenia i o tańczeniu. Nie?! Że meta! I nie musisz wiedzieć, że tam to jest, no, że tam o zmarłym chłopaku. To ci nie jest potrzebne, ale masz coś takiego, że taki kurwa zajebisty taneczny kawałek i to jest tam elegia czy coś też! To jest serio takie piękne

- A ciekawe, czy jakby to Kylie śpiewała, to by był taki duży mainstreamowy hit...

- BO JA TU MAM TAKĄ TEORIĘ! –Łukasz Konatowicz

posłuchaj »


042Bran Van 3000
Astounded
[2001, Virgin]

Czy Curtis Mayfield był najbardziej wpływową postacią dla muzyki 00s? Kwestia sporna. Czy był dla którejś z poprzednich dwóch dekad? Pewnie też nie. Natomiast wpływ, jaki wywiera w przeciągu wszystkich tych lat to z pewnością jest jednym z najbardziej ikonicznych, znaczących, a w pierwszej dekadzie po jego zejściu z tego padołu przykłady się mnożą. Sampluje go RJD2, sampluje Eminem, hołd w "Alisie" składa mu Ariel Pink, sam, korzystając z tego samego samplera, na którym Panda nagrywał Person Pitch w pierwszym momencie wpadłem na pomysł przetworzenia kilku sekund z openera debiutu. Wielcy tego świata myślą Mayfieldem- świadczy o tym również perełka tego kolektywu, który wplótł Szefa w przestrzenną, taneczną strukturę, w której dzieje się tyle, że niewiele utworów z naszej listy może stawić czoła ilości pomysłów w niej zawartych. Nowa płyta Bran Van 3000 już w październiku, ale bez Curtisa na pokładzie nie sądzę, by cud openera Discosis był do powtórzenia. –Łukasz Łachecki

posłuchaj »


041Spiller
Groovejet (If This Ain't Love)
[2000, Positiva]

U podstaw utwór, uknuty przez włoskiego dj-a C. Spillera, istniał jako goły podkład. Żeby mogł zaistnieć, wytwórnia zaprzągnęła Bextor, żeby napisała słowa i użyczyła głosu. Opierzone w melodyczny konkret "Groovejet" pokochały milijooony i ku mściwemu paznokciowi byłej Posh Spice, w momencie strąciło jej singiel ("Out Of Your Mind") z piedestału brytyjskich list przebojów. Nic nie dziwiono, ogon podkulono, z takim blasé, jakie w tym rozdaniu prezentuje Bextor, można bowiem mieć każdego pazia. –Magda Janicka

posłuchaj »


#100-91    #90-81    #80-71    #70-61    #60-51    #50-41    #40-31    #30-21    #20-11    #10-1   

Listy indywidualne

Redakcja Porcys    
BIEŻĄCE
Porcys's Guide to Polish YouTube: 150 najśmieszniejszych plików internetowych
Ekstrakt #2 (kwiecień-grudzień 2022)